piątek, 29 września 2017

Wracając.

Parę ostatnich dni czytam po kilkanaście notek z mojego bloga cofając się coraz dalej. Chwilowo mam więcej czasu, którym gospodaruję jak chcę - a to nie pomaga w byciu sumiennym i efektywnym :P Ale widzę, że niektóre moje wspomnienia wróciły tylko dzięki blogowi... I jak wiele się zmieniło, jak w wielu sprawach mniej się boję i tylko śmiać się mogę z moich strachów. Jak wiele już tylko przeszłością.

Matko pierwszego, małego dziecka - będzie lepiej, serio!!! ;)))

Teraz np. przypomina mi się, jak w końcówce drugiej ciąży zaczęłam się bać kolejnego niemowlaka w domu. Jak my znowu z tym wszystkim sobie poradzimy? A po takim mało problemowym Karolu jestem spokojna i zaciekawiona jak będzie... :) Póki co nie boję się kolejnego noworodka, ale co przyniesie życie to się okaże.. :) Przede wszystkim dzieci już są większe, Lolek o wiele więcej kumaty niż Pozioma przy jego narodzinach. I dobrze i źle. Ja o wiele spokojniejsza, a są tacy, co twierdzą, że trzy lata to już duża różnica wieku...
A ja jednak wierzę, że to przecież Pan Bóg wie najlepiej, kiedy czas na wszystko jest najodpowiedniejszy...

Czytając notki cieszyłam się też, że o alergii Zuz mogę już mówić, że to właściwie przeszłość. Od dłuższego czasu je normalnie. Wszystko. A ponieważ czasem skarży się, że a to brzuszek boli, a to pupcia piecze, a to ciałko swędzi - poszłam do kolejnego alergologa z pytaniem co robić? Objawy czasami, niewielkie... Testy skórne zostały wykonane od razu, choć przekonywałam Zuz, że pójdziemy tylko porozmawiać. Ale okazało się, że na nic nie jest uczulona! Przynajmniej, że nie ma alergii pokarmowej. Ale się obie ucieszyłyśmy :) Myślę sobie po ludzku tak. Uczulają ją może jakieś konserwanty, może jakieś chemiczne składniki kosmetyków itp. Ale jest to naprawdę znikome i mogę śmiało powiedzieć, że z najgorszego wyrosła!
Marzyłam o czasach, gdy nie będę jej musiała zabraniać tego, co jedzą inni... Hehe. Cóż. Chwilowo jest w wieku marudzenia wręcz na jedzenie, że nie to co lubi i ona jeść tego nie będzie, a ja jestem na etapie rozróżniania szanowania jej gustu a zbytniego ulegania. Bo nie chcę po prostu do jedzenia zmuszać...

A moja mama? Nie ma jej już trzy lata.... Notki o niej wiele mi przypomniały.. Nadal nie lubię chodzić na jej grób, nadal nie wierzę, że tam leży... Choć już łatwiej mi przebywać u taty, już nie widzę śladów jej obecności w każdym zakamarku... Bardziej tak bardzo mi szkoda, gdy myślę jak wszystko byłoby inne - wydawać by się mogło - lepsze, gdyby tu była. Ale nie ma. I nadal czasem jestem jak dziecko we mgle.

Te wakacje były chyba przełomowe. Kolejne rekolekcje wakacyjne i spotkani tam ludzie pomogli mi uświadomić sobie jak bardzo poddaję się lękowi o swoje zdrowie i życie, o dzieci, że zamartwiam się tak bardzo złymi scenariuszami, które teoretycznie mogą się przydarzyć, że nie czerpię radości z życia i tego, co mam!
Od tego czasu, gdy szatan podsuwa ten lęk staram się oddawać go Panu Bogu. I naprawdę jest lepiej! Inaczej! :)

A w minioną środę miałam wizytę u ginekologa. Kazał przyjść za dwa tygodnie. I mówił, że będziemy już umawiać się na cc. Gdyż po dwóch już odbytych cesarkach - mimo, że ten dzidziuś wreszcie ma położenie główkowe na poród naturalny nie mam co liczyć... Niby wiedziałam, ale jakoś i takie marzenia miałam czasem w głowie :P Tak więc aktualnie tydzień 36, cc w 38-39 i jeśli oczywiście nic dziać się wcześniej nie będzie (złego czy dobrego) nie będę tym razem musiała leżeć plackiem w szpitalu - tak na wszelki wypadek. Na szczęście nie ejst to wymysł mojego aktualnego gin, Pani diabetolog nie rozumiała czemu położyli mnie w tamtej ciąży - uregulowana cukrzyca jedynie ciążowa nie niesie na tym etapie wg niej żadnego dodatkowego zagrożenia.
Także z wizyty wyszłam szczęśliwa i już kurcze... To naprawdę niedługo!!!

Poza tym.... Tydzień słoneczny, dzieci od wtorku w przedszkolu, ubranka dla noworodka posegregowane i zaczęły się prać, czytam książki, które może kiedyś będą pomocne przy pracy douli (a zaczęłam o ironio od książki Ireny Chołuj "Poród w domu" i oderwać się nie mogę :P), więc czego chcieć więcej??

:-)

2 komentarze:

  1. Matki wielodzietne mawiają, że od trzeciego już coraz łatwiej - młodsze nie wisi już przy nodze, bo ma lepsze towarzystwo do zabawy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze że Pozioma wyrosła z alergii, bo to jest koszmar. Mojemu Antkowi też się udało, ale mąż się już męczy całe życie i nie wie na co jest uczulony :(
    U mnie też tak spokojnie. I zastanawiam się czym ja się przy poprzednich ciążach martwiłam :P
    Wiem że są kobiety co po 2 cesarkach rodziły naturalnie, może, jeśli chciałabyś, warto podrążyć temat. Ale to już do Twojego przemyślenia:)

    OdpowiedzUsuń