poniedziałek, 25 września 2017

Oczywiście.

Oczywiście jesień nie taka miała być. Nie tak mokra i deszczowa... Nie tak zimna... A cały wrzesień - tylko kilka dni miał na razie coś do zaoferowania...

Oczywiście większość września siedzę z dziećmi w domu...


Najpierw pojawił się mega katar, potem tydzień pochodzili do przedszkola, choć Lolek już w czwartek dostał gorączki i okazało się, że miał zapalenie gardła. W weekend doszedł do siebie, więc już może jutro pójdzie... ale za to Zuz znowu gluci i dziś już i ona nie poszła. Pytanie czy Karol do niej dołączy czy nie?

Oczywiście szczepienia nie zrobiłam. I szanse coraz mniejsze, że zrobię, bo nie wiem czy te bezpłatne z programu jeszcze w ogóle są.. Na jesień wycyrklować, żebym miała zdrowe dzieci to coś w granicach cudu... Ani tran ani miód nie pomagają wzmocnić odporności moich dzieci.

Jakoś córki mojej siostry jeszcze nie chorowały...

Chociaż.. i tak sobie tłumaczę, że wolę te katary niż rzadziej i poważne choroby z antybiotykiem albo co gorzej - szpitalem :( Bądź co bądź w swoim życiu to moje dzieci raz miały antybiotyk - Lolek. Bo miał anginę.

Moja aplikacja mówi mi, że zostało 38 dni do porodu. Wczoraj zaczęłam czuć niepokój, że nic nie przygotowane, że gdyby już zaczęło się coś dziać, to poczynając od torby, a kończąc na łóżeczku i wózku, które nie są złożone, nic nie mam przygotowane.

Dziś pierwszy raz Trzecie śniło mi się urodzone :) Pewnie przez te wszystkie myśli.
Raz się cieszę, raz się boję... Chyba najgorzej tego czasu jesieni i zimy w ciemności od 15.00. W chorobach.. Samej z trójką..

No i ta ciąża. Niby generalnie nie powinnam narzekać, ale coraz bardziej doskwierają mi te ciążowe dolegliwości... Aż takich nie pamiętam z poprzednich ciąży...
Cukrzyca jakoś idzie ze mną, ale są chwile, że płakać mi się przez nią chce. Na łóżku nie mogę się przekręcić, tak bardzo boli mnie dolna część kręgosłupa jak już się położę. Ostatnio doszła zgaga, a wczoraj tak mnie bolało gdzie s z tyłu i boku, że przestraszyłam się, że coś z nerką... Ale to chyba tylko jakiś nerwoból był. Bo przeszło jak trochę poleżałam.
Ogólnie nie jestem już sprawna za bardzo :P

No i tak to. Zaraz październik, więc czas jak zwykle leci nie wiem kiedy... M. ma tyle różnych pomysłów na pracę... Teraz na topie jest robotyka dla dzieci. Wszystko tak jakoś od środka, przy okazji, nie wiem jak to się zakończy, czy stworzy się z tego biznes... ale przynajmniej uwierzył w siebie, że naprawdę ma zdolności i coś może :)
Ja jeszcze nadal nie wierzę, ale znów zaczęłam na poważnie myśleć, żeby jednak zrobić ten kurs DOULI. Okazuje się, że na początku października odbędzie się taki w Warszawie, ale zapisy już się skończyły. Na wiosnę powinien być następny, więc może wtedy się uda?

Wciąż kołacze mi się po głowie, że dom mega zaniedbany, jak tak i matka i ojciec większość dnia pracują... Całkiem zamknąć w domu się jednak nie chcę - choć kiedyś myślałam, że byłoby super, gdybym nie musiała pracować...
Dlatego generalnie takie doulowanie i podobne okołoporodowe i okołodzieciowe klimaty byłyby czymś, co może przynosiłyby jakieś korzyści finansowe, ale przede wszystkim sprawiałyby mi satysfakcję!

Na razie tylko myślę i gadam.. Ale zawsze coś...

2 komentarze:

  1. Trzymam kciuki - za zdrowie Trójcy, za szczęśliwe rozwiązanie i za Wasze pasje! Zwłaszcza za ostatnie, bo ja wciąż na etapie poszukiwania pozamacierzyńskiej siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:)
      A nam. Cóż. Życzę wiary w siebie i swoje możliwości! :)

      Usuń