Urodziny się odbyły.. Wyglądały nawet dość hucznie... Nawet M. był :)
I tak się po nich zaczęłam zastanawiać... czemu zrobiłam z tej całej sytuacji taki horror?
Ogólnie, to jestem chyba dość słaba psychicznie, jak coś nie idzie po mojej myśli to się załamuję.. I niech wszyscy naokoło mnie żałują :/ Ale nagle okazało się, że mam wspaniałą rodzinę i mimo, że uważają, że nie zrobili nic wielkiego, to sprawili, że urodziny się odbyły i wszyscy świętowaliśmy... Miało być zupełnie inaczej. Owszem. Miałam cały trud przygotowań wziąć na swoje barki razem z M. Chciałam poszukać pysznego przepisu na tort i zrobić go sama, przygotować jakieś przekąski... A wyszło tak, że w sobotę - owszem robiłam tort, ale jakiś najprostszy, co go mama miała w głowie - masło ucierane z budyniem (to baza masy), mi strasznie nie smakował, ale co poniektórzy brali dokładkę, więc był zjadliwy (co kto lubi :P). Przyjechała siostra z mężem, druga siostra z rodzicami, ścinali trawę na ogródku, zajmowali się Zuz. Więc mogłam robić tort... Ciocia zrobiła zakupy, zajęła się mięskiem na grilla, siostra wymyśliła deser... Także nie narobiłam się w ogóle. Z powodu mojego stanu emocjonalnego nie przejmowałam się niczym; czy aby wszystko posprzątane, czy wszystko kupione. Było jak było i było co było. Ja do ostatniej sekundy czekałam czy przyjedzie M.
A mogłam przecież się wziąć w garść, a nie biadolić nad sobą, zrobić to dla Poziomki i nie wymyślać najgorsze scenariusze, tylko wierzyć bardzo mocno, że tatuś przyjedzie do swojej córeczki!!! Trzeba chyba bardziej brać życie za rogi... Bo to nie pierwsza i nie ostatnia taka zaskakująca sytuacja... A mam przecież na kogo liczyć...
Bo nawet plakat był, że Zuzia ma już 1. roczek i mnóstwo balonów :)
środa, 28 sierpnia 2013
niedziela, 25 sierpnia 2013
Tak niedawno...
Rok. Cały rok upłynął odkąd jesteś z nami Kruszyno, a jeszcze tak niedawno mówiliśmy do Ciebie: Bąbelku, bo do końca nie wiedzieliśmy czy będziesz chłopczykiem czy dziewczynką... Choć przez skórę jednak czułam, że to nie może być chłopak ;)
Rok temu trzymałam przy sobie malutkie zawiniątko. Przepełniało mnie szczęście z posiadania Ciebie. Choć już dzień potem zabrali mi Ciebie pod kroplówę, a ja pierwszy raz ryczałam jak bóbr, gdy zobaczyłam Ciebie pod tymi kabelkami. Taką bezbronną, malutką i nie mogąc Cię przytulić tylko płacz mi pozostał...
Gdy Ty na początku płakałaś nie wiedziałam co robić, wszystko było takie trudne i obce, a nie potrafiłam uwierzyć w to, że wszystkiego się nauczę i tak jak teraz - będę znać każdy Twój płacz.
Malutkie szczęście mające tylko mnie.
I przeżyliśmy rok cały. Pokonaliśmy wspólnie wiele trudności i choć pewnie wiele przed nami, ja z każdym dniem jestem pewniejsza i silniejsza.
A Ty... masz już swoje ulubione książeczki i nawet strony w tych książeczkach. W ogóle to mogłabyś słuchać jak Ci się czyta dzień cały. Brykasz po domu już na dwóch nóżkach. Pijesz kaszę z kubeczka - no dobra to jest produkt bezglutenowy i bezlaktozowy. A do obiadku najchętniej wkładałabyś ręce. Gadasz jak najęta w tym swoim chińskim języku i uśmiechasz się coraz więcej. Zasypiasz już sama, a przy myciu pupy w łazience ściągasz wszystko co możliwe z półeczki. Wszystko, co nowe tak bardzo Cię interesuje. I tyle już gestów powtarzasz za tatą.... Dostałaś już własne zamówienie w restauracji! Spałaś w pociągu i widziałaś morze. Nie lubisz czapeczek, ale kochasz buciki. Masz ulubionego konika u wujka K. W ogóle jesteś taka mądrutka, tyle rozumiesz, a ciągle wydaje nam się, że tak nie jest.
Jesteś już dużym człowiekiem.
Bo czas leci tak szybko.
Dziękuję Ci Boże za NIĄ......
Rok temu trzymałam przy sobie malutkie zawiniątko. Przepełniało mnie szczęście z posiadania Ciebie. Choć już dzień potem zabrali mi Ciebie pod kroplówę, a ja pierwszy raz ryczałam jak bóbr, gdy zobaczyłam Ciebie pod tymi kabelkami. Taką bezbronną, malutką i nie mogąc Cię przytulić tylko płacz mi pozostał...
Gdy Ty na początku płakałaś nie wiedziałam co robić, wszystko było takie trudne i obce, a nie potrafiłam uwierzyć w to, że wszystkiego się nauczę i tak jak teraz - będę znać każdy Twój płacz.
Malutkie szczęście mające tylko mnie.
I przeżyliśmy rok cały. Pokonaliśmy wspólnie wiele trudności i choć pewnie wiele przed nami, ja z każdym dniem jestem pewniejsza i silniejsza.
A Ty... masz już swoje ulubione książeczki i nawet strony w tych książeczkach. W ogóle to mogłabyś słuchać jak Ci się czyta dzień cały. Brykasz po domu już na dwóch nóżkach. Pijesz kaszę z kubeczka - no dobra to jest produkt bezglutenowy i bezlaktozowy. A do obiadku najchętniej wkładałabyś ręce. Gadasz jak najęta w tym swoim chińskim języku i uśmiechasz się coraz więcej. Zasypiasz już sama, a przy myciu pupy w łazience ściągasz wszystko co możliwe z półeczki. Wszystko, co nowe tak bardzo Cię interesuje. I tyle już gestów powtarzasz za tatą.... Dostałaś już własne zamówienie w restauracji! Spałaś w pociągu i widziałaś morze. Nie lubisz czapeczek, ale kochasz buciki. Masz ulubionego konika u wujka K. W ogóle jesteś taka mądrutka, tyle rozumiesz, a ciągle wydaje nam się, że tak nie jest.
Jesteś już dużym człowiekiem.
Bo czas leci tak szybko.
Dziękuję Ci Boże za NIĄ......
piątek, 23 sierpnia 2013
Pojutrze.
Pojutrze miał być piękny, słoneczny dzień. Miał być grill, krzyki bawiących się dzieci. Miały być śmiechy dorosłych, zdjęcia cykane co chwila, dużo jedzenia i... tort... Na 1. urodziny mojej córeczki.
Nie wiem czy będzie cokolwiek. Ręce mi opadły, serce stało się bez uczuć. Nic mnie nie denerwuje, nic nie cieszy.
M. musiał nagle pojechać do swojej rodziny. Sprawa losowa. Ważna.... Tylko wydarzyła się przez głupotę...
Przez błędy młodości kogoś, cierpi moja rodzina :/ chyba to boli najbardziej... :( Bo wcale nie jest tak, że jak pieprzymy sobie życie używkami i przygodnym seksem to tylko nas to dotyczy. Nie. Ma to swoje konsekwencje za nawet kilkadziesiąt lat. I osób z każdą chwilą może cierpieć coraz więcej...
Mama. siostra, ciocia.. tołkują mi do głowy, że mi pomogą, że razem coś zrobimy, ale ja nie mam sił sama tego ogarnąć. A może po prostu nie chce? Tak mnie to zwaliło z nóg..
Wolałabym już chyba bardziej upiec sama mały biszkopcik, wsadzić w niego świeczkę z jedynką. Tą... co kiedyś M. ją specjalnie kupił.... Zdmuchnąć z Zuzią. Zjeść biszkopcik. I sobie popłakać, że nie ma pierwszych urodzin takich jakie mogłaby mieć...
Nie wiem czy będzie cokolwiek. Ręce mi opadły, serce stało się bez uczuć. Nic mnie nie denerwuje, nic nie cieszy.
M. musiał nagle pojechać do swojej rodziny. Sprawa losowa. Ważna.... Tylko wydarzyła się przez głupotę...
Przez błędy młodości kogoś, cierpi moja rodzina :/ chyba to boli najbardziej... :( Bo wcale nie jest tak, że jak pieprzymy sobie życie używkami i przygodnym seksem to tylko nas to dotyczy. Nie. Ma to swoje konsekwencje za nawet kilkadziesiąt lat. I osób z każdą chwilą może cierpieć coraz więcej...
Mama. siostra, ciocia.. tołkują mi do głowy, że mi pomogą, że razem coś zrobimy, ale ja nie mam sił sama tego ogarnąć. A może po prostu nie chce? Tak mnie to zwaliło z nóg..
Wolałabym już chyba bardziej upiec sama mały biszkopcik, wsadzić w niego świeczkę z jedynką. Tą... co kiedyś M. ją specjalnie kupił.... Zdmuchnąć z Zuzią. Zjeść biszkopcik. I sobie popłakać, że nie ma pierwszych urodzin takich jakie mogłaby mieć...
środa, 21 sierpnia 2013
Pełnia szczęścia.
Oja... wróciliśmy.... Zaglądam na pocztę, bloga, FB... A tam.. właściwie niewiele się zmieniło, tylko kilka notek do nadrobienia... A wydaje mi się, że nie było nas całe wieki!!! :) Czas płynął tak intensywnie.
Cóż mówić. Było przecudownie. Słońce każdego dnia. Dzieci przeszczęśliwe. My zadowoleni. Choć do ostatniej chwili nie wiedziałam jak to wyjdzie i czy wyjdzie - nie żałuję ani chwili. Każdego dnia dziękowałam Bogu, że daje nam pogodę, pomysły na radość i wypełnianie każdej sekundy dnia. Za to, że dziewczyny wciąż uśmiechnięte (wręcz nie chciały wychodzić z lodowatego Bałtyku), że tyle było do zobaczenia i zasmakowania. Że drożdżówki najwspanialsze na świecie i ryby nigdzie tak nie smakujące, za to, że rybacy na naszych oczach je patroszyli i opowiadali tyle ciekawych rzeczy jak ich zapytaliśmy. Za to, że świat można zwiedzać z dzieckiem. I za chustę, co ją wzięliśmy zamiast wózka i okazała się hitem, bo Mała spała praktycznie tylko w niej i na plażę z nią chodziliśmy i brzegiem morza też mogliśmy kroczyć ze śpiącą Poziomeczką. Że wszędzie można było dojść i wejść albo się nie przykryć albo siąść na niej... Od nowości tak bardzo jej nie wykorzystałam jak na wyjeździe!
Nawet nie marzyłam, że będzie tak wspaniale... Nawet Małej całe uczulenie zeszło... teraz pytanie kiedy powróci i czy to może coś u nas w domu uczula.. Bo Choć nie jadłam wszystkiego, to wiele tak... Tylko pomidorów nie i (jak to mówię) żywego mleka i tylko jedno jajeczko... A wróciliśmy i ani plamki na ciele!!!!
I tylko jednego żałuję... Że M. nie mógł popływać na windsurfingu... Bo wtedy, kiedy miał okazję, to nie było wiatru, a on tak bardzo chciał... Tak bardzo....
Zjadłam resztkę prażonego słonecznika. Między zębami chrzęścił mi jeszcze nadmorski piasek, bo owe pestki M. nosił w kieszeni od spodni, a czasem leżały na plażowych kocach.
Idę spać, a jutro może uda się nadrobić zaległości i czas zacząć przygotowywać się do urodzin Zuz.....
Cóż mówić. Było przecudownie. Słońce każdego dnia. Dzieci przeszczęśliwe. My zadowoleni. Choć do ostatniej chwili nie wiedziałam jak to wyjdzie i czy wyjdzie - nie żałuję ani chwili. Każdego dnia dziękowałam Bogu, że daje nam pogodę, pomysły na radość i wypełnianie każdej sekundy dnia. Za to, że dziewczyny wciąż uśmiechnięte (wręcz nie chciały wychodzić z lodowatego Bałtyku), że tyle było do zobaczenia i zasmakowania. Że drożdżówki najwspanialsze na świecie i ryby nigdzie tak nie smakujące, za to, że rybacy na naszych oczach je patroszyli i opowiadali tyle ciekawych rzeczy jak ich zapytaliśmy. Za to, że świat można zwiedzać z dzieckiem. I za chustę, co ją wzięliśmy zamiast wózka i okazała się hitem, bo Mała spała praktycznie tylko w niej i na plażę z nią chodziliśmy i brzegiem morza też mogliśmy kroczyć ze śpiącą Poziomeczką. Że wszędzie można było dojść i wejść albo się nie przykryć albo siąść na niej... Od nowości tak bardzo jej nie wykorzystałam jak na wyjeździe!
Nawet nie marzyłam, że będzie tak wspaniale... Nawet Małej całe uczulenie zeszło... teraz pytanie kiedy powróci i czy to może coś u nas w domu uczula.. Bo Choć nie jadłam wszystkiego, to wiele tak... Tylko pomidorów nie i (jak to mówię) żywego mleka i tylko jedno jajeczko... A wróciliśmy i ani plamki na ciele!!!!
I tylko jednego żałuję... Że M. nie mógł popływać na windsurfingu... Bo wtedy, kiedy miał okazję, to nie było wiatru, a on tak bardzo chciał... Tak bardzo....
Zjadłam resztkę prażonego słonecznika. Między zębami chrzęścił mi jeszcze nadmorski piasek, bo owe pestki M. nosił w kieszeni od spodni, a czasem leżały na plażowych kocach.
Idę spać, a jutro może uda się nadrobić zaległości i czas zacząć przygotowywać się do urodzin Zuz.....
a to jezioro, na którym miał M. pływać.....
środa, 14 sierpnia 2013
Znikamy.
Na jakieś 5 dni. Jutro wieczorem wsiadamy do pociągu i ziuuuu.... nad morze! O dziwo bardzo się cieszę, choć to pierwsza nasza taka długa podróż z Małą. Czy weźmiemy wszystko co potrzeba? No i w ogóle jak ta podróż minie? Czy Poziomka będzie ładnie spać czy może ciągle się budzić....
Mieliśmy nie jechać nigdzie, ale tak przechodząc od słowa do czynu, za namową rodzinki, wyjeżdżamy całą ekipą :D W tym dwa roczniaki :)
Najlepsze jednak są spontany, zbyt wcześnie nie planowane :P
P.S. A w ogóle córcia od jakiegoś tygodnia dzielnie uczy się chodzić. Już potrafi samodzielnie przejść długie kawałki, z tym że nie wiadomo kiedy wyfajknie się do tyłu :) Dlatego trzeba być za nią krok w krok!
Mieliśmy nie jechać nigdzie, ale tak przechodząc od słowa do czynu, za namową rodzinki, wyjeżdżamy całą ekipą :D W tym dwa roczniaki :)
Najlepsze jednak są spontany, zbyt wcześnie nie planowane :P
P.S. A w ogóle córcia od jakiegoś tygodnia dzielnie uczy się chodzić. Już potrafi samodzielnie przejść długie kawałki, z tym że nie wiadomo kiedy wyfajknie się do tyłu :) Dlatego trzeba być za nią krok w krok!
Ahoj przygodo!!!!!!!!
wtorek, 13 sierpnia 2013
Mój Mały Alergik.
Chyba znowu trochę się pożalę. Ale ociupinkę. Bo ja po prostu jestem łasuchem, którego nie stać na wyrzeczenia... To chyba najgorsze. Sytuacja jest taka. Plamy na szyi bardzo małe i rzadko wychodzące. W zgięciu łokcia troszkę większe, ale też do zniesienia. Pod kolanami.. ech, czasem ogromne!!! I było pod jednym, a teraz pod dwoma.... I to wygląda normalnie, jak poparzenie :/ Smarujemy emolium....
Przed wyjazdem do teściów byliśmy u pediatry. Pokazać to i w ogóle. A ona, że to typowe atopowe zapalenia, że ona od początku wykazywała skłonności do tego, że to się w lecie nasila (?) i że trzeba alergeny odstawiać... A ja mam karmić nadal, jak najdłużej. I jak plamy znikną próbować coś z tym białkiem z mleka krowiego. Powolutku. Zmiany na skórze smarować parę razy na dzień. Chciałam zaproponować, żeby zamiast tego mojego karmienia (bo przecież łatwiej kontrolować tylko, co Mała je, a nie co obie jemy) podawać jej Nutramigen. Ale ponoć to jest okropne w smaku i tak dużego dziecka nie da się już na to przestawić, skoro tak długo jadła moje...
No i ogólnie to mnie najbardziej zasmuciło.. Bo ja już jestem zmęczona tym karmieniem i tymi znakami zapytania, co mogę, co nie mogę. Zdecydowanie uczula ją coś jeszcze niż tylko mleko. Jak przez pół dnia ma bledsze plamki, to potem znowu coś wyskoczy :/
A ja często nie mogę się powstrzymać - szczególnie, że nie wiem do końca czy coś ją uczula. Tylko mleko jest pewniakiem. Tak niby staram się sama nie jeść i jej nie podawać najczęstszych alergenów... Ale różnie to bywa. Już mi nawet teściowa robiła pączki na samym żółtku (i kotlety w samym żółtku panierowała :P), ale w środku były wiśnie, które też mogły dać efekt wiadomo jaki :/ A ja nie mogłam się powstrzymać dopóki się nie skończyły...... Już zupę zabielała zasmażką na smalcu, a nie śmietaną z mąką, ale następnego dnia zrobiła żurek, normalnie zabielany, a był tak pyszny, ze nie mogłam się powstrzymać... Chyba najbardziej przed pomidorami się broniłam (nie wiem czemu), a mają swoje i jak M. jadł kanapki to tylko mi ślinka ciekła, bo ja takie suchmelce z wędlina tylko....
No po prostu nie wiem jak to ogarnąć, żeby znaleźć te alergeny atakujące moją córeczkę...
Najgorsze, że ciągle czuję, że POWINNAM już przestać karmić, tylko co u licha dać jej zamiast tego?? Muszę poszperać, bo zapytać nie mam kogo :( O ile przez cały czas karmienia, przez ten cały czas wszystkich problemów ciągle czułam, że karmić POWINNAM i CHCĘ. To teraz na odwrót....
Jestem zbyt niepokorna z tym swoim jedzeniem... Teraz też nam się szykuje wypad - całą wielka rodzinką (miała nawet jechać mama, ale chemia przesunęła jej się o tydzień i będzie zbyt słaba, żeby jechać teraz.... :( ) i będzie wspólne gotowanie, no i weź. Będą wspólne obiady i choć teoretycznie wszyscy wiedzą, że ja nic mlecznego. To bardzo prawdopodobne, że trafi się gdzieś śmietana... albo co... Albo pomidor... I co? mam se sama jeść nie wiadomo co czy dać listę najczęstszych alergenów, żeby bez tego robili! Masakra...
Masakra, bo ja nie umiem odmawiać, gdy to ktoś gotuje czy mi proponuje. Mimo, że staram się mówić co i jak, ale wydaje mi się, że gdy podziękuję to wyjdę na kogoś kto wybrzydza i że w ogóle jestem nieuprzejma (ale dziwna jestem, co?).
I tak się zmagam z tymi dylematami. Ciągle siedzą mi w głowie dlatego to tu napisałam...
Mam plan teraz taki. Wydrukować sobie te najczęstsze alergeny i kategorycznie nic nie podawać nic z tego co tam będzie. Ani jej ani sobie. I wtedy zobaczyć co się stanie. Tylko czy dam radę, skoro teraz tak nieudolnie mi wychodzi odmawianie sobie.... Ale i jej, bo jak patrzy tak tymi oczętami na owocek jakiś to choć troszeczkę chcę jej uszczknąć... Tak się cieszyć, że poznaje nowy smak, tak patrzeć jak jej smakuje...
No nie umiem... nie umiem póki co radzić sobie z tą jej alergią... I ze swoim łakomstwem...
Przed wyjazdem do teściów byliśmy u pediatry. Pokazać to i w ogóle. A ona, że to typowe atopowe zapalenia, że ona od początku wykazywała skłonności do tego, że to się w lecie nasila (?) i że trzeba alergeny odstawiać... A ja mam karmić nadal, jak najdłużej. I jak plamy znikną próbować coś z tym białkiem z mleka krowiego. Powolutku. Zmiany na skórze smarować parę razy na dzień. Chciałam zaproponować, żeby zamiast tego mojego karmienia (bo przecież łatwiej kontrolować tylko, co Mała je, a nie co obie jemy) podawać jej Nutramigen. Ale ponoć to jest okropne w smaku i tak dużego dziecka nie da się już na to przestawić, skoro tak długo jadła moje...
No i ogólnie to mnie najbardziej zasmuciło.. Bo ja już jestem zmęczona tym karmieniem i tymi znakami zapytania, co mogę, co nie mogę. Zdecydowanie uczula ją coś jeszcze niż tylko mleko. Jak przez pół dnia ma bledsze plamki, to potem znowu coś wyskoczy :/
A ja często nie mogę się powstrzymać - szczególnie, że nie wiem do końca czy coś ją uczula. Tylko mleko jest pewniakiem. Tak niby staram się sama nie jeść i jej nie podawać najczęstszych alergenów... Ale różnie to bywa. Już mi nawet teściowa robiła pączki na samym żółtku (i kotlety w samym żółtku panierowała :P), ale w środku były wiśnie, które też mogły dać efekt wiadomo jaki :/ A ja nie mogłam się powstrzymać dopóki się nie skończyły...... Już zupę zabielała zasmażką na smalcu, a nie śmietaną z mąką, ale następnego dnia zrobiła żurek, normalnie zabielany, a był tak pyszny, ze nie mogłam się powstrzymać... Chyba najbardziej przed pomidorami się broniłam (nie wiem czemu), a mają swoje i jak M. jadł kanapki to tylko mi ślinka ciekła, bo ja takie suchmelce z wędlina tylko....
No po prostu nie wiem jak to ogarnąć, żeby znaleźć te alergeny atakujące moją córeczkę...
Najgorsze, że ciągle czuję, że POWINNAM już przestać karmić, tylko co u licha dać jej zamiast tego?? Muszę poszperać, bo zapytać nie mam kogo :( O ile przez cały czas karmienia, przez ten cały czas wszystkich problemów ciągle czułam, że karmić POWINNAM i CHCĘ. To teraz na odwrót....
Jestem zbyt niepokorna z tym swoim jedzeniem... Teraz też nam się szykuje wypad - całą wielka rodzinką (miała nawet jechać mama, ale chemia przesunęła jej się o tydzień i będzie zbyt słaba, żeby jechać teraz.... :( ) i będzie wspólne gotowanie, no i weź. Będą wspólne obiady i choć teoretycznie wszyscy wiedzą, że ja nic mlecznego. To bardzo prawdopodobne, że trafi się gdzieś śmietana... albo co... Albo pomidor... I co? mam se sama jeść nie wiadomo co czy dać listę najczęstszych alergenów, żeby bez tego robili! Masakra...
