piątek, 16 listopada 2012

Nowa codzienność.

Po domu wałęsają się dziecięce ubranka, na półkach regału można znaleźć dziecięce buciki, szczoteczkę do włosów, kremiki.... Na stole w pokoju gościnnym leżą zabawki i grzechotki. Wciąż jeszcze na to patrzę i nie mogę się nadziwić, że to stało się. Że Zuzik będzie przy nas rósł, uczył się chodzić, mówić.... Broić ;-)

Z naszym prawie już 3 - miesięcznym dzidziusiem różnie to bywa, a początki były trochę trudne... Było wiele płaczu, którego nie rozumieliśmy, który mnie osobiście po prostu denerwował... Bardzo trudno jest i było nie porównywać jej do córeczki mojej siostry, która jest teraz wielkim aniołkiem. Trudno zobaczyć ją gdy płacze, gdy coś jej przeszkadza....
Nasza Zuzinka jest chyba wrażliwcem. Np. teraz gdy nadeszła jesień i trzeba grubiej ubierać nieraz słyszymy histerię, gdy założymy czapeczkę (z kombinezonem jeszcze idzie jako tako) i chcemy wsadzić ją w fotelik samochodowy. Nieraz M. musiał po prostu najpierw uspokoić się na balkonie. Bo przecież jak płacze robi się jej jeszcze gorzej gorąco!

Karmię ją tylko piersią, ale oczywiście nie jest wcale przez to różowo. Ja nigdy nie miałam wątpliwości, że to najlepszy sposób karmienia, ale zachęcając do tego, tak mało można spotkać dobrych rad.... A może? tak trudno ich udzielać bo wszystko jest indywidualną sprawą? Jeśli chodzi o jedzenie bardzo muszę się pilnować... Mleko i produkty mleczne? Zapomnij. Chyba jedynie masło jej nie przeszkadza. Po reszcie - zielone kopki...  Brodawki bolą mnie po dziś dzień. A jestem praktycznie pewna, że dobrze ją przystawiam. Ona ciągnie jak głupia.. Ssie często i długo... A ja miałam płaskie brodawki, więc ona dopiero je wyciąga.... Dlatego nieraz kończyło się moimi łzami... Teraz już łez nie ma, ale nie powiem, że jest bezboleśnie.... I to wspaniałe mleko nie uchroniło ją również przed chorobą. Jak miała miesiąc już zachorowała... Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Choć kaszle ciągle. Pani doktor przy wizytach zawsze ja bada i nic tam w płucach nigdy nie ma. Może mleko jej gdzieś zaleci, może coś...

Ogólnie, zmartwień ciągle wiele..........  A to ten kaszel, a to jakieś zaczerwienienie, a to główki nie przekręca, a to oczko łzawi, a to ciągłe kichanie i zimne rączki, a to przeciągające się zielone kupki....  I tak można by długo wymieniać...  No tyle tego wszystkiego, tyle znaków zapytania.... Szczególnie ten jeden - Czy jesteśmy dobrymi rodzicami - czy jej nie krzywdzimy?

A nasza Zuzia mimo to rośnie i z każdym dniem potrafi więcej i ciągle się zmienia. Już długo potrafi leżeć i patrzeć, uśmiechać się, gadać tak słodko do siebie.... I są dni, kiedy trudno powstrzymać zdenerwowanie, bo brak pomysłów jak sprawić by nie płakała - lub jak się zachować by nie przyzwyczaić ją do noszenia na rękach, ale jest już mało tych dni... I oby jak najmniej. A miłości.... Coraz więcej!!!!