wtorek, 10 kwietnia 2012

Po świętach.

Dziś zaczął się 21 tydzień. Bąbel kopie nieziemsko :) czasem aż się zastanawiam czy jak na początki to nie za dużo?? Czy nie ma tam za mało wód płodowych albo coś... Często wspaniale czuć go dotykając brzucha. M. jest przeszczęśliwy :D  To wszystko jest takie nieprawdopodobne, że kładę rękę na brzuchu a ono się wyciąga, przeciąga, kopie... :) O!.. teraz znowu :) Jakoś tak wychodzi, że częściej mówimy o bąblu "on". M. już się sam na tym łapie, że chciałby już znał płeć, żeby jak się okaże, że dziewucha, to, żeby szybko zmienić nastawienie ;-) Ja jednak pomimo wszystko jakoś strasznie niecierpliwie nie czekam na tą wiadomość. Tylko jak zwykle. Myślę o tym, czy jest zdrowe czy nic mu nie brakuje... Czy.. jest szczęśliwe...
Na wizytę miałam iść w ten czwartek. Ale nie wiem czy się uda, bo Ciocia już o kogo innego prosiła i nie wiadomo czy lekarz się zgodzi... No nic.. Pan Bóg mam nadzieję czuwa na Maleństwem i wie co jest dla niego najlepsze....

Święta... już minęły... wszystko może się jakoś unormuje, ale tak jak w tym roku jeszcze nigdy nie było...
Jakiś czas temu okazało się, że mama ma jakieś zmiany w płucach. Bardzo się tym przejmowała, martwiła... I po długim oczekiwaniu, bieganiu po lekarzach w końcu przyjęli ją na operacje... Miała ją w środę przed świętami. Zniosła ją bardzo dobrze, Wielki Czwartek też jako tako, ale Wielki Piątek bardzo ją bolało i bardzo cierpiała, dren ocierał ponoć o opłucną i ból był taki, że raz aż dostała morfinę. Ciężkie to było przeżycie widzieć ją w takim stanie... :( Dopiero w Wielkanoc koło południa lekarz wyjął dren i mama przestała cierpieć. To było wspaniałe widzieć ją tak odmienioną! A dziś, zaraz po świętach wychodzi już ze szpitala :)
Ja pracowałam do piątku. Dom nadal potrzebował sprzątania poremontowego, a dodatkowo tego przedświątecznego. Mamę w szpitalu odwiedzaliśmy codziennie. Efekt był taki, że porządek był na tyle ile zrobił go M., ja upiekłam dwa ciasta, ale żadne nie wyszło tak, jak powinno. Święta spędzaliśmy u babci i wujka, z wielką pomocą cioci... Mama była najważniejsza.

Ja i M. Pod moim sercem rozwija się nasz Skarb. Owoc naszej miłości. Miłości prawdziwej.
Kocham M. prawdziwie i mocno. Mam szczęście, że go mam. Jego dobroć, jego opiekuńczość, jego miłość sprawia, że moje życie każdego dnia jest wielkim cudem. Jestem spokojna. Jestem szczęśliwa. :)
I dlatego tym bardziej każdego dnia martwi mnie brak bliskości... Której ja też potrzebuję... I nie myślę już tylko o tym, jak bardzo szkoda mi jego, że mu jej nie daję... Tylko sama za nią tęsknię, a nie potrafię zainicjować :( Nie wiem jak się do tego zabrać... Tak bardzo potrzebuję jego ruchu. A on... nie robi ich, bo myśli, że ja tego nie chcę.. Kwadratura koła.. I póki co nie niszczy to naszej miłości... Ale bardzo mnie martwi... Dzień w dzień.... czasem aż płakać mi się chce, że jestem taka nieporadna, taka gapa....  I czasem te łzy naprawdę polecą...

Dzidziuś... Już teraz zmienia nasze życie każdego dnia. I choć właśnie mija połowa ciąży ja nadal mało uświadamiam sobie jak wiele jeszcze się zmieni! Teraz to dopiero początek tej machiny zmian. Ale czas leci tak szybko, że mam wrażenie, że nie mam kiedy o tym wszystkim pomyśleć..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz