Jestem sama. Tym razem wysłałam ich bez płaczu choć z tak samą wielką tęsknotą i ogromną pustką wieczorem i nocą. TV gra cały czas, żeby ktoś do mnie mówił. Wracają jutro.. Ale 2,5 dnia to wciąż za mało.. Zdecydowanie za mało czasu M. w te wakacje spędził u swoich rodziców :/ Ja sama czułam się głupio, że z nim nawet na tyle nie pojechałam, ale rozmawiałam z teściową na pogrzebie i nie ma do mnie żalu. Chyba nie muszę się czuć na wyrodną synową..
Wczoraj niewiele udało mi się zrobić, więc właściwie mam tylko jeden dzień na przygotowanie domu na przyjęcie dzidziusia, w spokoju. Potem może będzie mi jeszcze darowany tydzień, ale już z Zuz i M. biegającym do szkoły na rady i inne załatwiania....
Z każdym dniem śmierć mojej mamy jest dla mnie bardziej niedorzeczna. Odchodzą obrazy mamy z ostatnich dwóch miesięcy i jej ogromnego cierpienia. Wraca pamięć o maie sprzed.... Chodzącej, choć wyglądającej na zdrową. Łapię się na tym, że chcę wysłac jej mmsa; ze zdjęciem Zuz lub jakimś innym przedstawiającym aktualną sytuację u nas. Przecież zawsze jej wysyłałam.. Ona potem pisała coś śmiesznego albo dzwoniła i tak sobie komentowałyśmy... A tak - szczególnie teraz, gdy jestem sama wciąż z nią rozmawiam - mówię do niej. I czuję, że ona mnie słucha!!! Choć to tak mało, tak malutko!!!! Proszę ją ciągle o pomoc. O wsparcie, wstawiennictwo. Tak jak wczoraj, przed wizytą u lekarza, który ma mnie "poprowadzić" do cc. Jakoś starsznie się bałam, że jak mnie zbada, to powie, (mimo, że za tydz. ciąża będzie donoszona) że mam leżeć odpoczywać albo od razu skieruje mnie do szpitala, bo ja to w każdej chwili moge urodzić. A ja jeszcze domu nie przygotowałam!!!
Ale uf... szyjka zamknięta i nic z moich obaw się nie sprawdziło (dzięki mamo:)!). W pon. idę do niego na USG i od wagi dzidziusia dużo będzie zależeć, jeśli przez tą cukrzycę jest "bardzo duży" może mnie choćby zaraz położyć na oddział. Oj... nie chce tego nie chce :(( Ale nie mam jakiegoś wielkiego brzucha więc mam nadzieję, że synuś też nie jest jakiś wielki.. Generalnie to.... ta cała moja dieta - drastyczna zmiana sposobu żywienia sprawiła, że od wpisu o mojej wadze na pierwszej wizycie - do wczorajszego ważenia... MAM DWA KILOGRAMY NA MINUSIE!!! To wręcz niedorzeczne i nieprawdopodobne. Albo miałam wtedy mega wody w organiżmie albo waga jakaś popsuta.... Nie wiem... Nie, że gruba byłam, ale ważyłam za dużo i jadłam za dużo słodkości i w ogóle... Więc trochę przed ciążą na wagę nie stawałam - tylko od stycznia miałam się wziąć za siebie (a tu ciąża - bach). Potem przerażenie u doktora i jego tekst, że za dużo ważę. No to ma, proszę bardzo. A w ciąży się chudnąć nie powinno!!! Z tymże do niego już nie wróciłam i pewnie nie wrócę ;-)
Między trudnymi wydarzeniami w mojej rodzinie remontowaliśmy się. Zuz ma swój pokój, śpi w nim sama, choć są noce lepsze i gorsze. W międzyczasie były i takie, gdy nie chciała zasypiac w nowym łóżezku, tylko tak jak wcześniej - tulić się we mnie. Kiedyś leżałam z nią na łóżku naszym, a teraz siedziałam obok łóżeczka jej... Dziecko nie maszyna - wiem - ale zasypianie na kolanach, na siedząco mnie nie urządza... Kończyłam więc dzień mega nerwem... Ale ostatnie dni zaspiała pieknie w łóżeczku :)) I przychodzi dopiero rano, może budzi się trochę wcześniej i już nie zasypia przy nas, ale i tak jestem zadowolona. Zobaczymy co będzie po powrocie, no a przede wszystkim po urodzeniu braciszka. Kiedy pewnie usypiał będzie M.... Teraz jakoś nie mam odwagi robić zamiany. Raz nawet próbował, ale i tak woła mnie....
