Jak wczoraj zasypiałam to sobie po prostu najpierw popłakałam. Jakiś taki dziwny był ten wieczór, jakoś tak pesymistycznie widzę - widziałam nasze relacje z M. On mi wyrzuca, że nic z nim nie chce wspólnie robić, że powinnam jak teraz siedzę w domu, wymyślać co moglibyśmy razem robić, żeby wspólnie spędzać czas... A ja? Mi jakoś z trudem przychodzi wymyślanie jakiś fajnych rzeczy :( Ja bym z chęcią wspólnie z nim posprzątała np. :( Bo tylko to mi w głowie... Wcale dużo w ciągu jednego dnia nie robię... Myślałam, że szybciej mi to wszystko pójdzie, a te porządki, co je sobie zaplanowałam na okres zwolnienia, ciągną się jak flaki z olejem! A jak teraz tego nie zrobię to już chyba nigdy!!!!
W ogóle dom to jedno wielkie brudowisko... jedno się sprzątnie za chwilę znowu jest tam bałagan! Także codziennie pół dnia zajmuje mi codzienne porządkowanie... Ech... Ubrania, naczynia po jedzeniu.... I wszystkie narozwalane rzeczy.... A potem jeszcze gotowanie obiadu! czasem to M. już wraca i ze sprzątania dodatkowego w ogóle nici! I ja znowu skupiam się właściwie na tym... Że nie jest zrobione. Myślę sobie, że może zaraz się do czegoś zabiorę... I myśl, żeby porobić jakieś głupotki w ogóle nie przychodzi mi do głowy, nie odpoczywałabym myśląc, że mogłam robić w tym czasie coś co mi zalega :/
Poza tym to takie dla mnie ciężkie, że nie umiem go rozradować, uszczęśliwić.... Jestem tak zupełnie inna :( Chłonę radość wspólnego bycia razem, gdy sobie leżymy (nawet oglądamy razem telewizję), czytamy książkę... I gdy M. rozpiera energia, to ja się denerwuję, bo mi trudno tak nagle być taka samą. Nie umiem :( nagle zacząć wariować i droczyć się z nim... Ech...............................
A najczęściej - jeśli chodzi o M. - w głowie mam myśl o naszej bliskości... Nie dzieje się nic. A ja - szczególnie wieczorem, gdy leżymy już w łóżku, mam w głowie: sex, sex, sex. A czuję się jak zamknięta pod szklanym kloszem :( A on nic. I nie wiem kiedy o tym myśli, czy w o ogóle myśli... jest całkowicie obojętny i nigdy nawet nie próbuje inicjować... Rozmawialiśmy, ale z tych rozmów jakby nic nie wynika....
Wczoraj myślałam, że może jakoś nam się uda... Ale jak już przyszedł do łóżka, ja byłam zła, bo od 3 godzin grał w durną strzelankę... I to też nie mam się co dziwić "bo skoro nie umiem wspólnie zorganizować czasu, to mężczyzna ucieka w takie właśnie rzeczy...."
Także ogólnie moja wina.
I dlatego płakałam. I dlatego wieczór był do dupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz