środa, 3 lipca 2013

Chwile...

Czasem. Przychodzi taki czas. Kiedy czuję się jak KIEDYŚ. Nie mówię, że chciałabym tam wrócić. Bo nie oddałabym Poziomy za żadne skarby. Ale czasem przemęczona tym wszystkim marzę i przypominam sobie beztroskę z KIEDYŚ....

Dziś, godzina koło 9.30. Przebrałam dziecię na wyprawę. Posmarowałam kremem przeciwsłonecznym, nałożyłam czapeczkę i wyekspediowałam z M. do sklepu. Młoda na rowerze. Uśmiech od ucha do ucha. Pomachałam. Pojechali!!!

A ja nagle poczułam przypływ wolności. Włączyłam płytę. Z KIEDYŚ. Rzuciłam się w wir sprzątania kuchni, podśpiewując usłyszane piosenki. KIEDYŚ słysząc je byłam taka beztroska. Studia. Ktoś do kochania. Marzenia. Plany na wspólne wakacje. Błahe problemy. Tak się żyło... miłością :)))

I jak wspominam te chwile tak mi lekko na sercu i duszy. Kuchnia to sama się sprzątała. Było mi tak dobrze. Oddychałam wolnością daną mi choć przez krótki czas!

Bo teraz... też jest pięknie, ale inaczej!
Jest dorosłość. 
Nie ma beztroski.
Pomysłów nagłych.
Bo gdy nawet się taki pojawi muszę pomyśleć jak wkalkulować w niego Małą. Co i gdzie będzie jeść? Czy nie za późno, czy nie za gorąco albo za zimno.... Czy będzie tam płakać czy spać? A może po prostu z nią... tam.... to zły pomysł?

I choć nie minęła nawet godzina jak wrócili, ja byłam jakaś inna. Nie wiem jak to się stało, ale naładowałam akumulatory matczyne. Oddycham świeżością. Mam zapał. Kocham swoje życie.

A tak w ogóle... Dobrze mieć męża nauczyciela.... ;) Jakoś tak... Trochę łatwiej się zrobiło? :P

13 komentarzy:

  1. Przeczytał ten wpis i nie wiem czy bardziej mnie pociąga czy przeraża... Zwłaszcza kiedy mam świadomość, że być może w moim brzuchu dzieje się teraz COŚ wielkiego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciane! ;) Za dwa tygodnie będę miała pewność czy się udało czy nie.

      Usuń
    2. No:P Domyśliłam się po Twoim wpisie ;)

      Usuń
    3. To dobrze ;)
      Widzę w ogóle, że literki pozjadałam pierwszym poście :p

      Usuń
  2. To jest ciekawe, bo my teraz przeżywamy to, co Ty nazywasz KIEDYŚ i kurczę nie możemy się doczekać, aż będą z nami dzieci... I chociaż doskonale wiem, że pewnie nieraz przyjdą takie chwile, o których Ty teraz piszesz, że będziemy chcieli odpocząć i wrócić do naszego TERAZ, to jednak tęsknota za stworzeniem rodziny jest niezwykle silna, męczą instynkty rodzicielskie, ciało woła o swoje, zegar biologiczny tyka i tak dalej... Ale wszystko w swoim czasie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heheh no właśnie. Ale pomimo, że niektóre sytuacje nigdy już nie powrócą. Już nie chciałabym zamienić mojego TERAZ na moje KIEDYŚ.

      I z jednej strony wszystko ma swój czas. Ale z tego, co pamiętam to do Waszego ślubu jeszcze jakieś dwa lata. I pamiętam, że jak to przeczytałam to "współczułam Wam", że jeszcze tyyyyyle musicie czekać :)

      Bo ja w narzeczeństwie bardzo czekałam na małżeństwo i rodzinę. Zwłaszcza, że mieszkaliśmy w różnych miastach...

      Usuń
    2. To prawda, że ten czas naszego oczekiwania jest dłuuugi i czasem sami sobie współczujemy. :) Ale z drugiej strony nie musimy - CHCEMY czekać, ten czas jest nam zdecydowanie potrzebny, a poza tym zleci raz dwa! :)

      Usuń
  3. Kurczę. Ja tak bardzo bym chciała mieć dzieci, a dorastałam z wkodowanym przeświadczeniem, że dziecko to w ogóle jest kara i życiowa tragedia... Źle nikt nie chciał, cel pewnie był "ku przestrodze", żeby nastolatce głupie pomysły z łba wybić, bo teraz słyszę od tych samych osób coś całkiem odwrotnego, ale po takim czasie "ostrzeżeń", to ja w to nie potrafię już uwierzyć. Do tego jeszcze wszyscy wkoło upierdliwie naciskają i dopytują kiedy... Im bardziej naciskają, tym większe u mnie przerażenie i opór. A jednocześnie życia bez dzieci sobie nie wyobrażam i wcale nie chcę tego odkładać w nieskończoność i chciałabym wcześniej niż później. Wszystko układam tak, żeby jakby co, było pod dzieci. Jakby tak mnie mąż spił i zaciągnął do sypialni i wtedy bym zaszła w ciążę, to by było idealnie. ;););) A na razie daję sobie na luzaku czas na nacieszenie się mężem, Bogu na wyprostowanie moich odziedziczonych skrzywień, a lekarzom na wyleczenie tych wszystkich cholerstw co nas się uczepiły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No my z rok chcieliśmy się cieszyć sobą, a potem mieliśmy drugi rok przymusowego czekania :P Ale to dobry i potrzebny czas. Bycia tylko we dwójkę.
      Nooo a Tobie życzę w takim razie by narodziło się szczere pragnienie.... dzieciaka :D Niesamowita przygoda! Nieporównywalna z niczym innym... I na szczęście z dnia na dzień jest coraz więcej przeogromnej radości i zadziwienia nad umiejętnościami malucha niż znaków zapytania, strachu i wycieńczenia. :)

      Usuń
    2. Dziękuję za te słowa. Nawet nie wiesz, jak bardzo były mi potrzebne. :)

      Usuń
    3. Jeszcze ja wtrącę swoje trzy grosze: ja rok temu przechodziłam podobne rozterki co Ty. Że z jednej strony jak tu mieć dzieci w tych czasach i czy w ogóle podołam, i że przecież nikt mnie nie nauczył ani życia w małżeństwie, ani stworzenia normalnej rodziny, a z drugiej... po co żyć bez potomstwa?
      Decyzję przyspieszyła coraz większa miłość do Włóczykija: jak tu nie mieć dzieci, kiedy On jest stworzony do roli ojca?! A do tego 7 lat starszy, więc chciałabym jak najszybciej (w jego wieku jego tata miał już 3! Czwarte pojawiło się 1,5 roku później). Ponieważ zawsze wydawało mi się, że najlepszy czas na pierwsze dziecko to jak będę miała 24-26 lat, to wyszło, jak wyszło... ;)

      Jestem przekonana, że wkrótce Twoje lęki odejdą w zapomnienie i będziecie mieć wspaniałe, szczęśliwe dziecko. Nie może być inaczej, kiedy tworzycie tak cudowną, wesołą i kochającą się parę.

      Usuń