piątek, 24 października 2014

Odpoczynek contra codzienność.

Ostatni weekend byliśmy poza domem. Niedaleko, a jednak zupełnie inne powietrze, otoczenie.
Nie trzeba sprzątać i gotować. I czy można chcieć czegoś więcej mając to on stop na okrągło? :) Mi możliwość takiego wyjazdu wystarczyła :) M. był w wielkim szoku, że nie marudziłam, że pojechać chciałam, że nie widziałam jak zwykle samych "ale". Sama nie wiem jak to się stało. Po prostu widziałam ten wyjazd realnie. To tam ten jesienny podryw, to tam spacery po błocie i karmienie w lesie. I choć sobota deszczowa, to niedziela już słoneczna, choć nie tak już ciepła... Hm... choć w porównaniu z dzisiejszymi 5 stopniami, które myślałam, że zawrócą mnie do domu ze spaceru (rajuśku jak zmarzłam!!!), to było jeszcze znośnie ciepło :D
Wróciłam stamtąd pozytywnie naładowana, choć nie powiem, że wypoczęta, wszak nocne wstawanie było i tam nieprzerwanie ;-)
Jednak brak możliwości drzemek w ciągu dnia nieźle już daje mi się we znaki. Często jest taki moment koło południa, że oczy same się zamykają, ale jakoś to mija i funkcjonuje cały dzień... Do 20.00-21.00 kiedy po prostu padam na twarz. Teraz to pisząc oczy tez powoli same się zamykają... Sen.. Mój największy przyjaciel.
Nadal jest lepiej niż z malutką Poziomą, nadal jakoś to lepiej funkcjonuje, choć najgorzej jest przeżyć poranek. Zjeść śniadanie. Gdy czasem jedną ręką karmię Zuz, drugą siebie, a trzecią (no dobra - cyckiem) Lolka. Jednocześnie. On tak jak jego siostra będzie raczej typem zoombie, który to za dużo snu nie potrzebuje. Ostatnimi dniami ma jedną - kilkugodzinną drzemkę. Poza tym trochę przyśnie w chuście, trochę się pouśmiecha i trochę pomarudzi. Gdyby spał jak człowiek w jego wieku to bym chyba perfekcyjna panią domu. A tak. Nie jestem. Cóż.
Może po prostu ciężko zasnąć chociażby przy karmieniu, jak coraz słyszy głos matki napominając starszą siostrę: "Nie rusz tego! Zejdź stamtąd, bo zaraz spadniesz! Zostaw to! No o co ja Cię prosiłam!" Bo ta Mała sobie używa, że matka cycem przywiązana... Zaczął aniołek zamieniać się z małego diabełka... Bałagan potrafi zrobić nieziemski i za chwilę nachylając się nad bratem powiedzieć: "Nie maltw się Kalolku. Mamusia zialaź wsistko posipsiąta pięknie". A ja oczy jak pięć złoty, skąd w niej takie pomysły i podejście do sprawy??

I choć jak już pisałam, miłość dzieląc pomnożyła się na dwoje szkrabów, jak tak karmię jedno, a drugie lata mi po głowie. Choć są obje cudowni - chyba nie chciałabym przeżywać tego trzeci raz. Nie dość, że nie uważam się za najlepszą matkę, sądzę, że nie najlepiej mi idzie zajmowanie się nimi, planowanie dnia, posiłków, to jeszcze chyba zbyt szybko tracę do nich cierpliwość. Przy trójce chyba bym oszalała. I jeśli już to za kilka dobrych lat. Jak te młode trochę się usamodzielnią.

 No. Ciekawe co wyjdzie z tych moich planów na życie...

środa, 22 października 2014

Znów bez słów.

 Pozioma wzbudzająca zainteresowanie u najstarszej części społeczeństwa. Ktoś widział film "Wszystko się może zdarzyć"?Jakby kadr stamtąd ;-)



 Radość posiadania kaloszków. U matki jak i u córki :P



 Jesienne podrywy.


Matka karmiąca. W lesie.

czwartek, 16 października 2014

Złota. Polska.

Jacie... dla mnie może być tak co roku. Absolutnie nie za długo jest tak ciepło. Dla mnie zima może być mroźna i pełna śniegu, ale miesiąc. Nie dłużej! I tak ciężko znieść, że o 18.00 już noc ciemna.
I wiem - wiem, że lada dzień skończy się prawdziwie piękna jesień. Już kilka dni pod rząd kupowaliśmy ostatniego loda tego sezonu Poziomie. Już w tamten weekend kazałam M. napawać się słoneczną niedzielą, bo już lada chwila będziemy ją tylko wspominać.. a tu proszę. Jeszcze ze 4 lody zjedzone, jeszcze słońce na spacery bez kurtek, jeszcze popołudnie i wczesny wieczór nad Zalewem... Z pogodą jak pod koniec lata. Lolek wdycha tlen, a ja siedzę i plotkuję, bo starsza potrafi po placu zabaw biegać już sama. Mogę to rozważać w kategoriach nagrody za przesiedziane w domu lato :) Tak było w ostatnią niedzielę.

A co do mamy. Coraz częściej gości mi w myślach jej nieobecność. dziś miałam ochotę krzyczeć nad jej grobem, żeby i ją stamtąd wyjęli i oddali żywą. Teraz jestem pewna, że moje jako takie samopoczucie po śmierci mamy to jej wyparcie.. W niedzielę, po dwóch miesiącach, byliśmy pierwszy raz na jej grobie... I to zostało to zaproponowane przez moją starszą siostrę. Słabe było to uczucie... Jakaś złość i żal.. Nie. Nie pogodziłam się z tym, ona nie może tam leżeć. Ja wiem, że to tylko jej ciało... Ale nie mogę już go dotknąć. Poczuć jej ciepła, popatrzeć na jej dłonie... Nie mogę...

Ale nic to. Życie. Cholerny rak. Nie ona pierwsza, nie ostatnia. Ktoś dziś cierpi tak jak ona, a jutro umrze. Dopiero niedawno to sobie uświadomiłam. Naprawdę. Że nie tylko ona tak cierpiała. Nie tylko ona te operacje, ta łysa głowa, ta nieporadność i złe rokowania...

A jutro mija 5 lat naszego małżeństwa..