A tak wyglądał pokój, powiedzmy - w połowie zmian :) Z tyłu oczywiście szafa skonstruowana przez M. :) A łóżeczko wciąż przechodzi modyfikacje przkrywania, niedługo dorobi się również nowej pościeli, bo ta została wzięta ze starego łóżeczka. No i oczywiście barierka blokująca! Jeszcze aż tak duża nie jest by spać bez niej ;-)
Jakoś też w te wakacje udało się praktycznie odieluchować Zuz. Sama nie wiem jak to wyszło. Po prostu szybko zrozumiała, że nie zasikuje się majtek. Bo dospóki łaziła w pieluszce nie rozumiała, że trzeba wołać - tu ukłony w strone pieluszek wielorazowych. Bo dzieci takowe noszące szybciej się uczą, bo czują mokro. W pampersiakach dziecko nie czje - nie przeszkadza mu. I dopiero całkowite z nich zrezygnowanie odblokowało ją. Czasem się zapomina, ale coraz mniej tych sytuacji. Bałam się obszczanych mebli, łóżek, ale częściej zasikiwała coś babci na górze i miała pranie ;-) Do naszych najgorszych zasikańców możemy zaliczyć, niestety z winy M.!!!, fotelik samachodowy - dzień przed pogrzebem, na szczęście grzejnik w łazience mam też na prąd i udało się wysuszyć zdjętą i upraną "tapicerkę". A sprawy by nie było, gdyby szanowny tatuś nie zapomniał, że Zuz w sklepie wołała, że chce siku (a woła: "nocik! sibko" - czyli szybko dawać nocnik). Gorszy jest drugi zasikaniec. Nowa wykadzina w jej pokoju :((( Co gorsze, to nie Zuz się na nią zlała, tylko wspomniany wyżej ojciec dziecka, zostawił ją w pokoju z nocnikiem, w który ona elegancko się wysikała, a potem równie elegancko, wstając, zawartość wylała.... Rzadko jej się to zdarza. Tym razem, nowa wykładzina dostąpiła tego zaszczytu. Z całkowitym usunięciem zapachu walczę do dziś.... Czyżby skończy się na zamówieniu firmy czyszczącej? Ech mężu.... Dość spektakularnie zaszczała się również ostatnio na placu zabaw. Pech chciał, że wybraliśmy się na najdalszy plac, z jakich najczęściej korzystamy, a ja nie wzięłam ze sobą torby z ubrankami i majtkami na wymianę - co jest teraz niezbędnym wyposażeniem i to w ilościach wystarczających na kilka zmian. Drobnym ułatwieniem było jedynie to, że moja siostra, która z nami była, miała na zmianę.. majtki. Spodenek już nie, bo córka wykorzystała już to, co tego dnia miała dla niej ze sobą. M. stwierdził, że długo nie będziemy i może latać w samych majtkach.... Drobna kłótnia i obrażony poszedł po spodenki, ale i tak zanim wrócił w samych majtkach latała.... Cóż.... Bez problemu wysikuje się na trawę, gdy jest taka potrzeba i nawet bardzo to lubi :P Ale wozimy też ze sobą nocnik i w trasie też się przydał :P Także generalnie... pielucha jeszcze tylko na noc. Najczęściej do końca sucha, bo nawet w nocy nieraz chodziłam z nią na nocnik, ale choć łózko oszczędzimy i nowy materac jakby co :)
Na koniec tej historii dodam tylko jedno. Na dziecko musi przyjść czas. Córka mojej siostry, choć nawet starsza trzy tygodnie, cakowiecie zapieluchowana, choć to ona niby zaczęła wczesniej niż ja zakładać jej majteczki. Wciąż zasikiwała wszystko i wszędzie i u wszystkich. Chodzenie w mokrych majtach też jej nie przeszkadza. Nie woła, ot - aby czasem widziała czasem, że Małej się chce i siadzała ją na sedes. Bo córcia nocnika za bardzo nie uznaje.... Także póki co przestała z nią walczyć.... Każde dziecko inne....
No.... to koniec tych przydługich wynurzeń, muszę przecież dobrze wykorzystać ten jeden dzień! A jutro mini urodziny Zuzanki - przeniesione z poniedziałku. Nie ma dziecko szczęścia do prawdziwych bibek, ale w tym roku też nie jest na to czas i miejsce.. Będzie kilka osób, grill i tort.. I nasza radość z tak dużej i mądrej już córeczki!!!!
Sto lat dla Zuzi! Dużo zdrowia dla Ciebie. I spokojnego przyjścia na świat dla Szkraba! Jeszcze tylko tydzień do donoszenia? Wow! ale zleciało!)
OdpowiedzUsuńCzas pedzi jak szalony. Dzieci nam rosna a my sie starzejemy!
UsuńNo już nie przesadzaj z tą starością! ;)
UsuńWszystkiego najlepszego dla córki :) uroczy ma ten pokój. Ja do tej pory czasem chwytam za telefon aby zadzwonić a minęły 3 lata...
OdpowiedzUsuńTo wiec nie mija?
Usuńpewnie każdy ma inaczej... trzeba czasu aby nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości
UsuńWięc najlepsze życzenia dla Zuzi dużo dużo zdrowia i uśmiechu
OdpowiedzUsuńZa zyczenia dla Zuzi dziekuje wszystkim! :)
UsuńEj, jak znowu urodzinki, jak wczoraj było to fajne zdjęcie bobasa w balonach i roczek??? :) :)
OdpowiedzUsuńUrodzinowe buziaki dla córy!