środa, 4 września 2013

Dom.



No właśnie...

Pewnie, że marzyłabym o pięknym domku, ze spadzistym dachem, ogródkiem pełnym trawy po której biegały by dzieci i kwiatów przy ogrodzeniu, tarasie na którym można by pić poranną kawę... Z huśtawką mocną drewnianą na której można by z mężem prowadzić bardziej lub mniej romantyczne rozmowy... Z kamiennym grillem.... A w domu z sypialnią na poddaszu! I koniecznie z garderobą i osobistą łazienką!!!
A co! Pomarzyć nie można? :) I jak mijam takie domy na spacerach, gdy jedziemy samochodem to tak patrzę... I marzę jeszcze mocniej...

Tylko kto by o to sprzątał, dbał? Hehehe w końcu jak stać by mnie było na taki dom to i na ogrodnika i pomoc domową bym miała ;-)
Ale jest rzeczywistość (ups, jak mocno teraz stuknęłam o ziemię, gdy pomyślałam o obecnym tu i teraz...). Choć właściwie nie jest tak źle i nie jeden chciałby mieć to, co my mamy. Dlatego naprawdę staramy się to doceniać...

Niewiele przed naszym ślubem mój wujek kupił dom. Trzypiętrowy na osiedlu domków.  Nigdy się nie ożenił. Zajął więc ze swoją mamą dwa wyższe piętra. A na dole... było wolne, właściwie oddzielne jedno mieszkanie. Ja na M. nie naciskałam. Wiadomo, że mi było łatwiej - bo to moja rodzina, wiadomo, że mi tu lepiej (choć są bardzo specyficzni i wujek i babcia). Pozwoliłam, żeby to on zdecydował. Czy moja miejscowość czy jego... Ja mieszkałam w bloku, on całe życie w domu. Ale jego miejscowość mniejsza i tam naprawdę ciężko o pracę. a tu, u mnie... Oboje przed ślubem znaleźliśmy pracę i pracujemy w nich do dziś... Chcąc nie chcąc zostaliśmy i zamieszkaliśmy w domu wujka. Z własną kuchnią, łazienką i drzwiami oddzielającymi nas od reszty :) Dwa pokoje, duża kuchnia. Ale i tak. Chcieliśmy tu na chwilę, na przeczekanie. Bo chcielibyśmy być na swoim. Duży pokój wypełniły meble z mojego dawnego pokoju, w małym pokoju stanęło nowe, duże wygodne łóżko, a do kuchni kupiliśmy meble w przystępnej cenie i jako tako umieściliśmy je w kuchni. Pralkę i lodówkę dostaliśmy w prezencie ślubnym, więc po odnowieniu wszystkich ścian, i wystawieniu mebli tuż przed ślubem, zaraz po nim weszliśmy do naszego nowego domu i pachnącego świeżością łóżka :)

Minęło kilka dobrych lat. My szczęśliwi bo bez kredytu, płacący tylko rachunki, a nie komuś za wynajem, ciągle odkładamy jeszcze większa bądź mniejszą kaskę z naszych bądź co bądź niewielkich zarobków.
Bądźmy szczerzy. Mało kto z naszych znajomych ma tak komfortową sytuację...

Tylko co dalej???????????? Bo oprócz samochodu nie mamy nic swojego..... Nikt z nas stąd nie wywali, ale.... My tu tylko mieszkamy, nie mamy zbytnio nic do gadania.... Ogródek jest, ale nie nasz, w garażu jest nasz samochód, ale większość szafeczek oblega wujek, spiżarnia jest, ale pełna słoików babci :) No i choć drzwi są, nikt nie wchodzi bez pukania, to nikt ich też na zamek nie zamyka i nago po domu raczej nie biegamy. No... raczej.. ;-) Poza tym.... czasem i w dzień M. miał przypływ czułości, a mnie jednak paraliżował strach, że może wujek przyjdzie się o coś zapytać :P:P I choć faktycznie, do sypialni (teraz już naszej i Poziomy) nikt nigdy nie wszedł, chyba, że po specjalnym zaproszeniu, to jednak jakiś dyskomfort jest.....

Ale Mała zaraz będzie Duża. Trzeba będzie pożegnać się z nieskładanym łóżkiem 160x200 i kupić sobie coś w miarę wygodnego do salonu, który od tego czasu stanie się pokojem dzienno - nocnym... Z TV, który sam się będzie prosił, żeby go włączyć... Zaraz mam nadzieję pojawi się drugie bobo, pół biedy jak też dziewczynka. Ale jak chłopczyk? Albo całkiem niewykluczone, że i trzecie? To już sorki!!!!  Pomysły nam się skończą, gdzie ich wszystkich położyć i w miarę godnie mieszkać...

Kredyt, kredyt, kredyt.... Myślimy, nadal myślimy... M. co jakiś czas zaczyna temat, ale na rozmowach się kończy, bo ja boje się ryzyka, które wcześniej czy później będzie trzeba podjąć, a że póki co jest w miarę, to temat upada.......

I jest jak jest. Miało być na chwilę, a trwa. I przez to, że miało być na chwilę, wygląda, jakby było na chwilę. Duży pokój z meblami dwudziestolatki? Meble do kuchni aby tylko?  I o dziwo jakoś dość niedawno zaczęłam to zauważać, ale też i bardzo zaczęło mi to przeszkadzać... Naoglądamy się najpierw Ugotowanych, Dekoratorni i Bitwy o dom i potem to nasze mieszkanie jest... Słabe, byle jakie.... No właśnie... Ale czy ono nasze? Na ile? Wkładać to nasze odłożone pieniądze i potem się wyprowadzić? Przecież tego nie sprzedamy, nikt nam nie odda tego co zainwestujemy... I tak.... Całkowicie wyremontowaliśmy łazienkę, wymieniliśmy wszystkie okna i drzwi... To już chyba kilkanaście tysięcy. Naszych tysięcy. Już żal.... I o ile meble do pokoju dużego i Małej można by gdziekolwiek zabrać ze sobą, to już kuchni na wymiar nie... A tak bardzo marzy nam się piękna kuchnia...
Głupia sytuacja... Z jednej strony komfortowa, z drugiej byle jaka.....

Mieliśmy pewien plan. Rozbudować dom!!!! Już nawet były wstępne pozytywne rozmowy, już nawet poszliśmy do Urzędu Miasta pytać jakie zgody potrzebne. Już marzyliśmy o nowych pokojach i idealnej sytuacji w naszym życiu... Aż tu nagle wujek powiedział, że to nie wyjdzie, że bez sensu, że sąsiad się na pewno nie zgodzi, że za bardzo zacieni..... Oj.... opadły nam wtedy skrzydła i znów znaleźliśmy się w czarnej d... Znów zależni od właściciela budynku... I nie mogący nic....




I choć miałam na to pół ciąży co na zwolnieniu przesiedziałam, całe minione wakacje z M. w domu, to dopiero na miesiąc przed powrotem do pracy zaczynam pewne miejsca porządkować. Gdzie rzeczy niepotrzebnych za dużo. Często nie wiadomo po co (wiadomo - z sentymentu) przywiezionych tu z panieńskich i kawalerskich czasów....

Zaczynam dopiero na tyle ile mogę zamieniać ten dom w dorosły i taki, w którym chciałabym mieszkać. No właśnie... Tylko ile włożyć w to, czego już nie będzie można "wyjąć"?

Ale przecież chciałabym wreszcie czuć się dobrze. Jak w prawdziwym domu.......


1 komentarz: