czwartek, 5 września 2013

Szlachetne zdrowie...

Ech..... przecież Kochanowski miał absolutną rację pisząc te słowa... I chyba dość często je sobie powtarzam przy różnych sytuacjach.

Tak samo dziś. Idąc sobie koło apteki, w sklepie na szybkich zakupach... Widząc te wszystkie mamusie jadące sobie jak gdyby nigdy nic z dzieciakami w wózkach!!!!!! Tak po prostu sobie jechały, spacerowały, stały, siedziały, karmiły... Tak... tez tak robię miliony razy i nawet się nad tym nie zastanawiam...

Ale dziś moje dziecię obudziło się z glutem. Właściwie była to 3.00 w nocy, kiedy przez katar nie dała rady spać.. A potem było już tylko gorzej. Cały dzień leje się z niej jak z kranu. Już nie wiem czym wycierać. Bo to nawet nie ma co odciągać... Z nosa katar, z buzi ślina, wiadomo jak oddycha i chyba zapomniała, że trzeba przełykać :) Zmieniam bluzeczki, nakładam śliniaczki i latam na zmianę to z chusteczkami to z pieluszką tetrową. A to dopiero pierwszy dzień...

Wizyta u lekarza i siateczka leków. A ta mała mądrala je wypluwa!!! To już nie jest małe dzidzi, co wszystko połykało.. Muszę się głowić jak je jej podać.... Przecież nie przemówisz jak dorosłemu...

Bidulka Mała. Chyba to póki co najgorsze dla mnie w macierzyństwie... choroby... Dzięki Boże, że od tych większych nas chronisz... Każdego dnia staram Ci się za to dziękować...

3 komentarze: