środa, 21 sierpnia 2013

Pełnia szczęścia.

Oja... wróciliśmy.... Zaglądam na pocztę, bloga, FB... A tam.. właściwie niewiele się zmieniło, tylko kilka notek do nadrobienia... A wydaje mi się, że nie było nas całe wieki!!! :) Czas płynął tak intensywnie.

Cóż mówić. Było przecudownie. Słońce każdego dnia. Dzieci przeszczęśliwe.  My zadowoleni. Choć do ostatniej chwili nie wiedziałam jak to wyjdzie i czy wyjdzie - nie żałuję ani chwili. Każdego dnia dziękowałam Bogu, że daje nam pogodę, pomysły na radość i wypełnianie każdej sekundy dnia. Za to, że dziewczyny wciąż uśmiechnięte (wręcz nie chciały wychodzić z lodowatego Bałtyku), że tyle było do zobaczenia i zasmakowania. Że drożdżówki najwspanialsze na świecie i ryby nigdzie tak nie smakujące, za to, że rybacy na naszych oczach je patroszyli i opowiadali tyle ciekawych rzeczy jak ich zapytaliśmy. Za to, że świat można zwiedzać z dzieckiem. I za chustę, co ją wzięliśmy zamiast wózka i okazała się hitem, bo Mała spała praktycznie tylko w niej i na plażę z nią chodziliśmy i brzegiem morza też mogliśmy kroczyć ze śpiącą Poziomeczką. Że wszędzie można było dojść i wejść albo się nie przykryć albo siąść na niej... Od nowości tak bardzo jej nie wykorzystałam jak na wyjeździe!

Nawet nie marzyłam, że będzie tak wspaniale... Nawet Małej całe uczulenie zeszło... teraz pytanie kiedy powróci i czy to może coś u nas w domu uczula.. Bo Choć nie jadłam wszystkiego, to wiele tak... Tylko pomidorów nie i (jak to mówię) żywego mleka i tylko jedno jajeczko... A wróciliśmy i ani plamki na ciele!!!!

I tylko jednego żałuję... Że M. nie mógł popływać na windsurfingu... Bo wtedy, kiedy miał okazję, to nie było wiatru, a on tak bardzo chciał... Tak bardzo....

Zjadłam resztkę prażonego słonecznika. Między zębami chrzęścił mi jeszcze nadmorski piasek, bo owe pestki M. nosił w kieszeni od spodni, a czasem leżały na plażowych kocach.

Idę spać, a jutro może uda się nadrobić zaległości i czas zacząć przygotowywać się do urodzin Zuz.....

 a to jezioro, na którym miał M. pływać.....



3 komentarze:

  1. To fajnie że wyjazd się udał

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak dobrze, że w życiu nie ma tylko złych chwil, tylko są one przeplatane tymi dobrymi, do których można wracać:) Wspaniale że wypoczęłaś:)
    Kurcze z tymi uczuleniami to masakra jest naprawdę:( Mi się na szczęście udało zidentyfikować to, co małego uczula i skaza wychodzi mu sporadycznie, najczęściej jak ja czegoś nie dopilnuję. Co ciekawe, jest najbardziej uczulony na niby najmniej uczulające produkty, takie jak ryż i jabłko. Długo walczyłam, zanim się skumałam, że to te rzeczy, a nie pomidory na przykład:/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę, ale tak w dobrym sensie.

    OdpowiedzUsuń