Masakra, bo ja nie umiem odmawiać, gdy to ktoś gotuje czy mi proponuje. Mimo, że staram się mówić co i jak, ale wydaje mi się, że gdy podziękuję to wyjdę na kogoś kto wybrzydza i że w ogóle jestem nieuprzejma (ale dziwna jestem, co?).
I tak się zmagam z tymi dylematami. Ciągle siedzą mi w głowie dlatego to tu napisałam...
Mam plan teraz taki. Wydrukować sobie te najczęstsze alergeny i kategorycznie nic nie podawać nic z tego co tam będzie. Ani jej ani sobie. I wtedy zobaczyć co się stanie. Tylko czy dam radę, skoro teraz tak nieudolnie mi wychodzi odmawianie sobie.... Ale i jej, bo jak patrzy tak tymi oczętami na owocek jakiś to choć troszeczkę chcę jej uszczknąć... Tak się cieszyć, że poznaje nowy smak, tak patrzeć jak jej smakuje...
No nie umiem... nie umiem póki co radzić sobie z tą jej alergią... I ze swoim łakomstwem...
sobota, 10 sierpnia 2013
Zabawa, na którą nigdy miałam się nie skusić :P
O mamo! M. pojechał z Poziomą i teściową na zakupy, a ja miałam posprzątać, weszłam na chwilę i zostanę dłużej :P:P:P
To przez Tą z żebra :P:P Trafiła mnie, a ja jej uległam :)
1. Bardzo siebie lubię i uważam, że jestem super, bo ... (:D:D stwierdzenia, że to nieprawda nie przyjmuję:))
(zostawiam to na koniec:P)
(wróciłam do pytania):
...jestem inteligentna, a to bardzo podnieca mojego męża :D
2. Wierzysz w przyjaźń damsko-męską?
Nie wierzę. Tzn. mój mąż jest moim przyjacielem. Więc nie uważam, że mógłby być inny finał z takiej przyjaźni... Chociaż właśnie u nas plany były takie, że na przyjaźni się skończy;-) No chyba, że bym tak wspaniale rozumiała się z facetem, którego pociągają tylko inni faceci :P:P A tak poważnie, to w małżeństwie byłoby to na pewno nie wskazane nawet. Ja mam męża po to, żeby mu się zwierzać, ze swoich problemów, a nie innemu - bo inaczej nie ma opcji - oddalamy się od siebie! Jak się mają ludzie przyjaźnić to małżeństwo z małżeństwem. Uważam, że w dorosłym życiu damsko-męska przyjaźń nie służy. A na pewno tak byłoby w moim przypadku.
Ktoś spyta, a jak mam problem z mężem? Po pierwsze, także trzeba szukać pomocy we wspólnej rozmowie!!! Kto lepiej rozwiąże nasze problemy, jak nie my sami??
3. Gdybym przez jeden dzień mogła być kimś innym, byłabym... ponieważ... ;)
(Nie wiem czemu to mi pierwsze przyszło na myśl...) ... znaną blogerką modową, ponieważ cieszyłabym się z miliona pozytywnych komentarzy, jak ja to się ładnie ubieram i jaka fajna jestem i śliczna. Hahahaha
4. Gorzej jest żałować, że coś się zrobiło, czy żałować, że się nie zrobiło?
Gorzej żałować, że coś się zrobiło, bo prawdopodobnie będzie to prześladować przez całe życie - w negatywny sposób. A żałując, że czegoś się nie zrobiło brzmi... bardziej pozytywnie i jesli jest to dobre być może nadarzy się szansa, by to zrobić... :)
5. Najbardziej denerwuje mnie...
... gdy M. otwiera szafki i praktycznie nigdy ich nie zamyka.
A w szerszym aspekcie - to chamstwo ludzi, z którym na co dzień się spotykamy.
6. Piosenka, z którą wiążą się jakieś szczególne wspomnienia ...
Czasy LO. Led Zeppelin "A stairway to heaven". Ona trwa ponad 8 min :) Nigdy tego nie zapomnę. Na jakimś disco poprosił mnie do tańca taki jeden, w którym kochałam się chyba z rok (oczywiście wcześniej). Jacie, najdłuższe 8 min w moim życiu, chyba wchodziłam wtedy po tych schodach do nieba :) O dziwo z moim M. nie kojarzy mi się żadna szczególna piosenka :)
7. W ludziach najbardziej imponuje mi...
...że są pewni siebie, mają pasje i czas by je realizować, przez co są szczęśliwsi.
8. Czuję, że żyję, kiedy...
...jestem szczęśliwa, nie czuję żadnych trosk, jadę na rowerze i czuję wieczorny zapach majowych drzew.
9. Mój najdziwniejszy/najgłupszy nawyk to...
... czytanie/oglądanie gazet zawsze od końca.
10. Mój wymarzony dom będzie ...
...zawsze posprzątany, będzie w nim miejsce na wszystko (a nie na pierwszej lepszej półeczce - bo było miejsce), dzieci będą miały swoje pokoje, a ja oprócz sypialni będę mieć salon z miękką, skórzaną i wygodną sofą i małym kawowym stolikiem :P
11. Moja pierwsza randka była...
...dziwna :P I chyba jej jakoś szczególnie nie pamiętam. Bo dla mnie nie są bardzo przyjemne i ekscytujące te chwile, gdy się tak trzeba do siebie skradać. Wolę, gdy jesteśmy siebie pewni i możemy się całować bez przeszkód i ograniczeń ;-)
Ale ogólnie śmieszne było to, że każde tylko muśnięcie się wywoływało podniecenie... :)
Pytań nie wymyślam, bo i tak nie miałabym komu ich zadedykować :) ;) Wszyscy ujawnieni czytacze mojego bloga już się bawią, bądź nie chcą ;)
To przez Tą z żebra :P:P Trafiła mnie, a ja jej uległam :)
1. Bardzo siebie lubię i uważam, że jestem super, bo ... (:D:D stwierdzenia, że to nieprawda nie przyjmuję:))
(zostawiam to na koniec:P)
(wróciłam do pytania):
...jestem inteligentna, a to bardzo podnieca mojego męża :D
2. Wierzysz w przyjaźń damsko-męską?
Nie wierzę. Tzn. mój mąż jest moim przyjacielem. Więc nie uważam, że mógłby być inny finał z takiej przyjaźni... Chociaż właśnie u nas plany były takie, że na przyjaźni się skończy;-) No chyba, że bym tak wspaniale rozumiała się z facetem, którego pociągają tylko inni faceci :P:P A tak poważnie, to w małżeństwie byłoby to na pewno nie wskazane nawet. Ja mam męża po to, żeby mu się zwierzać, ze swoich problemów, a nie innemu - bo inaczej nie ma opcji - oddalamy się od siebie! Jak się mają ludzie przyjaźnić to małżeństwo z małżeństwem. Uważam, że w dorosłym życiu damsko-męska przyjaźń nie służy. A na pewno tak byłoby w moim przypadku.
Ktoś spyta, a jak mam problem z mężem? Po pierwsze, także trzeba szukać pomocy we wspólnej rozmowie!!! Kto lepiej rozwiąże nasze problemy, jak nie my sami??
3. Gdybym przez jeden dzień mogła być kimś innym, byłabym... ponieważ... ;)
(Nie wiem czemu to mi pierwsze przyszło na myśl...) ... znaną blogerką modową, ponieważ cieszyłabym się z miliona pozytywnych komentarzy, jak ja to się ładnie ubieram i jaka fajna jestem i śliczna. Hahahaha
4. Gorzej jest żałować, że coś się zrobiło, czy żałować, że się nie zrobiło?
Gorzej żałować, że coś się zrobiło, bo prawdopodobnie będzie to prześladować przez całe życie - w negatywny sposób. A żałując, że czegoś się nie zrobiło brzmi... bardziej pozytywnie i jesli jest to dobre być może nadarzy się szansa, by to zrobić... :)
5. Najbardziej denerwuje mnie...
... gdy M. otwiera szafki i praktycznie nigdy ich nie zamyka.
A w szerszym aspekcie - to chamstwo ludzi, z którym na co dzień się spotykamy.
6. Piosenka, z którą wiążą się jakieś szczególne wspomnienia ...
Czasy LO. Led Zeppelin "A stairway to heaven". Ona trwa ponad 8 min :) Nigdy tego nie zapomnę. Na jakimś disco poprosił mnie do tańca taki jeden, w którym kochałam się chyba z rok (oczywiście wcześniej). Jacie, najdłuższe 8 min w moim życiu, chyba wchodziłam wtedy po tych schodach do nieba :) O dziwo z moim M. nie kojarzy mi się żadna szczególna piosenka :)
7. W ludziach najbardziej imponuje mi...
...że są pewni siebie, mają pasje i czas by je realizować, przez co są szczęśliwsi.
8. Czuję, że żyję, kiedy...
...jestem szczęśliwa, nie czuję żadnych trosk, jadę na rowerze i czuję wieczorny zapach majowych drzew.
9. Mój najdziwniejszy/najgłupszy nawyk to...
... czytanie/oglądanie gazet zawsze od końca.
10. Mój wymarzony dom będzie ...
...zawsze posprzątany, będzie w nim miejsce na wszystko (a nie na pierwszej lepszej półeczce - bo było miejsce), dzieci będą miały swoje pokoje, a ja oprócz sypialni będę mieć salon z miękką, skórzaną i wygodną sofą i małym kawowym stolikiem :P
11. Moja pierwsza randka była...
...dziwna :P I chyba jej jakoś szczególnie nie pamiętam. Bo dla mnie nie są bardzo przyjemne i ekscytujące te chwile, gdy się tak trzeba do siebie skradać. Wolę, gdy jesteśmy siebie pewni i możemy się całować bez przeszkód i ograniczeń ;-)
Ale ogólnie śmieszne było to, że każde tylko muśnięcie się wywoływało podniecenie... :)
Pytań nie wymyślam, bo i tak nie miałabym komu ich zadedykować :) ;) Wszyscy ujawnieni czytacze mojego bloga już się bawią, bądź nie chcą ;)
piątek, 9 sierpnia 2013
Kobieta.
Na wczasingu w obcym mieście, gdzie właściwie mało kogo się zna, czasem łatwiej się zaniedbać... Więc taka trochę w wiejskim klimacie (bo oto odwiedzamy i pomagamy nawet w żniwach) wyszłam dziś wieczorem na miasto. Z M. i z Poziomą. Włos nie pierwszej świeżości, ubranie.. hm.. generalnie można by się bardziej postarać - ale to tylko na chwilkę, żeby razem pobyć odmienić sobie wieczór. Więc co było: hyc hyc i idziemy!
A tu M. dzwoni po mego byłego - tego, co był świadkiem na naszym ślubie, bo właśnie kolo niego przechodzimy. Żeby tak ot razem pospacerować, pogadać...
A ja? Od telefonu przeglądam się w każdej witrynie sklepowej. "O mamo jak ja wyglądam?" Gdy on przychodzi, ja milcząca, schowana za M., niby bawiąca się z Młodą, co w końcu zresztą zostało zauważone; że się nie odzywam!
I tak sobie teraz myślę.. Jakie to we mnie straszne, że nie zależy mi, by zawsze Mężowi się podobać, żeby on miał na co popatrzeć, tylko lecę jak durna. Byle jak. Ile razy w domu jest się byle jak! Nie mówię, by suknie wieczorowe nakładać, ale można by po prostu fleją nie być...
Jakieś spotkanie - i żeby czasem były nie pomyślał, że ja zbrzydłam (:P), tylko nadal niech żałuje, co stracił (hehehe). Choć zaraz pomyślałam jakie to okropne, że tak przed tamtym chciałam się podobać...
A M. właśnie wtedy, kiedy czułam się taka byle jaka i przez to bardzo niepewna, mówi do byłego (już nie ważne w jakim kontekście), że jego żona to najpiękniejsza na świecie..... (Nawet taka jak dziś?)
...dzięki, że mnie kochasz i jestem dla Ciebie piękna, choć nie zawsze umiem się o to postarać...
A tu M. dzwoni po mego byłego - tego, co był świadkiem na naszym ślubie, bo właśnie kolo niego przechodzimy. Żeby tak ot razem pospacerować, pogadać...
A ja? Od telefonu przeglądam się w każdej witrynie sklepowej. "O mamo jak ja wyglądam?" Gdy on przychodzi, ja milcząca, schowana za M., niby bawiąca się z Młodą, co w końcu zresztą zostało zauważone; że się nie odzywam!
I tak sobie teraz myślę.. Jakie to we mnie straszne, że nie zależy mi, by zawsze Mężowi się podobać, żeby on miał na co popatrzeć, tylko lecę jak durna. Byle jak. Ile razy w domu jest się byle jak! Nie mówię, by suknie wieczorowe nakładać, ale można by po prostu fleją nie być...
Jakieś spotkanie - i żeby czasem były nie pomyślał, że ja zbrzydłam (:P), tylko nadal niech żałuje, co stracił (hehehe). Choć zaraz pomyślałam jakie to okropne, że tak przed tamtym chciałam się podobać...
A M. właśnie wtedy, kiedy czułam się taka byle jaka i przez to bardzo niepewna, mówi do byłego (już nie ważne w jakim kontekście), że jego żona to najpiękniejsza na świecie..... (Nawet taka jak dziś?)
...dzięki, że mnie kochasz i jestem dla Ciebie piękna, choć nie zawsze umiem się o to postarać...
czwartek, 8 sierpnia 2013
Jest... dobrze :)
Wypadałoby coś napisać... I mam chwilę czasu, ale upał jest tak nieziemski, że nie jestem w stanie się skupić nad niczym, co warte byłoby przeczytania... Mam nadzieję, że czas ten rychło nadejdzie.
Piję kawę bez mleka, która mi smakuje. To chyba dobrze? :) I w ogóle znowu jesteśmy u teściów, a Zuz już wyszedł TAMTEN ząb, więc też jest... dobrze! :)
A my.. nadal nie jesteśmy normalni :))))
Piję kawę bez mleka, która mi smakuje. To chyba dobrze? :) I w ogóle znowu jesteśmy u teściów, a Zuz już wyszedł TAMTEN ząb, więc też jest... dobrze! :)
A my.. nadal nie jesteśmy normalni :))))
Subskrybuj:
Posty (Atom)