wtorek, 16 września 2014

Mamo...

To już chyba ostatni post o niej... Po czasie wszystko wygląda inaczej, z każdym dniem jest inaczej...  Przede wszystkim coraz więcej we mnie niezrozumienia tej całej sytuacji. Dlaczego? Pytam dlaczego ona tu nie przyjedzie, dlaczego nie poczyta tych bajeczek, które kupiła dla dziewczyn, jak będą starsze, dlaczego nie mogę do niej zadzwonić i powiedzieć jak wesoło było na spacerze z dzieciakami, dlaczego nie mogę wysłać jej mmsa, dlaczego ona nie zadzwoni, dlaczego nie mam jej w telefonie w najczęściej używanych kontaktach? Dlaczego nie przyszła do mnie do szpitala, dlaczego nie mogłam do niej zadzwonić i wszystkiego jej opowiedzieć?!
Może to dziwnie zabrzmi, ale ogarnia mnie "pusty śmiech" jak sobie uświadamiam, że ona nie żyje... No bo jak to?? Poza dniem pogrzebu nie byłam w domu rodziców.. Tato tu przyjeżdża... Ja nie mam tam potrzeby i może odwagi?
14 września - w dniu jej 57 urodzin, których... nie dożyła, była msza św. za nią w 30-ty dzień po śmierci. I było mi wtedy tak pusto i smutno... Coraz częściej tak jest. Choć w tym wszystkim najpiękniejsze jest to, że taką chorą, zbolałą, łysą muszę specjalnie sobie przypominać. Na co dzień towarzyszy mi obraz zdrowej mamy. Szczęśliwej. Mojej mamy i babci.

Na pogrzebie dowiedziałam się o jeszcze jednej rzeczy! Pięknej!
Pisałam kiedyś o mamy przyjaciółce, u której jakiś czas temu wspólnie byliśmy, że też ma trzy córki i choć sama zdrowa to te jej dziewczyny jakoś nie do końca mają szczęśliwego życia i takiego, jakie by sobie wymarzyły. Ta najstarsza ma najbardziej poranione serce.. Mając dwójkę dzieci, bez pracy i pieniędzy (naprawdę na życie dają jej rodzice, którzy muszą kasę wyciągać spod ziemi....), w obcym mieście ucieka przed przeszłością, zaszła w kolejną ciążę z facetem, który nie wydaje się być odpowiedzialnym... Także moja mama dzieliła się radością kolejnych wnuków - jej przyjaciółka też mogła powiedzieć o ciąży tylko jej mniej wesoło było...
Ale ta dziewczynka urodziła się w dniu śmierci naszej mamy... 15 sierpnia... i jej mama dała jej na imię tak jak miała moja mama... I piękne to, bo czuję jakby mamy trochę tu na ziemi zostało.... Bóg daje życie za śmierć... A moja mama myślę też z góry będzie specjalnie czuwała nad tą córką swojej przyjaciółki i jej dziećmi...

Coraz mocniej uświadamiam sobie, że jej tu nie ma i coraz mocniej czuję ten brak. Myślałam, że będzie łatwiej, a widzę, że będzie coraz trudniej.

2 komentarze:

  1. Piękny znak z tymi narodzinami i imieniem.
    Bez matki jest trudno, ale ciesz się świadomością, że cieszyłaś się mamą tak długo, jak tylko mogłaś, a teraz ona dalej cieszy się Wami, tylko że z góry... już bez bólu :*

    OdpowiedzUsuń
  2. To trudny czas trzymaj się ciepło

    OdpowiedzUsuń