piątek, 4 września 2015

Mleczne zmiany.

Nie wiem czy bardziej nie chce mi się, bo jest mi tak łatwiej, czy bardziej się boję. Ale wiele składowych, wręcz zmusza mnie by Karol i moja pierś zaczęły funkcjonować na innych zasadach ehm.. przyjaźni...

Co śmieszne, przy Poziomie w tym wieku przygoda z karmieniem się kończyła. Czułam to ja, czułam że więcej już nie dam rady, a i tak dałam więcej niż planowałam. Przez te jej problemy i bóle brzucha wiele miałam granicznych momentów. Więc dumna byłam, że i tak to przetrwałam. Aż w końcu jej alergia nie-wiadomo-na-co, mój powrót do pracy- sprawiły, że we wrześniu powiedziałam KONIEC.

A teraz? Karol dalej wydaje mi się taki malutki (syndrom ostatniego dziecka....) czuję, że moje mleko to samo dobro... Najlepsze lekarstwo, najlepsze utulenie itp itd.....

Jedno się jednak nie zmieniło, męczy mnie, a wręcz nie mogę tego znieść, gdy dziecko jest tak duże, że z piersi potrafi już sobie zrobić zabawkę.

Nie wiem ile jeszcze będę karmić... Biegające i ssające dziecko mnie przeraża. Więc zapewne będzie to jeszcze kilka dobrych miesięcy...

Na tą chwilę Karol zasypia praktycznie tylko przy piersi, drzemka w dzień czy obowiązkowo na noc. Po pierwszej pobudce w nocy śpi już z nami i zajmuje sporo miejsca.... W wakacje czasem było to nie lada problemem. Były noce, które doprowadzały nas do mega wkurzenia, a nie wypoczynku... Nad ranem nie uspokaja się już inaczej jak ciągle ssąc i zmieniając pozycje - z prawej na lewą, z lewej na prawą - co sprawia, że od 4.00-5.00 nie śpię tylko czuwam i przekręcam się wedle jego potrzeb. "Najlepsze" jest jego zasypianie czasem wręcz ze staniem na głowie - tak się ustawia. No akrobacje są przeróżne. Aż dziwie się, że tak mało było ugryzień z jego strony tymi 8 zębiskami:)

Jeszcze do niedawna każde inne jedzenie było be. Ostatnio widzę, że mleczka mamusi żąda przede wszystkim na spanie.. Także dorasta do normalnego jedzenia. A że pierwszy rok to moje mleko miało być podstawą żywienia, to było. I aż się dziwię, że byłam zawsze na zawołanie.... Żadnych dłuższych wypadów bez dziecka.... Ale już pisałam, że długo bez nich nie wytrzymuję... :)

No ale sprawy się rypią, bo wracam do pracy i nie ja usypiać będę w dzień, od ponad roku nie przespałam nocy i są chwile, że jestem zoombie, a jak dojdzie do tego 7h pracy (ha! karmię i godzina mniej pracy mi się należy!), to będzie podwójnie kiepsko... Do tego jeszcze operacja, do której musimy być na czczo.... Jak mu nie dać cycka?? Kiedy on nad ranem jest przy piersi cały czas - to jedyny usypiacz jego....

Dlatego od poniedziałku muszę wdrożyć nowy plan, który przekładam i przekładam.... Zasypiamy bez.... Boję się chyba bardziej - niż mi się nie chcę.

czwartek, 3 września 2015

Pierwsze.

Jeeeeeju. Zapomniałam już nawet jak ja to kocham! Kawa, komputer i to puste pole do wpisywania myśli. Że tak wtedy lżej na duszy się robi. Tak.... więcej przestrzeni! :)

Tyle początków właśnie za nami. Tyle rocznic...

Wczoraj - gdy miałam to pisać - pierwsze urodziny Lolka. W weekend świętowaliśmy wspólne urodziny Poziomy i Lolka. Zrobiłam pierwszy raz dwa torty!!! A kiedyś myślałam, że nie jestem w stanie ogarnąć zrobić jednego.... :P Tak więc Starszaczek skończył 3 latka i poszedł do przedszkola! Po wielu perturbacjach do tego właśnie, gdzie chcieliśmy i jest tam od pierwszego dnia zadowolona! A to wielka, naprawdę wielka ulga! A ja... dzięki temu mam tą chwilunię, żeby móc napisać, bo ja - jak Maluchy śpią nie zabieram się za to, bo do ,aktywnych w nocy, nie należę.... I choć od jakiegoś czasu mam pierwszego w życiu swojego laptopa, podarowanego przez męża, za czas mój samotny z dziećmi w wakacje /;)/, to rzadko jeszcze mam czas z niego korzystać. I siedząc tak te już kilka dni sama w domu z Młodszym, doświadczam, że ta moja kochana córeńka nie jest żadnym obciążeniem i zabieraczem czasu. Ona sama pięknie się sobą zajmuje, tyle rzeczy robi już sama, bawi się bezpiecznie.... W przeciwieństwie do braciszka, który choć tylko raczkuje, włazi wszędzie - aby tylko wyżej, kanapa, stolik w pokoju siostry, krzesełka... Jego zostawić samego w pokoju to strach! Jak Zuzek był, to chociaż krzyczała, jak robił coś nieodpowiedniego....

Minął też pierwszy rok bez mamy. Na jej grobie byłam może.... 4 razy? Na pogrzebie, na święta wielkanocne, teraz niedawno po rocznicy śmierci i może jeszcze z raz.... Kiedyś myślałam, że jak ktoś kocha, to pojawia się na cmentarzu non stop i siedzi tam i rozmawia..... A ja tam chodzić nie potrafię, choć codziennie modlę się Koronką o życie wieczne dla Niej. Ale jakoś ciągle tak żyję jakby ona była! Jakby pojechać do niej można było. Pójście na cmentarz jest dla mnie wmawianiem sobie tego, że ona przecież nie żyje, czytam te literki z jej imieniem i nazwiskiem na zimnej granitowej tablicy i wciąż uwierzyć nie chcę. I przychodzą tylko takie chwile, kiedy wiem, że pewne rzeczy mogłaby tylko ona - doradzić, docenić, zauważyć, pochwalić, wesprzeć.... I tylko wtedy przychodzi ten okrutny żal... Ja też stałam się bardziej lękliwa. O swoje życie i zdrowie. O swoją rodzinę. Kiedyś tak bardzo nie bałam się, że zachoruję na raka, jak teraz.....

Ale nasze zdrowie na razie w Bożej Opiece :) Karolowi wyzdrowiały nereczki. Kilka dni temu było pierwsze USG, na którym wreszcie nie było zastoju moczu!! Teraz tylko 19 września czeka nas zabieg usunięcia przepukliny. Oby wszystko było dobrze.... Bo nawet udało nam się, że tego samego dnia, co pojawimy się w szpitalu, będziemy mogli wrócić do domu!!!

A ja cóż... pod koniec października wreszcie powrót do pracy.... Dobrze, że jest gdzie, choć jak zwykle nie czekam na to z niecierpliwością... Jeszcze zostało załatwienie opiekunki dla Lolka na dwa dni. Bo w resztę zajmie się nim mój tato.

No i wakacje. Choć z M. w domu, to i tak z brakiem czasu dla siebie. Choć często się pytam czy ja go w ogóle potrzebuję? Bo tak bardzo ich kocham, że tylko chwilka nie-myślenia, nic-nie-robienia wystarczy mi, by za nimi zatęsknić. Były wycieczki rowerowe, były samotne wczasy w nowym domu siostry, pod nieobecność M., był wyjazd do jego rodziców, były mega upały i rekolekcje dla rodzin w Szczawnicy. Trudne, ale i bardzo potrzebne, by zżyć się na nowo z Panem Bogiem, co nie udawało się tak naparwdę odkąd założyłam rodzinę.

Wiele pytań przed nami, wiele zimnych słotnych, a potem mroźnych popołudni, ale ja już jak zwykle myślę o wiośnie, o trawie zielonej i kwitnących drzewach. Teraz rok najwspanialszy, gdy Lolek będzie zdobywał nowe umiejętności dorosłego człowieka. gdy coraz więcej będzie rozumiał, ale i coraz więcej broił. Oj. Da nam popalić, to już da się odczuć! :)

Cieszę się, że niedługo będzie sam biegał, ale już tęsknię za tym, gdy mogłam go zawinąć w chustę, był taki malutki... Rok temu....















P.S. Karol już wstał. Ja nie przygotowałam obiadu, ani nie posprzątałam, ale miałam właśnie czas dla siebie... :)