Tak sobie siedziałam dziś z Poziomeczką i tak na nią patrzyłam i tak nagle zaczęłam się zastanawiać czy ten świat bez niej to mógłby w ogóle istnieć? Oja.. ale on byłby smutny... Jaki pusty...
I wciąż, widząc ją, nie mogę w to uwierzyć, że ona jest z nas i dzięki nam.. Że to Człowieczek z naszych komórek... To się takie wciąż wydaje nieprawdopodobne, że najpierw Bóg, a potem my daliśmy jej żyć. By rozpromieniała każdy nasz dzień.
Teraz nawet oczekiwanie na M. się nie dłuży i nie jest smutne, bo jest ona! Nie ma czasu na nudę i tęsknotę.
Jest coraz mądrzejsza, uczy się nowych rzeczy w mig, rozpoznaje się już w lustrze... Ale jest też coraz bardziej uparta i dąży do tego, co chce. Jak nie dostaje to od razu płacz! Mały wymuszacz :P
W ogóle jak idzie do babci na górę to dostaje od niej różaniec. Nosi go, macha nim... A ostatnio zakłada jak korale. Sama! A wcale to nie jest dla niej jeszcze najprostszą czynnością! :) I jak się jej go zdejmie, to zaraz wyrywa i znowu tak śmiesznie próbuje zakładać aż w końcu jej się udaje... I tak chodzi w nim dzień cały, jak pokutnik jakiś, albo jak na pielgrzymce jakiejś co niektórzy.... :P
No nie mogło by być bez niej. Musi ona być. DOBRZE, ŻE JEST.
Pozioma-pokutnik z różańcem na szyi musi wyglądać przezabawnie! :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że jest Waszą pociechą (dosłownie i w przenośni). :)
Ja im mocniej próbuję sobie wyobrazić Giemziolinkę i nasze życie z nią, tym słabiej mi to wychodzi :p To chyba nigdy nie będzie w pełni do ogarnięcia... tajemnica życia.
OdpowiedzUsuń