sobota, 27 września 2014

Nieporadność.

Njamłodsze śpi, po spacerze w dniu, o którym można powiedzieć "złota jesień" - a właściwie dopiero po południu tak pięknie się zrobiło... Siedzimy sobie w hotelu i czekamy na Zuz i tatę. Bo oni na basenie! A że mżna korzystać z hotelowego basenu, tuż za naszym miastem odkryła moja siostra, która z mężem i córeczką też tu jest. Zuz nie posiadała się z radości i o basenie mówiła cały dzień! My mamy chwilę odpoczynku bo Mały jest za mały... Na baseny.. :) Ale lubię jak możemy jechać wszysyc. Po basenie dziewczyny przyjdą tu - do sali zabaw - gdzie się ocieplą po kąpielach, pobawią, by potem w drodze powrotnej zasnąć już na noc :) Karolo nie jest wymagający, więc można powiedzieć, że rodzice będa mieli wieczór dla siebie!

We wtorek minie 4 tygodnie życia naszego synka. Mogę powiedzieć, że nadal zcasem to do nas nie dochodzi, że go mamy. Że mamy syna. On taki Malusi, a do tego spokojny - jakby go nie było. Nie umie się jeszcze do nas uśmiechać, reagować jakkolwiek inaczej niż płacząc. Także na razie tylko cycusia i rośnie. Czekmay więc na pierwsze uśmiechy, które rozpoczną jego coraz to kolejne nowe umiejętności...
Ja jakoś staram sobie radzić będąc sama w domu z maluchami. Ale możliwość posłania Zuzanki na górę do babci, bądź wujka - jak jest, jest zbawienne. Babcia czasem sił ma mniej i nie wrabia, ale z reguły mam trochę tego spokoju. I mogę wtedy choćby posprzątać, obiad ugotować. I dom z reguły wygląda lepiej niż przy samej Zuzi. O ironio. I choć wszystko może się zmienić, chyba lepiej, że trudniejsze dziecko było wcześniej. Teraz za to jest łatwiej :)  Teraz po prostu widzę, że to nie nasza nieporadność. Tylko naprawdę są dzieci łatwiejsze i trudniejsze...

I niby jest OK. Niby jest dobrze. Ale ja się wcale nie czuję za dobrą matką, żoną... Wszystko jakieś takie... na słowo honoru. Na cienkiej niteczce, która zaraz może się zerwać... Tracę cierpliwość nazbyt często, gdy Małe karmione, a ja odcięta przez to, by odpowiednio kontrolować starsze. Które głupie nie jest i wie, że może robić, wtedy, co chce. Generalnie broić i nie słuchać się... A wczoraj - no chyba z lenistwa - zasikiwała się nie wiem ile razy, zamiast wołać po nocnik. Znaczy wołała po fakcie. A lenistwo wytworzyło się w niej przez nocne pieluchowanie i świadomość, że rano mama zajęta Młodszym i zanim zostanie przebrana może sobie bezkarnie sikać w pieluchę...
Obiady niby są, ale ja ich nawet dobrze na dłuższy czas zaplanować nie umiem, jakies takie monotonne, bez pomysłu...
A spacer? Dopiero jak M. wróci, bo sama z dwójką jakoś brak odwagi.. Choć raz byłam, ale ciągle jakiś stres był, że Karolo się obudzi, że Zuz za daleko pobiegnie, że on będzie ryczał, a ona nie będzie chciała wracać. I tak we dójkę jednak raźniej. Tylko dzień coraz krótszy... i niedługo czekanie na M. nie będzie rozwiązywało problemu. Choć ja tak lubię, gdy wychodzimy wszyscy. Choć nawet już teraz czasem wracamy po ciemku. Ale radośni!
No i jazda samochodem, co ciągle i chciałabym i boję się i wmawiam sobie, że nie lubię. Bo jak to jest, że z jednej strony chcę być samodzielna i niezależna, a zdrugiej całkowicie mnie do tego nie ciągnie?? W każdym bądź razie dziś sobie musiałam zrobić badania, a wiaodmo, że musiałam obrócic szybko. Bo Mały rano śpi mało i cycuje często. Więc pojechałam samochodem. I całkiem normalnie było :-)

Generalnie nie czuję się, że wszystko ogarniam. Że siebie i dom i dzieci. Taka jestem... byle jaka. Byle by było. Bez kreatywności bez umiejętności poukładania tego wszystkiego w ładny obrazek.

Bo chciałabym chociażby pójśc do fryzjera. Wyrównać włosy, skrócić grzywkę... To ta wizyta, na któą nie zdążyłam, bo mnie wcześniej położyli do szpitala.. I jakoś boję się i nie potrafię odnaleźć na to czasu... Bo on jeszcze taki nieuregulowany ze snem i jedzeniem... Zostawię go i będę się stresować... Więc tak chodzę... Jak chodzić bym nie chciała.. A to tylko wierzchołek góry lodowej. O.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz