tag:blogger.com,1999:blog-79749335860371235242024-03-22T06:16:45.425+01:00Miłości spełnij się...miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.comBlogger199125tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-57337598448518941452018-11-28T21:48:00.001+01:002018-11-28T21:48:56.090+01:00Czas pędzący jak błyskawica. <p dir="ltr">Dodaję post przez telefon.. Ha! Na moim blogu.. Nieważne czy ktoś to czyta. Ja wracam do tych słów.. Ostatnia norma to poród Mikusia!! A połowy już nie pamiętałam.. Jak dobrze, że można przeczytać!!!<br>
Cały dom śpi. Wesoła rodzinka :) troje chorych dzieci. Matka na wychowawczym. Więc po całym dniu z latoroslami.. Bez ojca, który zarabia na tą fanaberię siedzenia żony w domu... Dziwne że i ja nie śpię! Ale muszę coś w końcu napisać!!!<br>
Jest chyba tak samo ciężko jak z dwójką. Raz cudownie. A raz płakać się chce. Totalny nieogar. Czasu chyba tylko jeszcze mniej.. I tyle spraw ciągle odkładanych. Tyle mojego zapominania. Zrobiłam się tak samo nieogarnięta jak M.!!! Wciąż tyle dzieje się naraz. Ile ja razy garbek spaliłam, bo zapomniałam że zostawiłam na gazie.. Nie sądziłam że kiedykolwiek taka będę... </p>
<p dir="ltr">Wybrałam odpoczynek wieczorny czyt. spanie zamiast porządku w domu. Działam na bieżąco. W dzień. A z todllerem jest to nazbyt często mało wykonalne. </p>
<p dir="ltr">M. założył firmę. Trochę mu pomagam. Chciałby żebym pomagała więcej. Sama bym chciała. Ale patrząc akapit wyżej nie mam kiedy taczki załadować!!! Z chorą trójka w domu to już w ogóle kosmos. Ja nie podjęłam się niczego. Ze strachu. Z wyobrażenia sobie jakby wyglądał mój tydzień jakbym pracowała z wolnej stopy a nie na etacie w budżetówce.. Ale do starej pracy też boję się wracać.. Przedłużyłam niepewność do następnego października.. </p>
<p dir="ltr">Dom nadal się buduje. A my kiśniemy w dwóch pokojach. Czasem trudno mi w to uwierzyć jak dajemy radę. M. Po jednym całym dniu w domu ma wrażenie że zaraz eksploduje. Na szczęście rzadko się to zdarza. I jakoś dajemy radę.. W sumie.. Wyboru nie mamy :) :) :)  mamy za to postanowienie. Wprowadzamy się do wakacji. Obojętnie do jakiego stanu.. I oby się udało..</p>
<p dir="ltr">A rodzeństwo cóż. Kocha się :) Zuzia opiekunka. Karol kolega z podobnymi zainteresowaniami :) już coraz więcej wspólnych interakcji. Za jakiś czas Mikuś już nie będzie ich odstępował na krok. A mama wreszcie pójdzie w odstawkę. Zuz nie miała momentu zazdrości. Karol przez krótko. Ale już dawno o tym zapomnieliśmy.</p>
<p dir="ltr">Najgorzej wygląda spanie. Miki śpi w swoim łóżeczku gościnnie. Nikt z jego rodziców nie miał sił uczyć go od noworodka spania u siebie.. Cycus przy zasypianiu.. Cycus w nocy.. No i mamy kawalera w łóżku prawie cały czas. A miejsca potrzebuje coraz więcej!!!  Przez swoje ponad roczne życie jakieś 8-9 godzin bez przerw przespal tylko jeden raz. Slownie: JEDEN.   A dodatek Lolek permanentnie do nas w nocy wędruje. Wróć. Do mnie! Także.. Mam w łóżku trzech facetow. Często nie mam się nawet jak obrócić. Tłumaczenia nic nie pomagają. On się musi do mnie w nocy przytulić i kropka. Także piątka która kusi się w dwupokojowym mieszkaniu to nic w porównaniu do czwórki, która kisi się w jednym łóżku! </p>
<p dir="ltr">Już dwa razy miałam stresa że jestem w czwartej ciąży... Chyba jednak tego nie chcę. Chyba trójka to właśnie to na co mnie stać psychicznie.  </p>
<p dir="ltr">Tęsknię za mamą. Za babcią dla moich dzieci. Za towarzyszką do picia kawy i pogaduszek. Za dobrą radą. Nadal nie wierzę, że jest w tamtym grobie. </p>
miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-46927644347293343382017-10-25T19:40:00.004+02:002017-10-26T12:15:05.281+02:00Miki.Wróciłam ze szpitala :) Chyba szybciej niż się spodziewałam, bo żadne z moich dzieci nie zostało wypisane już w 4. dobie. A to kroplówki, a to badania... A tu... Najmniejszy. Najdzielniejszy.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Bo oto 20.10.2017 r. urodził się mały Mikołaj! Ważył 2740 g i mierzył 51 cm.<br />
<br />
Do szpitala zgłosiłam się w środę - jak ustaliłam z moim lekarzem, ale nikt do szpitala nie chciał mnie przyjąć, bo miejsc na patologii brak, a ja miałam dzień tam sobie poleżeć! W myślach dodawałam sobie - przynajmniej- bo kto wie, co się wydarzy. Może wcale nie będzie takiej możliwości, może stwierdzą, że za wcześnie.... Ale miałam, wg lekarza z Izby Przyjęć, zgłosić się na czczo w czwartek przed 8.00...<br />
<br />
Wróciłam więc do domu i nie wiedziałam co z sobą robić.. Dom wysprzątany... wszystko co zaplanowane - zrobione... Dzień był iście wiosenny. Słońce tak pięknie zerkało przez okna... A ja po prostu odpoczywałam....<br />
<br />
Dzieci oczywiście zdziwione, że po przedszkolu zobaczyły mnie w domu :) Dzień, który bałam się, że będzie trwał wiecznie, jakoś minął, noc przespana - bo jakoś znów nie wiedziałam czy to będzie już i udało mi się o wszystkim nie myśleć... :)<br />
<br />
A następnego dnia, po 4 godzinach oczekiwania na czczo na Izbie Przyjęć i wszystkimi związanymi z tym czynnościami trafiłam wreszcie na oddział :) Spotkałam swojego lekarza, wytłumaczyłam czemu jestem dopiero dziś, on się wytłumaczył, że w takim razie dziś nie da rady i że przygotuje mnie na jutro! I... od wtedy maszyna ruszyła. Uwierzyłam, że to już, gdy założyli mi wenflon, pobrali krew na badania, uzupełniałam ankietę anestezjologiczną... I w końcu zaczęłam wysyłać smsy do znajomych z prośbą o modlitwę...<br />
<br />
I czwartek jakoś minął w szpitalu i noc... A ja wciąż nie wierzyłam, że ten człowieczek z brzuszka jutro będzie na zewnątrz!<br />
<br />
A rano, jeszcze przed wizytą, zabrali mnie na blok operacyjny na trakcie porodowym. Nawet się nie spodziewałam, ale mój lekarz we własnej osobie miał przeprowadzić cc! Ostatnie przygotowania, ostatnie podpisy, znieczulenie zewnątrzoponowe, M. nie wiem czy już dotarł, tak szybko się sprężyli, ale... o 9.00 zaczęło się dziać!<br />
<br />
A ja? Spokój! Wielki ogromny spokój i zero stresu (to ta modlitwa wstawiennicza innych, wierzę w to!), aż się anestezjolodzy dziwili, że mam tak wzorowe ciśnienie i parametry ;) Leżałam tak, że widziałam zegar, o 9.10 wyjęli Niuniusia, który od razu zaczął płakać, patrząc w bok widziałam miejsce, gdzie położne i pediatra robiły przy nim pierwsze czynności i wtedy poleciały te łzy wzruszenia, a jeszcze przed chwilą nie czułam, że to już.... Potem na chwilę przytulili to cieplutkie ciałko do mojej buzi i zabrali. M. już dotarł i dostał synka, żeby razem zaczekać na mamę.<br />
<br />
A ja leżałam patrząc na zegar, słuchając lekarzy ginekologów, wykonujących zabieg, rozmawiających sobie o jakimś meczu piłki nożnej, zmówiłam jedną czy dwie dziesiątki różańca.. I znów przestałam wierzyć, że to już, że urodził się mój kolejny syn, aż się trochę przestraszyłam tego braku uczucia i radości... Ale dziękowałam Bogu że wszystko toczy się dobrym torem! Po 40 min oczyszczania i szycia przewieźli mnie wreszcie do moich chłopaków, syncio już płakał i wszyscy mówili, że chce do mamy, ale u mnie i przy piersi też się nie uspokoił. Więc trochę M. nosił, trochę ja próbowałam karmić, podjęliśmy ostateczną decyzję co do imienia i tak oto został Mikołajem (choć jeszcze nazbyt często mówimy do niego Karol :P).<br />
<br />
Wyglądał jak gnomik, więc podobny do nowonarodzonej Zuz :):), płacz przepowiadał, że pierwsze zachowania też takie jak ona, no ale co poradzimy?? :) Po godzinie czy półtorej wreszcie zasnął, stwierdziliśmy, że po prostu był bardzo niezadowolony ze zmiany swojego położenia, okazywał swój protest, który już nic nie dał... :P<br />
<br />
A potem M. musiał na 2-3 godziny oddać się obowiązkom zawodowym, z których stwierdziliśmy, nie musiał rezygnować, ale gdy nadeszła ta chwila, że musiał nas opuścić, trochę się bałam, bo jednak byłam obolała i nie-ruszająca się, a co jak znowu zacznie tak płakać? Ale większość tego czasu minęło, zanim Miki się obudził. I...<br />
<br />
Jakoś przetrwaliśmy najgorsze dwie doby. I płaczu małego - gdy miałam mało pokarmu, myślę że mniej niż przeciętna rodząca, a zdecydowanie ta sn, bo przez kolejnych 11 godz. przecież nic nie jadłam, ten mój ból, uruchamianie po operacji, w pewnym momencie płaczu z bezsilności do poruszania się... Ale potem było już tylko lepiej :) Ja faktycznie zaczęłam mniej odczuwać ból, Miki wreszcie był zadowolony z ilości pokarmu i zaczął być jak Lolek. Śpi i je :)<br />
<br />
I dzięki temu tu piszę. Wczoraj wróciliśmy do domu. Mały widać, że się adaptował, bo i spał niespokojnie i noc trochę męcząca, ale dziś już anioł, a ja posprzątałam kuchnię, po tych 5 dniach kawalerskiego życia mojego męża, ugotowałam dwudaniowy obiad... kurka mocna jestem! ;) Ale wszystko umówmy się, bo starsze jeszcze u babci! A my? Jak rodzice pierworodnego, a jednak spokojni, bo jednak doświadczeni i już tak nieprzejmujący się :)<br />
<br />
Ciągle więc jeszcze zastanawiamy się jak to będzie w piątkę, jak starszaki zareagują (piękny widok to będzie) i kiedy złapiemy pierwszy nerw na nieogar sytuacji... :P A Pozioma i Lolek wracają jutro albo pojutrze. Niestety wczoraj się dowiedzieliśmy, że ona ma katar a on kaszel... Ale... Bóg wszystko prowadzi, to i On ochroni Mikiego przed chorobą jeśli tylko będzie tego chciał. Bo cóż możemy my? Jesień... Taka sytuacja...<br />
<br />
A ja już oczywiście w synciu zakochana po uszy. Już wierzę, że to moja - naprawdę miniaturowa kruszyna! Wszystkie ubranka latają bo on chudziutki! Choć w sumie żadne moje dziecię po urodzeniu nie grzeszyło tłuszczykiem, wiec mam nadzieję, że i on szybko dobije do wyglądu mięciutkiego niemowlaka :)<br />
<br />
A tak na koniec wspomnę tylko o jednym. Dla mnie pięknym wydarzeniu... Gdy tak leżałam, w kilka godzin po operacji, po oddziale chodził kapłan z Panem Jezusem, gdy zajrzał do sali bez chwili wahania poprosiłam o możliwość przyjęcia Go do serca. Dopiero potem zczaiłam się, że nie wolno mi było jeszcze pić, a co mówić o eghm.. jedzeniu...<br />
<br />
Ale czy Pan Jezus mógłby zaszkodzić?miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-4948615846421444712017-10-16T12:13:00.000+02:002017-10-16T12:13:08.142+02:00Od jutra...DOBRY czas zacznijmy 8. rocznicą ślubu. Osiem lat kurcze... :) Dużo i niedużo. Nie czuję, że jesteśmy jakimś idealnym małżeństwem. Są lepsze i gorsze dni, ale życia bez M. sobie nie wyobrażam.<br />
<a name='more'></a><br />
I oczywiście nie żałuję żadnego wspólnego dnia. A to, że raz ja jestem zołza, raz on jak nieodpowiedzialny dzieciak.... To chyba życie takie jest :)<br />
<br />
Chciałabym z całych sił zestarzeć się z nim.<br />
<br />
Świętować to chyba za bardzo nam się nie uda... Czas specyficzny i nawet nie wiem czy ciasto jakieś upiec, bo co ja zjeść mogę? Niewiele to niby wszystkiego... Ale co to za przyjemność umoczyć tylko język :P Jeszcze więc myślę jak uczcić ten dzień....<br />
<br />
<br />
A po jutrze będzie kolejny dzień.... Środa, w którą mam się zgłosić na Izbę Przyjęć... Raz się niezmiernie cieszę, że to tuż tuż, a raz boję się jak to wszystko będzie! Bo jak będzie szło zgodnie z planem to w czwartek zrobią mi to cc...<br />
<br />
Łóżeczko wreszcie złożyliśmy w weekend, tylko torby do szpitala nie spakowałam :) Czy z każdym dzieckiem robi się to coraz później? :)<br />
<br />
Dzieci na mój pobyt w szpitalu pobędą u babci. Nawet Zuz zgodziła się pojechać, chociaż ostatnio bardzo nie lubi tam jeździć.. Powody są różne... Tym razem pies. Fakt faktem wilczur mieszkający w domu i ponoć chapsnął ją kiedyś za rękę. Więc w sumie nie dziwie się, że się boi choć nic jej wtedy nie zrobił...<br />
No nic. Najważniejsze, że mądra, że dobrze wie, że tacie będzie tysiąc razy łatwiej - bo samą pracę trudno mu zorganizować, żeby ogarnąć rodzącą żonę :P Ale wierzę, że będzie dobrze!!! I... to już chyba naprawdę niedługo.............miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-80353295156949639772017-10-09T17:53:00.002+02:002017-10-09T17:53:43.619+02:00Trzecia ciąża, Helenka i doula.Trzecia. Być może ostatnia. Wreszcie daje się sobą nacieszyć. Tym wspaniałym uczuciem kopniaków od środka. Tymi uderzeniami w pęcherz i żebra, które w gruncie rzeczy są takie pocieszne :) Odczucia darowane tylko matce!<br />
<a name='more'></a><br />
Końcówka 37. tyg daje spokój. Daje o wiele więcej spokoju, bo zawsze przecież może być różnie.. Ale ten - taki kontakt z Trzecim daje mi chyba teraz najwięcej radości. :) W nocy śpi razem ze mną. I choć właśnie jego aktywność mnie nie budzi to i tak już słabo i krótko śpię. A rankiem uśmiecham się na jego wygibasy no i przez cały dzień! Szkoda, że to się zapomina :)<br />
I cóż... z wielu powodów cieszę się, że widać kres, ale z drugiej strony... jakoś nie myślę o tym, żeby to było JUŻ! Jak najszybciej. Chyba dobrze jest jak jest...<br />
<br />
Choć dwa dni temu urodziła się trzecia córa mojej siostry. Wczoraj ją widziałam i znów sobie uświadomiłam, że zapomniałam jakie te maluszki to kruszynki!!! Przepiękna, przesłodka Helenka do schrupania. :)<br />
<br />
No a mój syndrom wicia gniazda uciszył się na rzecz książek, które wypożyczyłam, po porodach domowych Ireny Chołuj, czytam o kryzysach narodzin w książce Sheili Kitzinger. Jestem po dwóch bezproblemowych cesarkach, a książka otwiera mi oczy na mega problemy wielu matek..... Poza tym przypadkiem na youtubie trafiłam na serial dokumentalny POŁOŻNE. Nie mogłam się oderwać... 6 czy 7 godzinnych odcinków obejrzałam w dwa dni. I byłam bardzo nie pocieszona, że więcej nie ma! Okazało się, że to drugi sezon. Teraz jeszcze czasem włączę pierwszy sezon w wersji anglojęzycznej, a to w moim wykonaniu wielki wyczyn :) Bardzo żałuję, że tej przyjemności starczyło na tak krótko...<br />
Tak więc widzę. Tematyka mnie jara... Nieprzerwanie.. Ale czy coś z tego będzie? Rozmawiałam któregoś dnia z M. Chyba nie za bardzo sobie wyobraża, że robię tylko to.. Chyba zbyt mała szansa na realny zarobek i coś wnoszący do naszego budżetu.. A ja sobie po cichu myślę czy myślałam, że jak go teraz nie ma całe dnie, uda mu się wreszcie coś ciekawego rozkręcić, rzuci w końcu te szkoły i zarobi wreszcie trochę więcej, a ja będę pracować bardziej dla przyjemności :P<br />
<br />
Ale cóż. Fantazja chyba za bardzo mnie poniosła!miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-32942515507625807472017-09-29T11:42:00.002+02:002017-09-29T11:42:48.836+02:00Wracając.Parę ostatnich dni czytam po kilkanaście notek z mojego bloga cofając się coraz dalej. Chwilowo mam więcej czasu, którym gospodaruję jak chcę - a to nie pomaga w byciu sumiennym i efektywnym :P Ale widzę, że niektóre moje wspomnienia wróciły tylko dzięki blogowi... I jak wiele się zmieniło, jak w wielu sprawach mniej się boję i tylko śmiać się mogę z moich strachów. Jak wiele już tylko przeszłością.<br />
<a name='more'></a><br />
Matko pierwszego, małego dziecka - będzie lepiej, serio!!! ;)))<br />
<br />
Teraz np. przypomina mi się, jak w końcówce drugiej ciąży zaczęłam się bać kolejnego niemowlaka w domu. Jak my znowu z tym wszystkim sobie poradzimy? A po takim mało problemowym Karolu jestem spokojna i zaciekawiona jak będzie... :) Póki co nie boję się kolejnego noworodka, ale co przyniesie życie to się okaże.. :) Przede wszystkim dzieci już są większe, Lolek o wiele więcej kumaty niż Pozioma przy jego narodzinach. I dobrze i źle. Ja o wiele spokojniejsza, a są tacy, co twierdzą, że trzy lata to już duża różnica wieku...<br />
A ja jednak wierzę, że to przecież Pan Bóg wie najlepiej, kiedy czas na wszystko jest najodpowiedniejszy...<br />
<br />
Czytając notki cieszyłam się też, że o alergii Zuz mogę już mówić, że to właściwie przeszłość. Od dłuższego czasu je normalnie. Wszystko. A ponieważ czasem skarży się, że a to brzuszek boli, a to pupcia piecze, a to ciałko swędzi - poszłam do kolejnego alergologa z pytaniem co robić? Objawy czasami, niewielkie... Testy skórne zostały wykonane od razu, choć przekonywałam Zuz, że pójdziemy tylko porozmawiać. Ale okazało się, że na nic nie jest uczulona! Przynajmniej, że nie ma alergii pokarmowej. Ale się obie ucieszyłyśmy :) Myślę sobie po ludzku tak. Uczulają ją może jakieś konserwanty, może jakieś chemiczne składniki kosmetyków itp. Ale jest to naprawdę znikome i mogę śmiało powiedzieć, że z najgorszego wyrosła!<br />
Marzyłam o czasach, gdy nie będę jej musiała zabraniać tego, co jedzą inni... Hehe. Cóż. Chwilowo jest w wieku marudzenia wręcz na jedzenie, że nie to co lubi i ona jeść tego nie będzie, a ja jestem na etapie rozróżniania szanowania jej gustu a zbytniego ulegania. Bo nie chcę po prostu do jedzenia zmuszać...<br />
<br />
A moja mama? Nie ma jej już trzy lata.... Notki o niej wiele mi przypomniały.. Nadal nie lubię chodzić na jej grób, nadal nie wierzę, że tam leży... Choć już łatwiej mi przebywać u taty, już nie widzę śladów jej obecności w każdym zakamarku... Bardziej tak bardzo mi szkoda, gdy myślę jak wszystko byłoby inne - wydawać by się mogło - lepsze, gdyby tu była. Ale nie ma. I nadal czasem jestem jak dziecko we mgle.<br />
<br />
Te wakacje były chyba przełomowe. Kolejne rekolekcje wakacyjne i spotkani tam ludzie pomogli mi uświadomić sobie jak bardzo poddaję się lękowi o swoje zdrowie i życie, o dzieci, że zamartwiam się tak bardzo złymi scenariuszami, które teoretycznie mogą się przydarzyć, że nie czerpię radości z życia i tego, co mam!<br />
Od tego czasu, gdy szatan podsuwa ten lęk staram się oddawać go Panu Bogu. I naprawdę jest lepiej! Inaczej! :)<br />
<br />
A w minioną środę miałam wizytę u ginekologa. Kazał przyjść za dwa tygodnie. I mówił, że będziemy już umawiać się na cc. Gdyż po dwóch już odbytych cesarkach - mimo, że ten dzidziuś wreszcie ma położenie główkowe na poród naturalny nie mam co liczyć... Niby wiedziałam, ale jakoś i takie marzenia miałam czasem w głowie :P Tak więc aktualnie tydzień 36, cc w 38-39 i jeśli oczywiście nic dziać się wcześniej nie będzie (złego czy dobrego) nie będę tym razem musiała leżeć plackiem w szpitalu - tak na wszelki wypadek. Na szczęście nie ejst to wymysł mojego aktualnego gin, Pani diabetolog nie rozumiała czemu położyli mnie w tamtej ciąży - uregulowana cukrzyca jedynie ciążowa nie niesie na tym etapie wg niej żadnego dodatkowego zagrożenia.<br />
Także z wizyty wyszłam szczęśliwa i już kurcze... To naprawdę niedługo!!!<br />
<br />
Poza tym.... Tydzień słoneczny, dzieci od wtorku w przedszkolu, ubranka dla noworodka posegregowane i zaczęły się prać, czytam książki, które może kiedyś będą pomocne przy pracy douli (a zaczęłam o ironio od książki Ireny Chołuj "Poród w domu" i oderwać się nie mogę :P), więc czego chcieć więcej??<br />
<br />
:-)<br />
<br />miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-56548048656608622362017-09-25T08:11:00.000+02:002017-09-25T12:20:11.302+02:00Oczywiście.Oczywiście jesień nie taka miała być. Nie tak mokra i deszczowa... Nie tak zimna... A cały wrzesień - tylko kilka dni miał na razie coś do zaoferowania...<br />
<br />
Oczywiście większość września siedzę z dziećmi w domu...<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Najpierw pojawił się mega katar, potem tydzień pochodzili do przedszkola, choć Lolek już w czwartek dostał gorączki i okazało się, że miał zapalenie gardła. W weekend doszedł do siebie, więc już może jutro pójdzie... ale za to Zuz znowu gluci i dziś już i ona nie poszła. Pytanie czy Karol do niej dołączy czy nie?<br />
<br />
Oczywiście szczepienia nie zrobiłam. I szanse coraz mniejsze, że zrobię, bo nie wiem czy te bezpłatne z programu jeszcze w ogóle są.. Na jesień wycyrklować, żebym miała zdrowe dzieci to coś w granicach cudu... Ani tran ani miód nie pomagają wzmocnić odporności moich dzieci.<br />
<br />
Jakoś córki mojej siostry jeszcze nie chorowały...<br />
<br />
Chociaż.. i tak sobie tłumaczę, że wolę te katary niż rzadziej i poważne choroby z antybiotykiem albo co gorzej - szpitalem :( Bądź co bądź w swoim życiu to moje dzieci raz miały antybiotyk - Lolek. Bo miał anginę.<br />
<br />
Moja aplikacja mówi mi, że zostało 38 dni do porodu. Wczoraj zaczęłam czuć niepokój, że nic nie przygotowane, że gdyby już zaczęło się coś dziać, to poczynając od torby, a kończąc na łóżeczku i wózku, które nie są złożone, nic nie mam przygotowane.<br />
<br />
Dziś pierwszy raz Trzecie śniło mi się urodzone :) Pewnie przez te wszystkie myśli.<br />
Raz się cieszę, raz się boję... Chyba najgorzej tego czasu jesieni i zimy w ciemności od 15.00. W chorobach.. Samej z trójką..<br />
<br />
No i ta ciąża. Niby generalnie nie powinnam narzekać, ale coraz bardziej doskwierają mi te ciążowe dolegliwości... Aż takich nie pamiętam z poprzednich ciąży...<br />
Cukrzyca jakoś idzie ze mną, ale są chwile, że płakać mi się przez nią chce. Na łóżku nie mogę się przekręcić, tak bardzo boli mnie dolna część kręgosłupa jak już się położę. Ostatnio doszła zgaga, a wczoraj tak mnie bolało gdzie s z tyłu i boku, że przestraszyłam się, że coś z nerką... Ale to chyba tylko jakiś nerwoból był. Bo przeszło jak trochę poleżałam.<br />
Ogólnie nie jestem już sprawna za bardzo :P<br />
<br />
No i tak to. Zaraz październik, więc czas jak zwykle leci nie wiem kiedy... M. ma tyle różnych pomysłów na pracę... Teraz na topie jest robotyka dla dzieci. Wszystko tak jakoś od środka, przy okazji, nie wiem jak to się zakończy, czy stworzy się z tego biznes... ale przynajmniej uwierzył w siebie, że naprawdę ma zdolności i coś może :)<br />
Ja jeszcze nadal nie wierzę, ale znów zaczęłam na poważnie myśleć, żeby jednak zrobić ten kurs DOULI. Okazuje się, że na początku października odbędzie się taki w Warszawie, ale zapisy już się skończyły. Na wiosnę powinien być następny, więc może wtedy się uda?<br />
<br />
Wciąż kołacze mi się po głowie, że dom mega zaniedbany, jak tak i matka i ojciec większość dnia pracują... Całkiem zamknąć w domu się jednak nie chcę - choć kiedyś myślałam, że byłoby super, gdybym nie musiała pracować...<br />
Dlatego generalnie takie doulowanie i podobne okołoporodowe i okołodzieciowe klimaty byłyby czymś, co może przynosiłyby jakieś korzyści finansowe, ale przede wszystkim sprawiałyby mi satysfakcję!<br />
<br />
Na razie tylko myślę i gadam.. Ale zawsze coś...miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-39948887264707150832017-09-08T10:27:00.001+02:002017-09-08T10:27:39.310+02:00Słodkie lenistwo.Dziś minie tydzień dzieciaków w przedszkolu... Lolek przystosował się niesamowicie dobrze! Wychodzi i wraca szczęśliwy, a jak dwa dni temu go zabierałam z wszystkimi napotkanymi na korytarzu Paniami przedszkolankami i innymi rodzicami żegnał się słowami: "Jutro też do Was przyjdę OK?"<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Serce matki rośnie, że tak dobrze jest, że tak bezproblemowo poszło :)<br />
Faszeruję ich tranem, bo teraz największym kłopotem może być choroba... Ale przecież i tak wiele zapobiec nie można... Dodatkowo w czwartek zapisani jesteśmy na szczepienie przeciw pneumokokom.. Dobrze by było, żeby wytrzymał bez choroby :P<br />
<br />
A ja.. mam problem, żeby wstać z łózka!<br />
Jak dzieci nie wołają jeść, pić, mamo wylało się czy on mnie bije to jakoś tak schodzi się nieprzyzwoicie długo ;-) Cóż, wmawiam sobie, że kiedyś przydałoby się w tej ciąży poleżeć... No ale z drugiej strony rzeczy do zrobienia jest ciągle prawie tyle samo dużo! Nie mówiąc o tym, że może wreszcie powinnam szykować wyprawkę dla Maluszka?<br />
<br />
A z drugiej strony... jakie to zaskakujące jak bardzo przy dzieciach pewne utarte schematy się zmieniają. Wydaje się, że tak czy inaczej będzie już zawsze, a tu proszę! Ja chwilowo jak w pierwszej ciąży, za chwilę znów pojawi się noworodek... Ale będzie zupełnie inaczej niż przy pierwszym niemowlaku! Ja inna a i ono będzie przecież miało rodzeństwo, które już bardzo go kocha! I Lolek jak Lolek, ale Zuz na pewno będzie mi pomagać! W te wakacje mieliśmy wiele spotkań z przeróżnymi maluchami, a ona przy nich zawsze taka Mała Mamusia :)<br />
<br />
Idę więc na podój nowej rzeczywistości, która za chwilę będzie też tylko przeszłością...miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-75897824716339358162017-09-04T11:19:00.000+02:002017-09-04T11:19:05.609+02:00I po wakacjach!I po wakacjach! Smutno przeokropnie. Bo wrzesień się zaczął tak deszczowo i brzydko. Nie da się zapomnieć, że to już koniec słońca i długich wieczorów, siadania na balkonie i oddychania wieczornym ciepłym powietrzem...<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
M. zaczął szkołę, a dzieci.... przedszkole! Jej stało się! Do pierwszej choroby mam szansę poczuć się jak matka w ciąży z pierwszym! Godzina 11.00 a ja w łóżku i piżamie. Aby się do 15.00 ogarnąć. Bo wtedy gdzieś powrócą moje Miłości :):):)<br />
<br />
Lolek i Pozioma nie mogły się dziś rano doczekać kiedy już się tato wyszykuje i wreszcie pójdą. Mam nadzieję, że zapał Młodszego szybko nie minie. Nie boję się, że on będzie płakał bez nas. Boję się, że płacz innych dzieci go przerazi i wtedy humor mu przestanie dopisywać...<br />
<br />
A ja cóż. Przy trzeciej ciąży musiałam sobie zainstalować aplikacje, bo totalnie się gubiłam który to tydzień. W miesiącach... nadal nie wiem! Niby jeszcze 59 dni do porodu, a ja w 32 tc. Mi już dłuży się okropnie. Choć przecież pojawienie się Nowego nie zwiastuje najłatwiejszych dni ;-) Ale jednak jak oglądam zdjęcia Lolka małego to mi się tęskni do takiego małego dziubusia :)))<br />
<br />
Najważniejsze, że u mnie i brzuszkowego wszystko w porządku! Że mogę chodzić, działać, ogarniać... Włączył mi się taki syndrom wicia gniazda, że będąc w domu na miejscu nie mogę usiedzieć! Co otworzę jakąś szafkę zaczynam w niej sprzątać, ustawiać, przestawiać...<br />
<br />
Druga sprawa, że miejsce w domu się kurczy, ubrań i zabawek przybywa i przybywać będzie... A budowa... Poszła w wakacje do przodu mężowskimi rękami, ale myśl o wprowadzeniu się powiedzmy już za rok jest niestety mało prawdopodobna, ale przecież cuda się zdarzają! :) Może wygramy w totolotka, albo jakiś spadek po dziadku z Ameryki się objawi? Hahahah. Ufam, że Pan Bóg się o nas troszczy i w budowie też pomaga.<br />
<br />
Na razie jakoś będziemy się tu cisnąć i cieszyć sobą. Najważniejsze, że jest z kim dzielić te cztery kąty! Że mając te większe widać, że faktycznie przychodzi czas, że dzieci robią się samoobsługowe, że rodzice mają trochę pomocy i czasu dla siebie. Tak bardzo nierealna była kiedyś ta wizja, ale to trwa faktycznie! I ani się obejrzymy, a się zestarzejemy! Oby w zdrowiu... Oby wspólnie... O TYM MARZĘ NAJBARDZIEJ!<br />
<br />
I choć Najmniejsze jeszcze się nie urodziło, choć rok na pewno z nim posiedzę w domu najbardziej chyba męczy mnie myśl powrotu do pracy... Tak bardzo chciałabym gdzie indziej, ale nie mam totalnie wizji i wiary w siebie...<br />
Ciekawe jak to wszystko się rozwiąże...<br />
<br />
I na koniec kilka zdjęć z wakacji... Pięknego wspólnego czasu razem :)<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjF9PVaus_dqg8Uk2IrY1cgq0MdXD6NA0KRggAk9IDaBBTDhbTPlXAZ1D4aLSbuqwKCD6wiKvu4KbLLPWwHyPcLs5PuzC7SmGgo9ah7EPjG5uCWjHYNSXDKyX0_yJ66Lrp33S2J1nuqI4s/s1600/6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1029" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjF9PVaus_dqg8Uk2IrY1cgq0MdXD6NA0KRggAk9IDaBBTDhbTPlXAZ1D4aLSbuqwKCD6wiKvu4KbLLPWwHyPcLs5PuzC7SmGgo9ah7EPjG5uCWjHYNSXDKyX0_yJ66Lrp33S2J1nuqI4s/s320/6.jpg" width="205" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjr1rs1z9IBxzrjAz4QOYZ79DZKRYjwFvc2_FFh9jN623sVEJV6OcJpYufpFOEIDdA-h5ZfM-dkN9bmabs1N3Rfs6mkUao4vaJSUQoxzPZVej9laoSs8RX9Irhxw-IkhYjm2A75TjlZXzU-/s1600/3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1060" data-original-width="1600" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjr1rs1z9IBxzrjAz4QOYZ79DZKRYjwFvc2_FFh9jN623sVEJV6OcJpYufpFOEIDdA-h5ZfM-dkN9bmabs1N3Rfs6mkUao4vaJSUQoxzPZVej9laoSs8RX9Irhxw-IkhYjm2A75TjlZXzU-/s320/3.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsBCJxi-FLF5bRFoLCY6B0R8vzfrp8zInaAF2wB7VpahrcrO3gzdiw5eTspGCHT8SQXhDT1y-C53v2pJWewkDg-RDZ0sk8RiFxMZcAFAjyYlMR-Fed3KEk9J_TqFcqSTBOihSykm1wIY2Z/s1600/4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1060" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsBCJxi-FLF5bRFoLCY6B0R8vzfrp8zInaAF2wB7VpahrcrO3gzdiw5eTspGCHT8SQXhDT1y-C53v2pJWewkDg-RDZ0sk8RiFxMZcAFAjyYlMR-Fed3KEk9J_TqFcqSTBOihSykm1wIY2Z/s320/4.jpg" width="211" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiss1WprA8MFyV6Yo0-qgQY5hrNKlSb2dPtHU9uVMZ_jGIltJ247046SqJ0SOA1pq4Sp4zLzxwtnoP4EzxSGqlVdaC6sQLyuYjHiZ8L3mNQCKt2ywrCGoPnuxBI876EPSvRmLXPi6ByAWfa/s1600/5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1060" data-original-width="1600" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiss1WprA8MFyV6Yo0-qgQY5hrNKlSb2dPtHU9uVMZ_jGIltJ247046SqJ0SOA1pq4Sp4zLzxwtnoP4EzxSGqlVdaC6sQLyuYjHiZ8L3mNQCKt2ywrCGoPnuxBI876EPSvRmLXPi6ByAWfa/s320/5.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUFpCT5eT-BkUH-_CBYGZK0A9f8H9QCOb5uCzsYgHA9Dnm0NyqJ5LRhPW28YVbGN-C6VKmX307vtHcDhH5gq7gth2KG5F4LTru1IwPs7QXbXs_IutZs8nxxo1O2WKGXaTb642WsF5xlsk-/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1060" data-original-width="1600" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUFpCT5eT-BkUH-_CBYGZK0A9f8H9QCOb5uCzsYgHA9Dnm0NyqJ5LRhPW28YVbGN-C6VKmX307vtHcDhH5gq7gth2KG5F4LTru1IwPs7QXbXs_IutZs8nxxo1O2WKGXaTb642WsF5xlsk-/s320/1.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-41454846016258010072017-04-20T16:07:00.000+02:002017-04-20T16:07:03.203+02:00W domu i nie tylko....Oj szybko poszłam na zwolnienie... Nie chciałam długo pracować, ale myślałam, że dla przyzwoitości chociaż pierwszy trymestr...<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
No ale.. chyba przeczulona Pani gin, ale i rozumiejąca matkę dwójki dzieci w ciąży, problemy z tachykardią... Mocno zasugerowała mi zwolnienie... Nie broniłam się, najpierw wzięłam tylko tydzień, żeby porobić badania sercowe i diabetologa odwiedzić, ale myśl o powrocie w ten stersogenny klimat... Oj nie dałam rady... I tak już poszło... Myślałam jak zwykle - że dom będę wreszcie ogarniać, że nie będę wieczorem wrakiem człowieka...<br />
<br />
I tak jakoś szło... Serce się znacznie poprawiło, więc zdecydowanie to stres miał tu znaczenie.. Wdrażanie diety cukrzycowej jakoś szło, starałam się nie zalegiwać na kanapie tylko ruszać się po posiłkach. Powoli zabierałam się za sprawy domowe, które już dawno na mnie czekały... Az tu tydzień przed świętami, pewnego popołudnia zobaczyłam krew!<br />
<br />
Szybkie telefony do wszystkich którzy mogli w tej chwili pomóc, M., gin, ciocia ze szpitala w którym chciałam rodzić, a gdzie ona pracuje. Jak się wstępnie okazało, że M. nie będzie mógł mnie zawieźć do szpitala kolejne telefony po ratunek samochodowy...<br />
<br />
I stres... co się będzie działo czy to już koniec czy zaraz wrócę do tej durnej pracy..<br />
<br />
Pod Twoją obronę... i szybkie zbieranie się do szpitala. Zmiana planów, bo M. udało się jednak zwolnić...<br />
<br />
W samochodzie kolejna modlitwa. I kierunek szpital - ale ten w którym pracował mój lekarz, a nie ciocia...<br />
<br />
Jakimś cudem nikogo na poczekalni izby przyjęć... I moje łzy, gdy na USG usłyszałam bicie serca...<br />
<br />
Ale lekarz nie owijał.. Uprzedził mnie, że wg niego powinnam zostać w szpitalu, ale jak mam poronić to poronię czy tu czy w domu. W szpitalu będę jedynie bezpieczniejsza przy jakimś dużym krwawieniu... żadnej torby z domu, szpitalne piżamy, no spa i luteina ..i leżenie... Dzieci jakoś udało się zaopiekować, a krwawienie zatrzymać... M. wysłał miliony smsów z prośbą o modlitwę, niektórzy dopiero dowiedzieli się o ciąży, a ja nigdy nie czułam tak wielkiej siły modlitwy jak wtedy! Czułam pokój w sercu!!! Co dla dzidziusia na pewno w tej chwili było najważniejsze...<br />
<br />
Wyszłam w Wielki Czwartek. I jestem w miarę spokojna. W miarę, bo bez tego incydentu byłabym na pewno o wiele bardziej spokojniejsza.. Uważam na siebie bardziej, choć póki co nie muszę leżeć plackiem. Heh... nawet po szpitalu nie miałam jak bardzo wrócić do siebie, bo przywitała mnie gorączka Lolka i mega katar, do którego w Wielką Sobotę dołączył M. Święta były przeleżane w łóżku, a noce nieprzespane...<br />
Dobrze, że Zuz to wszystko dzielnie znosiła! Albo zajmowała się sobą, albo na górze przygotowywała z ciocią Święta. Ja w tym roku nie zrobiłam nic........<br />
<br />
Teraz coś bierze mnie...<br />
<br />
Zmieniłam lekarza na takiego co pracuje w szpitalu, w którym rodziłam pozostałą dwójkę. Choć jedna znajoma mocno mi ten szpital odradzała, to moja intuicja i rozmowy z M. przesądziły o zmianie. Bo jeśli Bóg będzie chciał tak jak w poprzednich dwóch razach i tym razem będzie wszystko OK. A jeśli ma inny plan to i najlepszy lekarz i Szpital Kliniczny nie pomoże.....<br />
<br />
Módlcie się albo chociaż trzymajcie kciuki!! Na razie dzidek rośnie i 3 dni temu na USG wyglądał na 12t4d.miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-60020404574665705952017-02-27T18:55:00.002+01:002017-02-27T18:55:30.228+01:00Może wszystko się jakoś ułoży! :)<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif; font-size: 10pt; text-align: justify;">Liczyłam.
Wyliczałam. Nie wiem czemu. To dopiero był 28</span><span style="font-family: Arial, sans-serif; font-size: 10pt; text-align: justify;">
</span><span style="font-family: Arial, sans-serif; font-size: 10pt; text-align: justify;">dzień cyklu. Tylko i wyłącznie intuicja. Nawet w sklepie kupiłam i test
i podpaski. Bo tego drugiego bardziej można by się było spodziewać. Nawet M.
nic nie mówiłam, bo przecież kiedyś byłam już tak pewna, a okres jednak
przyszedł 31 dnia. Ale jakaś ta cera moja taka ładna mimo, że przed okresem i
włosy takie jak zawsze w ciąży miałam... No i brzuch... Boli i przestaje. Boli
i przestaje... 30. dnia czyli w sobotę stwierdziłam, że robię test. Co ma być
to będzie - ale naprawdę trudno było mi uwierzyć, że coś wyjdzie...</span></div>
<span style="font-family: Arial, sans-serif; font-size: 10pt; text-align: justify;"></span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: Arial, sans-serif; font-size: 10pt; text-align: justify;"> Ale spać
jednak nie mogłam tej nocy bardziej niż zwykle,</span><span style="font-family: Arial, sans-serif; font-size: 10pt; text-align: justify;">
</span><span style="font-family: Arial, sans-serif; font-size: 10pt; text-align: justify;">a że Lolek wstaje po 5.00 znowu (!) to on, choć najmniej rozumny w całej
rodzinie, był ze mną jako pierwszy świadek. Boziu jak mi się ręce trzęsły!!! :)
A te kreski naprawdę się POJAWIAŁY! Dwie grube! Nie pozostawiające
wątpliwości... Chciałam lecieć budzić M. Ale myślę: wytrzymam jakoś, niech on
się chociaż wyśpi, bo mieliśmy przed sobą ponad 100 km drogi do jego rodziców -
na weekend.</span><br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Arial","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 150%;">Zostawiłam
test w łazience. Jak się obudził długo tam sobie dumał, ale jak zobaczył test
to tylko usłyszałam: "O cholera!" i przyszedł uradowany od ucha do
ucha. Niespodzianka się udała ;-)<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Arial","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 150%;">No
więc tak. 5 tydzień. Trzecie Maleństwo rośnie pod moim sercem. Mi oczywiście jak zwykle trudno w to
uwierzyć. Nikomu nie mówimy jakoś jeszcze. Czekam na wizytę u gina, na USG i
bijące serce.... Jeszcze ze 2 tygodnie....
I kolejna ciąża tak blisko mojej siostry :) Oni gdzieś z miesiąc temu
pochwalili się swoim trzecim potomkiem, ale byli tylko po teście.... My nie
wiem, ale jakoś ostrożniejsi zawsze w tych kwestiach. Jak się dowiedzą, to oni
najbardziej będą się śmiać :D<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Arial","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 150%;">Mam
nadzieję, ze znów będzie wszystko dobrze :) Modliłam się, by dziecko poczęło
się w najodpowiedniejszym i dla niego i dla nas momencie. Przydadzą się wolne
wakacje, odpoczynek od tej pracy, do której może już nigdy nie będę musiała
wracać - albo jest szansa, że jak będę musiała wracać to dużo się zmieni? Jesteśmy
chwilowo traktowane tak, że mam zamiar długo w ciąży nie pracować, z wielu naprawdę
powodów, których aż nie warto wypisywać. Choć to o czym teraz piszę jest dla
mnie jak matrix, że znowu ciąża, że znowu wolne ;-)<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Arial","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 150%;">Naprawdę
w to nie wierzę, bo ostatnimi czasy nic nie planowaliśmy, szliśmy na żywioł ;-)
Także, nawet nie wiem za bardzo kiedy :P<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Arial","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 150%;">I
jak zawsze gdy uświadamiam sobie, że coś tak bardzo się zmieni w dość
poukładanym życiu, to trudno mi sobie wyobrazić! Jak my będziemy radzić sobie z
trójką? :)<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Arial","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 150%;">Dziś
w pracy zdałam sobie sprawę, że wszystko pozapominałam! Kiedy to trzeba na
pierwszą wizytę, że są rzeczy, których powinno się unikać w jedzeniu... Choć
mnie to pewnie i tak czeka hardcore i cukrzyca ciążowa... :P Nie pamiętam jak i
co się odczuwa w ciąży... <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;">
<br /></div>
<span style="font-family: "Arial","sans-serif"; font-size: 10.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: ZH-CN;">Ale cieszę się :) Cieszę się stanem błogosławionym. Bo być może ostatnim
w moim życiu. Cieszę się za to życie pod moim sercem. M. się mnie pyta jak to
jest żyć z ta świadomością, że ma się w sobie drugie życie. Na początku mówię
mu, ze jeszcze sama w to nie wierzę. Ale potem się zastanowiłam, że przecież
już od początku jest we mnie ten przymus ochrony go, dbania o nie... No i jest
ze mną w myślach non stop. Bez ustanku... Już nie da się zapomnieć...</span>miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-57070038083595781472017-02-10T12:29:00.001+01:002017-02-10T12:29:57.569+01:00Sen.Odkąd w moim życiu pojawiły się dzieci temat snu przewija się non stop... Najpierw była mała Pozioma, która zdecydowanie od pierwszych chwil swojego życia jest nocnym markiem. Zawsze usypiała późno. Niejednokrotnie usypiała po prostu później niż my... Nam film się urywał a ona po łóżku jeszcze się kręciła... <br />
<a name='more'></a><br />
I tak jest do teraz; trudno ją rano obudzić, a wieczorem uśpić... Z drzemek dziennych szybko zrezygnowała, ale może to i dobrze, bo 2h snu w dzień skutkowały jeszcze dłuższym usypianiem na wieczór... Dlatego jak w ostatnim tygodniu zaczęła po 18.00 pytać kiedy idziemy spać i po 19.00 zasypiać przestraszyłam się czy z nią wszystko OK. Ale to chyba po chorobie organizm domaga się snu, bo budzi się wypoczęta i uśmiechnięta... Tylko pada trochę wcześniej ;-)<br />
<br />
Lolek nie był trudny do usypiania. Chętnie nadal śpi w dzień, a wieczory cóż... Raz wcześniej raz później. W zależności od wielu innych czynników, a niejednokrotnie naszych rodzicielskich błędów :P<br />
Ale rano zawsze budzi się uśmiechnięty. Długo była to niestety 5.00-6.00 rano...<br />
<br />
Jedno mają wspólne. Wciąż w nocy przychodzą do naszego łóżka. Oboje chcą przytulać się do mnie. Sprawiają, że niejednokrotnie nie mam miejsca, żeby zmienić pozycję, a że śpię bardzo czujnie. To prostu przez niech - NIE ŚPIĘ!!!! <br />
<br />
I cóż od ponad 4 lat jestem po prostu niewyspana, o czym pisałam już chyba nie raz... Zdarzają się pojedyncze spokojne noce, gdy np. M. wyjedzie z nimi do swoich rodziców. Ale cóż znaczą dwie noce? Tu trzeba ciągłości, żeby organizm na nowo przyzwyczaił się do normalności....<br />
<br />
Takie mam marzenia. Szczególnie dziś, gdy noc w połowie była nieprzespana, bo Zuz kręciła się nader dużo, szepcząc mi do ucha, że jej nie przytulam... :/<br />
<br />
A w tym tygodniu jestem na zwolnieniu... Standard - chorujemy raz mocniej raz lżej. I cóż mi Pani dr między innymi powiedziała? Że powinnam się wysypać. Minimum 12h! <br />
<br />
HA <br />
<br />
HA<br />
<br />
HA<br />
<br />
HA.....<br />
<br />
<br />
Ale powiedziała właśnie to, co zawsze czułam, odkąd mam dzieci choruje dość często, odkąd mam dzieci często jestem zmęczona. Mój organizm jest nieodporny. Wszystkie te wit. C i D i tran i inne cuda to po prostu na nic się nie zdaje... <br />
<br />
Kiedyś może wrócą dobre czasy :) Na razie mam tylko marzenia....<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
****<br />
<br />
Co do wcześniejszego tematu i pewnej Ilony, była to naprawdę tylko przestroga. Temat się skończył, ona też się nie odzywa, nic na nowo nie próbuje... Gdzieś tam mam w głowie całą tą sytuację, ale już tak się nie boję.. :)miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-5782404729495901682016-12-20T14:52:00.000+01:002016-12-20T15:01:23.704+01:00Ilona.Niedawno M. zagadnął do mnie bardzo poważnym tonem, którego dawno u niego nie słyszałam i minę miał też.... taką zwiastującą problemy... Powiedział, że musimy poważnie porozmawiać.<br />
Tia. wiadomo, że nie od razu! Bo dzieci, bo w ferworze zabawy z nimi, bo za chwile trzeba myć, kłaść i usypiać. Przerażona pytam: o czym?! A on mówi, że sam nie wie.. Mówi, że o nas, ale to zbyt poważne, żeby zaczynać teraz.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Za chwilę wysłał mi smsa...<br />
<br />
"Czesc, czy chcialbys pojsc ze mna do teatru 14.01. Mam bilety :) Ilona"<br />
<br />
Gdy połączyły mi się w mózgu dwie kulki, co on to mi wysłał... Mogłam albo się śmiać.. Nie... nie mogłam. Powiedział przecież wcześniej o rozmowie z taką poważną miną....<br />
<br />
<br />
Dzieci w końcu zasnęły, ja tym razem - choć na ogół nie mam z tym problemów - nie zasnęłam. Rozmawialiśmy. Otóż Ilona okazała się koleżanką z drugiej, nowej pracy M. Samotna. Szukająca.... Postanowiła i przeszukać mojego męża?! Może nie wie, że ma żonę?? M. twierdzi, że obrączki nie da się nie zauważyć... No więc dobra. Ma w głębokim jaki kto ma status związku.... Od czasu gdy to wszystko się wydarzyło mam w głowie milion myśli, zdań, które mam ochotę jej powiedzieć.....<br />
No dobra... ale ona to jedna strona medalu... Co miała w głowie, dlaczego napisała, czy ma wiele takich sytuacji, gdy żonaci mężczyźni idą z nią... np. do teatru!!!<br />
<br />
Cała historia jednak z innego powodu jest trudna... Że w ogóle taki sms miał znaczenie, a nie mogliśmy z nim przejść do porządku dziennego i olać...<br />
M. ma w pracy trudny czas, a w domu.... trudną żonę... Żonę, którą kocha i często jej to powtarza... Ale żona często zawodzi, zbyt mało się stara? Matkowanie i problemy dnia codziennego sprawiły, że uciekło całkowicie gdzieś z niej beztroskie życie. Na domiar złego - choć może bardziej podświadomie o wierność swojego męża wcale się nie bała...<br />
<br />
Dla samej mnie brzmi to jak film.. Że muszę się zmagać z jakąś Iloną... Przez kilka dni ciągle miałam ją w głowie, pojawiały się myśl, że przestanę ufać, gdy M. będzie wracał później niż powinien. Że nie ustrzegę go przed nią, bo z nią pracuje.... Ale ja co? Naglę przez jakąś bezdzietną, wolną z mnóstwem czasu panienkę mam walczyć o M.?! Mam na pokaz pokazywać, że mi zależy, bo tamta laska będzie się może przed nim wdzięczyć?! O nie.. To wbrew mojej godności... Trudno... będę może nic nie wiedzącą zdradzoną, utytłaną w glucie kurą domową....... <br />
<br />
Ale w końcu dopadła mnie bezsilność i się rozryczałam.. Powiedziałam w końcu M., że ciągle o tej Ilonie myślę...<br />
<br />
I choć nie zrozumiałam tego właśnie w pierwszej naszej rozmowie o niej... M. stwierdził, że o nią bać się nie muszę... Chodzi tylko o to, że szatan wie, kiedy uderzyć, że w życiu nie wiadomo jakie będą sytuacje i jeśli nie będziemy o siebie zabiegać, jeśli nie będziemy mieć czasu na czułość i bycie razem... Trafi się inna... I niby już o tym nieraz gadaliśmy, tylko teraz... Ona naprawdę się pojawiła... I jestem w stanie sobie to wyobrazić, że czytając tego smsa M. poczuł się.... bardziej męski... lub jakkolwiek to inaczej nazwać... Że na serio życie nie musi się kończyć na żonie, która zachowuje się tak, jakby jej nie zależało... I nie winię go za te myśli, są i naturalne i zasłużyłam na nie....<br />
<br />
Chciałabym tak sama z siebie, a nie pod wpływem jakiejś Ilony... Ale wyszło jak wyszło.... I jakimś cudem wstąpiło coś we mnie dobrego... Nagle zaczęły pojawiać się momenty, że potrafiłam na chwilę zapomnieć o dzieciach i być tylko żoną mojego męża i chcieć mu się podobać.... I nie pozwalać o sobie zapomnieć....<br />
<br />
Czyli jednak... pozwoliłam sobie na pokazanie tamtej babie, że nie oddam, że to ja jestem lepsza... Obym tylko wyciągnęła odpowiednie wnioski........ Bo Ilona jest tylko symbolem... Napisała smsa, jakiego gro facetów i ich żon właśnie olałoby.... U mnie urosło to do rangi obawiania się o dalsze losy naszego małżeństwa...<br />
<br />
Może zbyt pochopnie nie nazywam tego jeszcze pomarańczowym światłem... Ale dostałam lekcję....<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Wisienką na torcie jest fakt, że historia tak naprawdę wcale nie skończona... Ani ja ani M. nie wiemy co ona myśli... Nie wiem też czy już z nią rozmawiał po tym smsie... <br />
<br />
Nie chcąc jej skrzywdzić (ale gdzie tu miejsce na sentymenty?!) odpisał jej wtedy: "Ha :) dzięki bardzo, ale nie ma mnie wtedy w <i>.</i>.......<i><span style="font-size: x-small;">(mieście naszym znaczy)</span></i>".<br />
Dla mnie nie byłby to ostateczny sygnał, że nie mam szans u takiego jegomościa... M. twierdzi, że odpowiedź była jednoznaczna...<br />
<br />
Dlatego właśnie nie wiem z czym jeszcze przyjdzie mi się zmierzyć.......<br />
<br />
<br />
<br />miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-18226552010601564182016-12-06T17:15:00.003+01:002016-12-06T17:31:07.246+01:00Wychowywanie. <span style="font-family: "arial" , "sans-serif"; font-size: 10pt; line-height: 150%; margin: 0px;">Odkąd pojawiły się dzieci w
naszym domu, zaczęłam myśleć, że z tym ich wychowaniem jakoś pójdzie. Przecież
mamy wartości, według których sami staramy się postępować, uczymy dzieci swoim
przykładem... Ale z drugiej strony zawsze w głowie mieliśmy z M. pytania:
"Czy my będziemy umieli wychować nasze dzieci na dobrych i mądrych ludzi -
ale mądrych nie wiedzą, tylko rozumnych - myślących". </span><br />
<a name='more'></a><br />
<br />
<div style="line-height: 150%; margin: 0px;">
<span style="font-family: "arial" , "sans-serif"; font-size: 10pt; line-height: 150%; margin: 0px;">I im one są starsze,
szczególnie widać to po 4 - letniej Poziomie,<span style="margin: 0px;">
</span>czuję, że łatwo nie jest. Że czasem brak mi odpowiedzi na jej pytania
typu "Dlaczego Krysia/Kasia/Zdzisio może to mieć, a ja nie?"
Odpowiedź: "Bo nie mamy pieniędzy" wydaje mi się zbyt głupia, prosta
i olewająca dziecko. I przecież nie do końca zawsze prawdziwa. Widzę po prostu,
że wcale nie jest łatwo i własny przykład postępowania to naprawdę kropla w
morzu... Bo tylko patrzeć, jak zacznie się szkoła i nie ustrzeżesz dziecka
przed telefonem, internetem, innym środowiskiem... I nie chodzi przecież o to,
by wychowanie polegało na zakazach... </span></div>
<br />
<div style="line-height: 150%; margin: 0px;">
<span style="font-family: "arial" , "sans-serif"; font-size: 10pt; line-height: 150%; margin: 0px;">Zawsze ratowałam się tym, że
moi rodzice nie robili nic wielkiego, nawet ich osobisty przykład nie zawsze
był godny naśladowania...<span style="margin: 0px;"> </span>A jednak...
cieszę się, że jestem jaka jestem, że wybierałam w życiu Pana Boga, że coś jest
czarne albo białe, nie chciałam i chcę szarości i letniości. Że nie musiałam
nikomu ani sobie nic udowadniać np. paląc, upijając się, robiąc na przekór
rodzicom, że nie wstydzę się swojej przeszłości. I tego bym chciała dla moich
dzieci... By trzymały się wartości, których w dzisiejszych czasach coraz
trudniej się trzymać.... A przy okazji być pewnym siebie, a nie klasową
ciotą.... Choć mam świadomość, że to nie zależy tylko od wychowania, bo są
takie rzeczy, na które wpływu nie mamy. Np. charakter...</span></div>
<br />
<div style="line-height: 150%; margin: 0px;">
<br /></div>
<br />
<div style="line-height: 150%; margin: 0px;">
<span style="font-family: "arial" , "sans-serif"; font-size: 10pt; line-height: 150%; margin: 0px;">Generalnie jak zwykle mam w
głowie dużo znaków zapytania... I widzę już skutki, niestety złego
wychowania... Bo moja droga Zuz zaczyna się czasem zachowywać jak rozpieszczony
jedynak!!! Mam nadzieję, że w porę to zauważyliśmy i naprawiamy ten błąd nie
ustępując jej, ale... musimy też stopować innych...<span style="margin: 0px;"> </span>Bo od małego to ona przez wszystkich miała z
reguły ustępowane - jej równolatka, z którą najczęściej przebywa - córka mojej
siostry, chociaż nieźle zawsze potrafiła nabroić :) to zawsze potrafiła też się
podzielić, oddać, ustąpić, zamienić się... I żeby zakończyć płacze to się
ustępowało mojej Zuz.... A ona też jakoś jest ulubienicą i mojej siostry i
mojej chrzestnej, z którą często przebywa i z reguły dostawała to, co
chciała...<u> No i źle! </u></span></div>
<br />
<div style="line-height: 150%; margin: 0px;">
<span style="font-family: "arial" , "sans-serif"; font-size: 10pt; line-height: 150%; margin: 0px;">I widzę to od jakiegoś czasu
i nie ustępuję jak zaczyna marudzić, że jej się nie podoba to, tylko tamto,
albo chce takie samo jak ona... Najgorzej, że Marysia w takich przepychankach
słownych sama ustępuje i się z moją Zuz np. zamienia... Ale mamy sukcesy
swojego twardego zdania :) Mamy :) Czasem długo walczy, kończy się piskiem,
wyciem, ale na końcu przyjdzie i przeprosi za swoje zachowanie... albo tak jak
wczoraj - walczy krótko, "nie za głośno ;-)" i godzi się, że<span style="margin: 0px;"> </span>nie jest tak jak ona chce, tylko dostosowuje
się do sytuacji. </span></div>
<br />
<div style="line-height: 150%; margin: 0px;">
<br /></div>
<br />
<div style="line-height: 150%; margin: 0px;">
<span style="font-family: "arial" , "sans-serif"; font-size: 10pt; line-height: 150%; margin: 0px;">Warto więc być konsekwentnym
i to mi mój mąż często zarzuca... Że ulegam zbyt często i ona to
wykorzystuje... I być może tak jest.... Dopiero uczę się odróżnić brak
konsekwencji od słuchania dziecka... Jakoś jestem przewrażliwiona na punkcie
stwierdzenia "dzieci i ryby głosu nie mają". Chyba sobie wzięłam za
punkt honoru, że będę zawsze słuchać moich dzieci i ich potrzeb....A nie, że
musi być tak jak chce dorosły albo jak dorosłemu najwygodniej... </span></div>
<br />
<div style="line-height: 150%; margin: 0px;">
<br /></div>
<br />
<div style="line-height: 150%; margin: 0px;">
<span style="font-family: "arial" , "sans-serif"; font-size: 10pt; line-height: 150%; margin: 0px;">No i co? I wyszło z tego, że
czasem ja powiem coś. Zuz na to swoje "ale", a ja, wychodzi na to, że
praktycznie zawsze JEJ USTĘPUJĘ. A nie o to chodziło, nie tak miało być... I
muszę się teraz jakoś pilnować... Bo jak patrzę na to z boku... to ona do taty
nie łasi się tak jak do mnie. I o całkiem niedorzeczną rzecz stoi nade mną i
skomli "no plose...." A miłość matki chciałaby dać gwiazdkę z nieba,
a czasem ta gwiazdka może wyrządzić więcej krzywdy przecież....</span></div>
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike>miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-41674761384722943032016-11-15T05:59:00.002+01:002016-12-06T17:32:38.944+01:00Wciąż karmiąca. Niewyspana.<br />
<div style="margin: 0px;">
<span style="margin: 0px;">Bo karmię nadal i sama się sobie dziwię i sama
w to nie dowierzam.<span style="margin: 0px;"> </span>Twierdziłam przecież,
że takiego biegającego bąka to już nie będę potrafić karmić, że będzie mnie to
irytować i źle będę się z tym czuć. I co? I właściwie tak jest.... Nie będę ściemniać
- nie karmię wcale przede wszystkim dlatego, że wiem, że to dla Lolka najlepsze
co mogę dać... Składa się na to po prostu wiele rożnych czynników...</span><br />
<a name='more'></a></div>
<br />
<div style="margin: 0px;">
<span style="margin: 0px;">Po pierwsze, to od jakiegoś pewnie pół roku,
karmię go albo rano przed wstaniem albo po przyjściu z pracy. W domu. Czasem
pyta: "Ciciusia moziemy? Tak?" (Czemu w liczbie mnogiej? Zapewne
dlatego, że uczy się przecież mówić i od Poziomy, która niejednokrotnie prosi o
coś dla nich dwoje :P) No i wtedy generalnie nie daję się a i on nie nalega.
Wie, że dostanie rano. No nie jestem już matką, która daje na każde żądanie i
faktycznie nie wyobrażam sobie karmienia go gdzieś. I na szczęście nie chce
gdzieś ;-) I są okresy, że zapomina rankiem, po pracy tez często wcale nie
chce... Ale ogólnie karmię... Bo pracuję godzinę krócej!!! :) I jest to godzina
tak idealna do powrotu z pracy, do odebrania potem Zuz z przedszkola, to jako
takiego pogodzenia jednego samochodu i dwóch potrzebujących rodziców do
dostania się i powrotu z pracy wspólnie, że jak pomyślę, że mam pracować do
15.30... To wiem, że wtedy wszystko by się rypło! :P Cały plan, który teraz
dosyć dość dobrze działa. I jesteśmy w domu po 15.00. A potem to takie<span style="margin: 0px;"> </span>kory, że ja zawijałabym do domu chyba na
17.00. Autobusem... </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px;">
<span style="margin: 0px;">I ten pierwszy powód sprawia, że nie muszę się
zastanawiać czy będę potrafiła któregoś dnia powiedzieć mu - już nie synu. (Już
nigdy nie.) Bo po kilku anginach z antybiotykiem dla karmiących, teraz ostatnio
już to olałam i po prostu przez 10 dni go nie karmiłam. Przeżył bez większego
szemrania. A potem bez bólu wrócił. Bo już miałam kilka granicznych terminów,
ale jakoś... Ciągle karmię, bo coś... I niby pije już mm, ale nieregularnie, a
to HA, a to zwykłe i raz mam wrażenie, że OK, a innym razem wydaje mi się, że
jednak nie trawi tego mleka jak powinien... Niby nie jest alergikiem, ale jakoś
o skazę białkową go podejrzewam... No i to tez powód, żeby mojego mleka tak całkiem
mu nie zabrać...</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px;">
<span style="margin: 0px;">Ale tak sobie myślę, że jak zajdę w ciążę, to
wtedy się pożegnamy. Dla mojego odpoczynku, bo tandemu na pewno nie będzie! O
nie :) A z drugiej strony, gdzieś ta może jednak prolaktyna blokuje, że zaciążyć
nie mogę... ;) </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px;">
<span style="margin: 0px;">No na razie jest jak jest. Ogólnie karmienie
mnie już męczy. Podziwiam matki, które karmią dwójkę, które karmią
3-4-5-latki... Ja już nie karmię z przyjemnością. Karmię, bo tak wychodzi :) I
stety niestety na moich zasadach.... Wkurza mnie ciągłe wkładanie rąk za
dekolt, samemu rozbieranie mnie, żeby dostać się do mlekopoju...<span style="margin: 0px;"> </span>No i chyba przez to, że wybrał sobie jednak
naładowanie się mleczkiem rano i jak mówię "nie" to z reguły nie
odpuszcza i dąży do swojego, to wstaje po 5.00. Żeby zdążyć przed wstaniem mamy
do pracy... A dziś np. to była 3.30 w nocy.... Więc budzi się w nocy, budzi
mnie w nocy. Pobudka po 5.00 niezależnie od dnia tygodnia... A to oczywiście
kwadratura koła.... Bo przecież, gdybym z nim walczyła i to ja twardo postawiła
na swoim, to ssałby tylko po moim powrocie z pracy. Ale kto ma siłę walczyć o
3.00 czy o 5.00....</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px;">
<br /></div>
<br />
<div style="margin: 0px;">
<span style="margin: 0px;">Przez niezmienne noce w kratkę o 20.00 jestem z
reguły dętka. Nie mam życia bez dzieci. Bo wieczory, gdy one śpią to śpię i ja.
A i tak jestem rano niewyspana a w weekend z reguły zła jak osa... Zanim zapomnę,
że przecież niby mogłam, miałam szansę! A jednak... nie mogłam się wyspać...</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px;">
<br /></div>
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike>miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-39900660084396802842016-10-24T19:17:00.001+02:002016-12-06T17:33:14.839+01:00Miesiące.Bo niby nie zmienia się nic a zmienia się wszystko.<br />
<br />
Bo przecież jeszcze wczoraj tak niewiele umieli, tacy byli malutcy, a dziś takie one wyszczekane. Tak bardzo się różnią, tak bardzo inaczej rozwijają... I sama się do siebie uśmiecham, że tak często przyłapuję siebie przy zachwycie nad nimi. Za to, że po prostu SĄ.<br />
<br />
<a name='more'></a><br /><br />
Wiem, że nie ma matek idealnych, nie ma idealnych żon. Ale swojego niezadowolenia nad sobą nie potrafię przemóc. A najgorzej, gdy próbuję coś zmienić i g... mi z tego wychodzi...<br />
<br />
Jeśli chodzi o katary, jesienną deprechę nad brakiem słońca i krótkim dniem to bez zmian. Historia zatoczyła koło. Tylko może podeszłam do tego z większą rezerwą i myślą "ha! mam już w tym doświadczenie!". Trochę łatwiej. Trochę mniej dołów przez to.<br />
<br />
Była próba Trzeciego. Tuż tuż przed chwilą. Znając swój organizm myślałam, że poczułam sam moment zagnieżdżenia, a potem samo już wszystko się sklejało. Z jednej strony nie chciałam się nakręcać, ale jak po 31 dniach znowu jednak przyszedł okres, to aż nie mogłam uwierzyć, że jednak się pomyliłam i że choć to już byłoby trzecie, to jednak mocno zabolał jego brak!!!! Pustka i niedowierzanie... I teraz wiem, że bardzo chcę... Chcemy... Choć z drugiej strony wiem, że wiąże się to z takim hardcorem... A jednak pragnę... Nie myślę o cukrzycy ciążowej, cesarce, bólu, płaczu, bez słów czy coś boli, czy zimno czy gorąco, czy jeść...<br />
<br />
Nocy ciągle nie przesypiam, więc to akurat bez zmian ;-) z pieluch jeszcze nie wyszliśmy to też nic nowego :P no i karmienie prawie byłoby ciągłością więc cóż...<br />
<br />
Najważniejsze, że dwójka już na tyle samodzielna, że chce się myśleć o Trzecim. Może i moja obecność w domu przyspieszy budowę naszego Domu. Bo na razie końca nie widać.... A tak bardzo nie widać, że ani trochę nie mogę uwierzyć, że kiedyś tam zamieszkam... Nie wiem nadal czy nas na ten Dom stać... Na razie M. widzę, że oszczędza jak może! Robi wszystko sam, albo z braćmi i ojcem. A to naprawdę duża oszczędność... Szkoda tylko, że nie ma czasu :P:P A całe wakacje to właściwie przesiedział z dziećmi... Bo matka w pracy...<br />
<br />
A praca dobija mnie coraz bardziej, jest coraz więcej irracjonalnych decyzji mojego szefostwa, które sprawiają, że każdy dzień, gdy nie muszę tam przebywać jest wybawieniem. No i ta myśl, że dzieci powinny mieć mamę. Ta... wolny zawód, praca z pasją.... Ciągle mam w głowie DOULĘ. To jest coś, co naprawdę chciałabym robić, ale czy kiedykolwiek będę miała tyle jaj, żeby rzucić pracę w budżetówce? Zarobki nie powalają, ale są stałe, a z doulowania też bym się pewnie nie utrzymała... A M. coraz częściej mówi do mnie, żebym zmieniła pracę, ta... łatwo się mówi... Choć on naprawdę... próbuje w wielu miejscach naraz.. i jakoś samo się trafia....<br />
<br />
Najbardziej... może nie boli, ale czasem, wkurza. Że inni z palcem w d... utrzymują taki dom, mają dwa samochody, a my jak takie bidoki...przez ten kredyt, to na styk do końca miesiąca, dziecku czy sobie ubranie kupuje się jak naprawdę potrzeba...<br />
<br />
Owszem... nie chcę męża z kasą, ale nieobecnego dniami i nocami, ale ta dysproporcja czasem naprawdę przytłacza... Bo przecież nie wszyscy żyją godnie kosztem całych dni w pracy...<br />
<br />
<br />
I tak z tymi myślami borykam się z dnia na dzień. Z miesiąca na miesiąc. Z kolejną anginą, choć pierwszą w tym sezonie :) Z nie-dającym-się-sprzątnąć bałaganem. Ciągle zmęczona, zbyt często smutna.<br />
<br />
Chciałabym schudnąć, być bardziej aktywna, mieć więcej sił i czasu dla znajomych.<br />
<br />
Ale najbardziej chciałabym się więcej uśmiechać. I to jest najważniejszy plan do wykonania. Nie wiem tylko czy najłatwiejszy czy najtrudniejszy...miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-58408647477838289722016-02-24T13:08:00.002+01:002016-12-06T17:34:05.168+01:00Zawsze może być gorzej.To prawda. Nigdy nie jest tak źle, że nie mogłoby być gorzej. I trzeba sobie to uświadamiać i wtedy łatwiej jest dostrzegać to wszystko co się MA.<br />
<br />
<br />
<a name='more'></a>Ja np. wiedziałam, że ta jesień i zima będą chorowite. Wiadomo, przedszkole. I fakt jest faktem, że chorzy jesteśmy non stop. Lolek z kataru i kaszlu leczy się na kilka dni by potem kilka tygodni znów glucić. Zuzia jakoś szybciej się regeneruje. Ale za chwilę przynosi nowe...<br />
Ale że ja? Że ja w ciągu miesiąca będę na 3 tygodniowych zwolnieniach?? Właśnie jestem po anginie leczonej dwoma antybiotykami, a teraz mam zapalenie spojówek i wyglądam jak wampir. Pracuję z doskoku i usiłuję nie mieć zaległości. Nie da się. I nigdy nie sądziłam, że to ja będę tak chorować. Że to moje choroby będą sprawiać, że będę na ciągłym zwolnieniu. A jednak.<br />
Zawsze może być gorzej.<br />
Jak mnie pierwszy rzut anginy powalił na łóżko. Jak w domu przez dzień czy dwa nie ruszyłam ręką i nadawał się jedynie na wjazd spychacza... Jak M. biadolił, żebym już czuła się lepiej bo tak bardzo widać brak kobiecej ręki... Tak on dostał anginy i gorączki i przez kolejne dwa dni nikt z nas nie nadawał się do opieki nad dziećmi... I gdyby nie rodzina, którą, dziękować Bogu, mamy blisko i wzięła nasze pociechy - tak chyba chodzilibyśmy po sąsiadach żebrząc pomocy. Bo nie byliśmy w stanie wstać przyrządzić dzieciom czy sobie posiłku.<br />
<br />
Ale wiosna tuż tuż... Prawda? I w naszym nowym domu będzie można coś zrobić i może wreszcie będę umiała uwierzyć, że to nasze? Trudno mi na razie cokolwiek planować, choć M. ciągle ogląda kable i kontakty.... Szuka, myśli... Ja tak bardzo zakopana jestem w codzienności. W tym, że z dwójką urwisów nie potrafię nadal nad niczym panować. I wszystko wciąż z doskoku. I już zaczynają znajomi nawet pytać czy ja w ogóle żyję... Żyję. Ale w biegu. I trudno mnie zauważyć.<br />
<br />
Nagle przychodzi taki dzień jak wczoraj i dziś. M. na feriach. Wyjeżdża z dwójką dzieci do rodziców. I nagle dom można sprzątnąć w godzinę dwie i za pięć minut nadal jest ten sam porządek! :) Od półtora roku wstałam wreszcie wtedy, kiedy chciałam i do 12.00 czytałam w łóżku książkę. :) Przy takim tempie życia, jaki prowadzimy, właśnie te małe, głupie i przyziemne sprawy dają mi niesamowitą radość :)<br />
<br />
Ale patrzę na te wszystkie dziecięce rzeczy w domu, na te ślady dziecięcej obecności... I tak bardzo już za nimi wszystkimi tęsknię....miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-63924765680250047842016-01-17T13:18:00.003+01:002016-12-06T17:34:34.019+01:00Nie udało. Udało.Nie udało się wrócić. Nie. Czas nadal nie jest moim sprzymierzeńcem. Niejednokrotnie patrzę tylko tęsknie w stronę laptopa. I myślę wtedy, czy kiedyś nadal będzie mi się chciało? Nie wiem... Nie wiem czy kiedyś będzie to miało jakieś znaczenie...<br />
<br />
<br />
<a name='more'></a>Jest dziś, z którego tak szybko robi się "wczoraj". Za chwilę będzie coś boleć, dolegać. Dom opuszczę dzieci zajęte swoimi sprawami... A mimo, że przychodzi mi na myśl taka świadomość - tak często żyję "by przeżyć do wieczora" niż cieszyć się tym, co jest. Niż łapać te chwile w obiektywie aparatu, niż chłonąć pamięcią to, co jest TYLKO TERAZ.<br />
<br />
Bo trudne to, gdy wciąż przygniata Cię nieogarnięcie. Ta /momentami/ trójka dzieci, gdy jest ich ponoć tylko dwoje. Gdy marzenia o ładzie w domu mogą być tylko marzeniami. Gdy choć pracy dużo do zrobienia, codziennie z czymś zamieszanie - to idę tam jednak szczęśliwa - bo tylko tam jestem w stanie panować nad tym co robię; od początku do końca. I każdy początek MA swój koniec.<br />
<br />
I tak oto żyję :) Żyjemy :) Wciąż nie idealnie, często z glutem i praktycznie codziennie tak zmęczeni, że padamy zanim zdążymy pomyśleć <i>o czymś więcej.</i> To mnie chyba przeraża najbardziej. Niewyspanie. Kiedy nie ma kiedy zdrzemnąć się w dzień, kiedy w weekend - choćby na zmianę nie można odespać tygodnia - bo M. zaczął kolejne studia podyplomowe. A noce mają tyle pobudek, że organizm już dawno skapitulował.... Dzieci rosną, a my praktycznie codziennie budzimy się we czwórkę; my z M. to już przyjmujemy wręcz akrobatyczne pozycje, żeby znaleźć dla siebie choć trochę miejsca. Z doświadczenia powiem, że miejsca robi się choć trochę więcej, gdy przynajmniej jedna osoba ma głowę, gdzie reszta nogi.... Ale mimo to, czasem czyjaś noga się nie mieści... No i tak pobudki na karmienia i niewygody nie pozwalają się nam wyspać....<br />
<br />
A mimo to wszystko udało nam się kupić dom.... Na razie same cegły z oknami i drzwiami, ale nasze.... Może w przeciągu kilka lat uda nam się zdobyć kasę na wykończenie? :) Trudno na razie w to wszystko uwierzyć, że będziemy mieli swoje, że już mamy! Że nikt mi nie zabroni planować koloru ścian i wymarzonej kuchni. Że w końcu /kiedyś/ nie będę już u kogoś, choć nie ukrywam, że dzięki komuś... Że będę miała tylko swój kawałek ziemi, gdzie będę mogła posiać marchewkę.<br />
<br />
I będę miała 4x więcej sprzątania!!!!! :Pmiłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-16139858072409813492015-11-05T12:01:00.003+01:002016-12-06T17:34:56.462+01:00Największa tajemnica świata?Kiedy nie mogę skończyć nic, co zaczęłam, kiedy nie mogę przespać nocy od 14 miesięcy, kiedy widzę moje wkładki higieniczne - jedną przyklejoną do uchwytu na papier toaletowy, a drugą na opakowaniu z płatkami kosmetycznymi, kiedy choruję, a nie mogę się kurować jak powinnam, kiedy brak mi odpowiedzi na milion pytań na minutę, kiedy brak mi sił na noszenie na rękach i ściągnie delikwenta z miejsc niebezpiecznych, kiedy widzę w sobie dziecko, a nie rodzica, kiedy widzę, że zabawa mnie nudzi, kiedy nie decyduję już nigdy tylko o sobie, ale zawsze też oni muszą być w planach, kiedy sprzątanie czegoś wiąże się z pozwoleniem na podwójny bałagan w innym miejscu, kiedy, co chwilę słychać mamo chcę to, mamo chcę tamto....<br />
<br />
<br />
<a name='more'></a>Zaczynam się zastanawiać czemu tak bardzo, większość z nas, pragnie dzieci???????????????<br />
<br />
Usiłuję sobie przypomnieć, co czułam te 4 lata temu, gdy miałam już myśli, że może nie będę mieć własnych dzieci. Przecież tak bardzo płakałam, gdy zamiast dwóch czerwonych kresek na teście, przychodził okres. Tak po prostu chce się je mieć. Widzi się chyba te sielankowe chwile z bobasem, jakieś wspólne wyjazdy, zabawy z piłką na łące, kąpiele w basenie, wycieczki rowerowe.... No nie wiem, co jeszcze...<br />
<br />
Bo tak na zdrowy rozum to jest irracjonalne! Że gdyby miałoby mi ich, nie daj Boże zabraknąć, to i brakowało by mi tego wszystkiego, o czym pisałam na początku.. Bo jedno z drugim jest chyba nierozerwalne....<br />
<br />
Czy dwóm osobom jest ze sobą po jakimś czasie po prostu nudno? Skąd się bierze w nas to pragnienie? Bóg dał nam instynkt rodzicielski... No tak. Jak zwykle wiedział, co robi ;)<br />
<br />
To, co dają teraz dzieci jest tak bardzo niepoliczalne, niezmierzalne. <b>Dają radość</b>. Ok. Dają niejednokrotnie wiele radości. Dają... co jeszcze? Tylko o tą radość nam chodzi? :) Teraz przecież tak WIELE biorą! A my co? Chcemy, żeby ktoś na nas pracował na starość, żeby miał się kto nami opiekować?? Stosunkowo mało ludzi właśnie po to przecież chce mieć dzieci.... Bo i tacy na pewno są.<br />
<br />
Tak zwyczajnie się zastanawiam, czemu pragniemy tych 100% - wych zajmowaczy czasu!<br />
<br />
Albo dostałam jakiegoś zaćmienia, albo to naprawdę jest niepojęta tajemnica....miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-41782013643233369362015-11-04T13:43:00.000+01:002016-12-06T17:35:25.766+01:00Wylogowana.Powoli szukam sponsora na chusteczki higieniczne. Idą jak woda.<br />
<br />
Nie wychodzimy z chorób. No totalnie nas to opanowało i nieustannie przegrywamy. Padłam już nawet i ja, co zawsze trzymam się najdłużej i wiele mnie omija. Po tygodniu w pracy - kolejny tydzień na zwolnieniu. Ale czy można się kurować, gdy obowiązków więcej niż doba ma godzin? Także ta jesień i zima nie będą łatwe.<br />
<br />
<br />
<a name='more'></a>Za oknem zapewne ostatnie słoneczne i w miarę ciepłe dni, a Lolek najbardziej choruje i wychodzić nie może i świruje w domu. Ale jak już z nim wyjdę to zaraz potem gorzej tylko... A walczymy, żeby antybiotyku nie dostać. Także tak to. Mega chorowicie.<br />
<br />
Wkurzam się na to wszystko bo ile można chorować? A jak do zwykłego braku sił, dochodzi jeszce brak sił i ból głowy z powodu choroby to jest dołująco do kwadratu. Ale z drugiej strony czym jest głupie przeziębienie (nawet ciągnące się bez ustanku) wobec problemów zdrowotnych jakie mają niektórzy? I własne sumienie beszta mnie w myślach.<br />
<br />
Bo ja bym naprawdę chciała umieć na to wszystko zaradzić, chciałabym umieć zmienić to nieprzyjemne w przyjemne. Znaleźć rozwiązanie. Ale mam w głowie tylko pustkę. Bo pomimo tylu zabiegów, lekarstw katar nie mija. Dochodzi kaszel. I trwa. Jak minie to tylko po to, by wzmóc na sile, gdy nowe zarazki serwuje rodzeństwo. Na zdecydowanie zbyt wiele pytań nie ma odpowiedzi!<br />
<br />
I brak energii mnie powala. Pokonuje. Jestem więc wylogowana. Z chusteczką higieniczną w ręku.miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-76350419584759871922015-10-26T21:45:00.001+01:002015-10-26T21:45:20.240+01:00Kolejny początek.Idąc dziś do pracy miałam wrażenie, że zaczynam tą pracę jakby trzeci raz od początku. Bo był prawdziwy początek, potem po przerwie z Zuz i teraz po Lolku.<br />
<br />
I jak po Zuz jakoś gorzej było mi się wdrożyć, tak dziś miałam już wrażenie, że nie miałam żadnej przerwy.<br />
Te same żarty dziewczyn, te same wątpliwości, te same problemy i kłopoty z innymi pracownikami i petentami... Jakby świat przez te półtora roku stał w miejscu!<br />
A przecie tyle się zmieniło!<br />
Nasz świat. Świat naszej rodziny znów się obrócił do góry nogami, znów tyle nowości przed nami, pojawiła się podwójna radość choć i podwójny kłopot ;)<br />
Ale aż wierzyć się nie chce, że tam w pracy wszystko stoi właściwie w miejscu.....<br />
<br />
Nie możemy też niestety wyzdrowieć, jedni czuja się lepiej inni jakby co raz to trochę gorzej. Czasem aż złość bierze na tą jesień!<br />
<br />
Dziś idę spać spokojna. Udało się ogarnąć dom, przygotować obiad na jutro, ale już boję się, że tych sił nie będzie tak na co dzień... I co gorsza. Całe popołudnie po pracy to pełne kierowanie energii na przygotowywanie się do dnia następnego. A gdzie czas dla rodziny ja się pytam?<br />
<br />
Nigdy nie pojmę tej ludzkiej wiecznej gonitwy, tego, że trzeba tyle pracować, tyle poświęcać innym, a nie cieszyć się życiem z tymi, których się kocha.miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-49825678892646260682015-10-19T11:14:00.002+02:002015-10-19T11:14:33.609+02:00Tydzień.Znowu ta sama sytuacja. Po długim pobycie w domu znowu będę musiała wrócić do pracy. Musiała. Bo pomimo zmęczenia - jakie ono by nie było - tak jak kiedyś - wolałabym zostać w domu :)<br />
<br />
I wiem, że pewnie odetchnę trochę, że tu w domu jakoś wszystko się ułoży, że dzieci, a szczególnie Lolek, poradzą sobie beze mnie. I póki co będzie pod opieką rodziny, a nie nikogo obcego.<br />
<br />
Ale jakoś tak... :) Ta 6.00 rano, noc ciemna.... A łóżko cieplutkie będzie trzeba opuścić!<br />
<br />
Ja tam jeśli do czegokolwiek się nadaje to chyba jedynie do bycia Matką Polką mimo wszystko.<br />
<br />
Piszę to, bo już wczoraj zasypiałam z lekkim stresem, że to ostatnie spokojne niedzielne zasypianie... Hm, no powiedzmy, że spokojne!<br />
<br />
Najważniejsze, że Karol zasypia wieczorem w swoim łóżeczku, budzi się raz w nocy, a ok. 5.00 musi póki co dostać mleczka. Ale może to i dobrze? Nakarmię go jeszcze przed pracą! Najgorzej idzie usypianie w dzień. Pierwszy tydzień jakoś dawał się uśpić - w drugim tygodniu zaczął ze mną walczyć. W sobotę nie spał od 5.00 rano, aż o 15.00 padł na siedząco na kolanach M. Więc nie wiem jak to będzie z tymi jego drzemkami beze mnie...<br />
<br />
No i może coś się ruszy z naszym domem? Przestaliśmy się nakręcać i tak jakoś samo się układa... Robi się realne?<br />
<br />
W głębi serca jestem szczęśliwa. Często po spotkaniu z innymi widzę ile mam. Być może za często drżę, że wszystko pęknie jak bańka mydlana. W sobotę minęło 6 lat naszego małżeństwa. M. mówi, że starzy jesteśmy, ale ja tak nie myślę. Cieszę się, że tyle już osiągnęliśmy, że te 6 lat mają swoją historię, że patrząc wstecz nie mamy się czego wstydzić i czego żałować, że marzenia nam się spełniają... Oby tak dalej... I choć, pomimo szykowania się na wieczór do restauracji - wybraliśmy w końcu jedzenie na wynos, ciepły kocyk i film, to byliśmy najszczęśliwsi, mimo, że wyszło, że jesteśmy jednak starzy i niewiele nam już potrzeba.... Ale przecież to tylko chwilowe :P Kiedy świętowanie może być zawsze wtedy, kiedy ma się trochę czasu bez dzieci. Obojętnie, gdzie to by było!<br />
<br />miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-29319641371282278552015-10-04T20:56:00.000+02:002015-10-04T20:56:20.672+02:00Glut.Nie wiem czy warto pisać, bo mam ochotę jedynie marudzić.<br />
<br />
Kocham Zuzine przedszkole. Ona też je kocha. Ale dopiero co skończył się wrzesień, a ona nie miała gluta przez tydzień i trzy dni!!!!! Nie muszę chyba dodawać, że ciągnący glut Zuzi ciągnie się się również Karolowi........<br />
<br />
Cudem się chyba udało, że zdrów syn był na zabieg, który nota bene przebiegł super bezproblemowo i szybko mogliśmy zapomnieć o całej sprawie. Oczywiście życie zweryfikowało plany i nie został odstawiony od piersi na czas drzemek i karmień nocnych... Noc przed zabiegiem - od 3.00 w nocy spał na klacie ojca po prostu i jakoś przeżyliśmy na czczo...<br />
<br />
Nie posyłam do przedszkola katar nie przechodzi. Posyłam też nie przechodzi. A jak przejdzie, za trzy dni jest znowu.<br />
<br />
Ja wiem.<br />
<br />
<br />
Ja wiem!<br />
<br />
Wszyscy mówili, że tak będzie, że musi tak być, że dziecko łapie odporność, że w przedszkolu nawet trochę zdziwieni, że dzwonimy, że nie przyjdzie, jak gorączki nie ma. Że do kataru musimy się przyzwyczaić...<br />
<br />
Ale dziecka mi szkoda :( Dzieci! I noska...<br />
<br />
Weekend był - nazwijmy to: rekolekcyjny. Rodziny z dziećmi, w miłym miejscu, przy udanej pogodzie na dodatek. Co drugie dziecko z glutem... Więc to taka pora. Taki czas. Ale i tak jestem już zmęczona ciągłym wycieraniem i zastanawianiem się czy chore już bardzo czy olać temat trzeba... Bo w innych krajach to się nikt zupełnie takim oto katarkiem nie przejmuje.<br />
<br />
Poza tym za 3 tygodnie do pracy. Opiekunki dla Karolka nie mamy na poniedziałki i wtorki.<br />
<br />
Nie nadążam za M., dziećmi i bałaganem.<br />
<br />
Jesienna deprecha. Bleeeeee.<br />
<br />
Od tygodnia biorę się za zrobienie syropu z cebuli.... Ktoś ma jakiś fajny sposób na odporność?<br />
<br />miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-57124095828935973192015-09-04T10:33:00.001+02:002015-09-04T10:33:34.377+02:00Mleczne zmiany.Nie wiem czy bardziej nie chce mi się, bo jest mi tak łatwiej, czy bardziej się boję. Ale wiele składowych, wręcz zmusza mnie by Karol i moja pierś zaczęły funkcjonować na innych zasadach ehm.. przyjaźni...<br />
<br />
Co śmieszne, przy Poziomie w tym wieku przygoda z karmieniem się kończyła. Czułam to ja, czułam że więcej już nie dam rady, a i tak dałam więcej niż planowałam. Przez te jej problemy i bóle brzucha wiele miałam granicznych momentów. Więc dumna byłam, że i tak to przetrwałam. Aż w końcu jej alergia nie-wiadomo-na-co, mój powrót do pracy- sprawiły, że we wrześniu powiedziałam KONIEC.<br />
<br />
A teraz? Karol dalej wydaje mi się taki malutki (syndrom ostatniego dziecka....) czuję, że moje mleko to samo dobro... Najlepsze lekarstwo, najlepsze utulenie itp itd.....<br />
<br />
Jedno się jednak nie zmieniło, męczy mnie, a wręcz nie mogę tego znieść, gdy dziecko jest tak duże, że z piersi potrafi już sobie zrobić zabawkę.<br />
<br />
Nie wiem ile jeszcze będę karmić... Biegające i ssające dziecko mnie przeraża. Więc zapewne będzie to jeszcze kilka dobrych miesięcy...<br />
<br />
Na tą chwilę Karol zasypia praktycznie tylko przy piersi, drzemka w dzień czy obowiązkowo na noc. Po pierwszej pobudce w nocy śpi już z nami i zajmuje sporo miejsca.... W wakacje czasem było to nie lada problemem. Były noce, które doprowadzały nas do mega wkurzenia, a nie wypoczynku... Nad ranem nie uspokaja się już inaczej jak ciągle ssąc i zmieniając pozycje - z prawej na lewą, z lewej na prawą - co sprawia, że od 4.00-5.00 nie śpię tylko czuwam i przekręcam się wedle jego potrzeb. "Najlepsze" jest jego zasypianie czasem wręcz ze staniem na głowie - tak się ustawia. No akrobacje są przeróżne. Aż dziwie się, że tak mało było ugryzień z jego strony tymi 8 zębiskami:)<br />
<br />
Jeszcze do niedawna każde inne jedzenie było be. Ostatnio widzę, że mleczka mamusi żąda przede wszystkim na spanie.. Także dorasta do normalnego jedzenia. A że pierwszy rok to moje mleko miało być podstawą żywienia, to było. I aż się dziwię, że byłam zawsze na zawołanie.... Żadnych dłuższych wypadów bez dziecka.... Ale już pisałam, że długo bez nich nie wytrzymuję... :)<br />
<br />
No ale sprawy się rypią, bo wracam do pracy i nie ja usypiać będę w dzień, od ponad roku nie przespałam nocy i są chwile, że jestem zoombie, a jak dojdzie do tego 7h pracy (ha! karmię i godzina mniej pracy mi się należy!), to będzie podwójnie kiepsko... Do tego jeszcze operacja, do której musimy być na czczo.... Jak mu nie dać cycka?? Kiedy on nad ranem jest przy piersi cały czas - to jedyny usypiacz jego....<br />
<br />
Dlatego od poniedziałku muszę wdrożyć nowy plan, który przekładam i przekładam.... Zasypiamy bez.... Boję się chyba bardziej - niż mi się nie chcę.miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-10417425240871648922015-09-03T11:44:00.002+02:002015-09-03T11:44:43.556+02:00Pierwsze.Jeeeeeju. Zapomniałam już nawet jak ja to kocham! Kawa, komputer i to puste pole do wpisywania myśli. Że tak wtedy lżej na duszy się robi. Tak.... więcej przestrzeni! :)<br />
<br />
Tyle początków właśnie za nami. Tyle rocznic...<br />
<br />
Wczoraj - gdy miałam to pisać - pierwsze urodziny Lolka. W weekend świętowaliśmy wspólne urodziny Poziomy i Lolka. Zrobiłam pierwszy raz dwa torty!!! A kiedyś myślałam, że nie jestem w stanie ogarnąć zrobić jednego.... :P Tak więc Starszaczek skończył 3 latka i poszedł do przedszkola! Po wielu perturbacjach do tego właśnie, gdzie chcieliśmy i jest tam od pierwszego dnia zadowolona! A to wielka, naprawdę wielka ulga! A ja... dzięki temu mam tą chwilunię, żeby móc napisać, bo ja - jak Maluchy śpią nie zabieram się za to, bo do ,aktywnych w nocy, nie należę.... I choć od jakiegoś czasu mam pierwszego w życiu swojego laptopa, podarowanego przez męża, za czas mój samotny z dziećmi w wakacje /;)/, to rzadko jeszcze mam czas z niego korzystać. I siedząc tak te już kilka dni sama w domu z Młodszym, doświadczam, że ta moja kochana córeńka nie jest żadnym obciążeniem i zabieraczem czasu. Ona sama pięknie się sobą zajmuje, tyle rzeczy robi już sama, bawi się bezpiecznie.... W przeciwieństwie do braciszka, który choć tylko raczkuje, włazi wszędzie - aby tylko wyżej, kanapa, stolik w pokoju siostry, krzesełka... Jego zostawić samego w pokoju to strach! Jak Zuzek był, to chociaż krzyczała, jak robił coś nieodpowiedniego....<br />
<br />
Minął też pierwszy rok bez mamy. Na jej grobie byłam może.... 4 razy? Na pogrzebie, na święta wielkanocne, teraz niedawno po rocznicy śmierci i może jeszcze z raz.... Kiedyś myślałam, że jak ktoś kocha, to pojawia się na cmentarzu non stop i siedzi tam i rozmawia..... A ja tam chodzić nie potrafię, choć codziennie modlę się Koronką o życie wieczne dla Niej. Ale jakoś ciągle tak żyję jakby ona była! Jakby pojechać do niej można było. Pójście na cmentarz jest dla mnie wmawianiem sobie tego, że ona przecież nie żyje, czytam te literki z jej imieniem i nazwiskiem na zimnej granitowej tablicy i wciąż uwierzyć nie chcę. I przychodzą tylko takie chwile, kiedy wiem, że pewne rzeczy mogłaby tylko ona - doradzić, docenić, zauważyć, pochwalić, wesprzeć.... I tylko wtedy przychodzi ten okrutny żal... Ja też stałam się bardziej lękliwa. O swoje życie i zdrowie. O swoją rodzinę. Kiedyś tak bardzo nie bałam się, że zachoruję na raka, jak teraz.....<br />
<br />
Ale nasze zdrowie na razie w Bożej Opiece :) Karolowi wyzdrowiały nereczki. Kilka dni temu było pierwsze USG, na którym wreszcie nie było zastoju moczu!! Teraz tylko 19 września czeka nas zabieg usunięcia przepukliny. Oby wszystko było dobrze.... Bo nawet udało nam się, że tego samego dnia, co pojawimy się w szpitalu, będziemy mogli wrócić do domu!!!<br />
<br />
A ja cóż... pod koniec października wreszcie powrót do pracy.... Dobrze, że jest gdzie, choć jak zwykle nie czekam na to z niecierpliwością... Jeszcze zostało załatwienie opiekunki dla Lolka na dwa dni. Bo w resztę zajmie się nim mój tato.<br />
<br />
No i wakacje. Choć z M. w domu, to i tak z brakiem czasu dla siebie. Choć często się pytam czy ja go w ogóle potrzebuję? Bo tak bardzo ich kocham, że tylko chwilka nie-myślenia, nic-nie-robienia wystarczy mi, by za nimi zatęsknić. Były wycieczki rowerowe, były samotne wczasy w nowym domu siostry, pod nieobecność M., był wyjazd do jego rodziców, były mega upały i rekolekcje dla rodzin w Szczawnicy. Trudne, ale i bardzo potrzebne, by zżyć się na nowo z Panem Bogiem, co nie udawało się tak naparwdę odkąd założyłam rodzinę.<br />
<br />
Wiele pytań przed nami, wiele zimnych słotnych, a potem mroźnych popołudni, ale ja już jak zwykle myślę o wiośnie, o trawie zielonej i kwitnących drzewach. Teraz rok najwspanialszy, gdy Lolek będzie zdobywał nowe umiejętności dorosłego człowieka. gdy coraz więcej będzie rozumiał, ale i coraz więcej broił. Oj. Da nam popalić, to już da się odczuć! :)<br />
<br />
Cieszę się, że niedługo będzie sam biegał, ale już tęsknię za tym, gdy mogłam go zawinąć w chustę, był taki malutki... Rok temu....<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhug2LzNtfK06Wdo9siPC8wPfifliZVoZRwZL4aMpm6aAE8S82uG81tIkC26IbUx8mgQBFUvUE2y6dUW3iqaSNFypR5tyucW-6oBoRVjvrqTHujAISrKU1CVtKeoewKeBGq68LPHuJWaN80/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhug2LzNtfK06Wdo9siPC8wPfifliZVoZRwZL4aMpm6aAE8S82uG81tIkC26IbUx8mgQBFUvUE2y6dUW3iqaSNFypR5tyucW-6oBoRVjvrqTHujAISrKU1CVtKeoewKeBGq68LPHuJWaN80/s320/1.jpg" width="211" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgo3P0dgx9LhWvIh0Z93VLC24cX5p5b74aJqQIcghbN1WMctL2RJdHgrVHbkBH5csUksKNxdE_1tv9xAqI_1Zxd70nOqgY5X3dDRycVOwQajAdCivAZfoecyp-J2PE_RBMCcf7pAses7dyy/s1600/2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="144" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgo3P0dgx9LhWvIh0Z93VLC24cX5p5b74aJqQIcghbN1WMctL2RJdHgrVHbkBH5csUksKNxdE_1tv9xAqI_1Zxd70nOqgY5X3dDRycVOwQajAdCivAZfoecyp-J2PE_RBMCcf7pAses7dyy/s320/2.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJibNHhJ8oCmkEWkE36_ChySwvaQVhgeKQe_CC9OAUQL6BkjN2qUnvda4ZfCuU_llnJxQR9A3xYQU0q6AtL2BGMV0L2ZnXRzUCymJ708B0l1vsDwlAJyEVDA24vY3wRy7fxjn-Tg1t9I6X/s1600/3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJibNHhJ8oCmkEWkE36_ChySwvaQVhgeKQe_CC9OAUQL6BkjN2qUnvda4ZfCuU_llnJxQR9A3xYQU0q6AtL2BGMV0L2ZnXRzUCymJ708B0l1vsDwlAJyEVDA24vY3wRy7fxjn-Tg1t9I6X/s320/3.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUamwgxJqL2yHxh1pV4pDdLQ6MTTW_ghc2px_P1HI2gLVwuA9epNqm2NTSjeLRM7GMk4Ni4fw3bAEptzRW0T7IqvWfWJ-vozTtVs9TcZa2zM_K5jbVOabvhmDmtMHJ0Vs5vLAmGElKkXpL/s1600/4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUamwgxJqL2yHxh1pV4pDdLQ6MTTW_ghc2px_P1HI2gLVwuA9epNqm2NTSjeLRM7GMk4Ni4fw3bAEptzRW0T7IqvWfWJ-vozTtVs9TcZa2zM_K5jbVOabvhmDmtMHJ0Vs5vLAmGElKkXpL/s320/4.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwN0hFtAaMQKOUef4PlxiIB35tQI3UUuwcAPSjY3rXv6M-5CZAy4J1kQ-nLMiQRrO5Atzl7d5SvsfL2EH_akYX3EweGuX93QUnODMikj0kZu0UqxvLI8T-eNsLupfhnPl5HA5Q0S-dTsm3/s1600/5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwN0hFtAaMQKOUef4PlxiIB35tQI3UUuwcAPSjY3rXv6M-5CZAy4J1kQ-nLMiQRrO5Atzl7d5SvsfL2EH_akYX3EweGuX93QUnODMikj0kZu0UqxvLI8T-eNsLupfhnPl5HA5Q0S-dTsm3/s320/5.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKA3JEFj9UE3vvpNRM7VKWKOTE5l1WEO7EJCA4sCFfEltPhnjw8M2XNgBJt5uCuMJVa3XFXZJE5BPTsHED_OMsyfNuNU2D06f_N7YSIM9Dck6QpOiMnkE3gENERb7sc3Uo68DnKa3Pgiyg/s1600/6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="221" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKA3JEFj9UE3vvpNRM7VKWKOTE5l1WEO7EJCA4sCFfEltPhnjw8M2XNgBJt5uCuMJVa3XFXZJE5BPTsHED_OMsyfNuNU2D06f_N7YSIM9Dck6QpOiMnkE3gENERb7sc3Uo68DnKa3Pgiyg/s320/6.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBQpbz-VE2Qskpnol7sLYWqyQoSXcZiBX4f-eBbpUgX8bpT5Ksj5sw9FYwQGc63gDsX847uew_skxTXds00lgi8En5d58Ol3SLxR7pSYSg7MHEiyj6Hv5ZNV4V9C6CQ_KA6DthnfpNNZf1/s1600/7.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBQpbz-VE2Qskpnol7sLYWqyQoSXcZiBX4f-eBbpUgX8bpT5Ksj5sw9FYwQGc63gDsX847uew_skxTXds00lgi8En5d58Ol3SLxR7pSYSg7MHEiyj6Hv5ZNV4V9C6CQ_KA6DthnfpNNZf1/s320/7.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisWl3HAHQmv6j-YQ9YvHoysOlUX0-aM3FM7JymgaUv2fL1PGpgTrbamhwdPRNnFdMlXaEPeLVutarF3-R3dh-80X2UmbarGjEyQo8hyphenhyphenHImzW4uB9Bbruq3frMAarjfyLGE1xW-hVK5JPkB/s1600/8.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="196" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisWl3HAHQmv6j-YQ9YvHoysOlUX0-aM3FM7JymgaUv2fL1PGpgTrbamhwdPRNnFdMlXaEPeLVutarF3-R3dh-80X2UmbarGjEyQo8hyphenhyphenHImzW4uB9Bbruq3frMAarjfyLGE1xW-hVK5JPkB/s320/8.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3hi5UH5sLHmbbv-Wk30ACg8giUm8yoEstAoaai-W5ffmnVUI9Oo88sLMfXmOUggZ10K4jTkrRtAo5lMQE_WvsKKUji326FwyHoYXdzWdKSZ8sJn-0KRi-ApFjoQ4iYNfXpDoB7ju8KAGg/s1600/9.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3hi5UH5sLHmbbv-Wk30ACg8giUm8yoEstAoaai-W5ffmnVUI9Oo88sLMfXmOUggZ10K4jTkrRtAo5lMQE_WvsKKUji326FwyHoYXdzWdKSZ8sJn-0KRi-ApFjoQ4iYNfXpDoB7ju8KAGg/s320/9.jpg" width="211" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnMt_7dGanF5KzZftBjlFtGwdOn4NN7EJxwkAGFDbyHtEfsIf4L2Wdu4h8chW9cEyLzNRwdJOP4r2QkecoDrln7jzNt9hhGZJNy9Dyf8a_b_TpkuyzqVEO1mRD9Z0pqmjS92Vho1V1u5hu/s1600/10.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnMt_7dGanF5KzZftBjlFtGwdOn4NN7EJxwkAGFDbyHtEfsIf4L2Wdu4h8chW9cEyLzNRwdJOP4r2QkecoDrln7jzNt9hhGZJNy9Dyf8a_b_TpkuyzqVEO1mRD9Z0pqmjS92Vho1V1u5hu/s320/10.jpg" width="211" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
P.S. Karol już wstał. Ja nie przygotowałam obiadu, ani nie posprzątałam, ale miałam właśnie czas dla siebie... :)<br />
miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7974933586037123524.post-45587012394234214652015-04-17T08:56:00.000+02:002015-04-17T08:56:00.946+02:00Padam.Dobrze, że wiosna. Bo resztkami sił łapię się promieni słońca. Bo wszystko, choć chciałoby być szare, rozjaśnia się przy jasności i cieple promieni słonecznych, To dobrze, Bardzo dobrze.<br />
<br />
Bo ciężko jest czasem, cholernie ciężko, gdy budzę się tak samo zmęczona jak zasypiałam. Gdy padam na twarz tak, że nie mam siły usypiać syna w chuście. Tzn. wstać, wsadzić go do tej chusty i chodzić.<br />
<br />
Błagam M. o tacierzyński w pierwszym wolnym terminie. A okazuje się to możliwe dopiero w połowie maja. Ale co zrobić? Przeżyjemy :) Potem coraz bliżej do wakacji. Wspólnych wyjazdów... Szkoda, że zaraz potem czeka mnie powrót do pracy....<br />
Jeszcze nie mamy pomysłu na Karola. Hm.. Może czas się zainteresować...<br />
<br />
Siostra się buduje, my tkwimy trochę w miejscu. Uważamy, że na dom nas nie stać, tu gdzie jesteśmy jest nam ciasno i coraz bardziej brakuje nam czegoś swojego.<br />
Mieszkanie w bloku, kredyt... Wszystko jakieś takie nieludzko drogie, że wciąż odkładamy decyzję. A czas leci!!!<br />
<br />
Tymczasem w przypływie trzeźwości umysłu upajam się obserwacją moich dzieci. Jak on zawsze się do niej uśmiecha. Jak spontanicznie ona przychodzi i go przytula. Jak bierze zabaweczkę i mu grzechocze przed oczkami. ajk on śmieje się w głos, gdy ona sobie skacze po łóżku.<br />
<br />
I doceniam to, jak wiele nie byłoby mi dane zobaczyć i przeżyć, gdyby nie było tej mojej Dwójki Urwisów.<br />
<br />
Nie dają się wyspać, nie dają czasu dla siebie. Nie mogę spokojnie ugotować obiadu, przyszykować się do wyjścia, poprzebywać w łazience, wypić kawy, poczytać książki, podpisać zdjęć w albumie, uprasować M. koszul...<br />
<br />
Ale wciąż powtarzam sobie, że nie to najważniejsze i besztam się za każdy brak cierpliwości i podniesiony głos. Bo tyle pięknych rzeczy doświadczam. I śmiać mogę się w głos :) Jak Zuz na podłodze robi FIKOMAJKI, a potem jeździ na ŁYŻBACH.<br />
<br />
Ale chyba dopiero przy drugim dziecku doceniam ile nasi rodzice musieli dla nas poświęcić...<br />
<br />miłości spełnij się...http://www.blogger.com/profile/12552540057916188045noreply@blogger.com6