poniedziałek, 24 lutego 2014

Nie za mocno dzieciowo?? ;-)

Ale to będzie rok... :) Jeszcze chyba nie było roku, żebym usłyszała o tylu ciążach bliskich mi osób! W ten weekend kolejna, niespodziewana i choć nie do końca planowana, z powodu dość ciężkiej choroby i silnych leków branych przez ową (już) mamusię to na pewno sprawiająca wiele radości. I oby silny nawrót choroby nie nastąpił, oby ta mamusia nie musiała tych leków brać. Żeby maleństwo się silne i zdrowe narodziło, bo na pewno zrobi w życiu rodziców pozytywną rewolucję :) Bo wyszło tak, że nasza Wspólnota - Ekipa, w której się spotykamy to paczka przyjaciół na dobre i na złe. Można porozmawiać z ludźmi co mają takie same wartości, można porozmawiać o Bogu i można pośmiać się do łez, wyjść do restauracji, umówić się na wspólne robienie gofrów, grilla albo po prostu wpaść niezapowiedzianie.... :)
Cztery małżeństwa z podobnym stażem. Dobra. Nie z wszystkimi są tak samo silne więzi, ale zbierając wszystko w kupę to tak jest :) No i Zuz rozpoczęła tą przygodę dzieciową, potem urodziła się jeszcze jedna niunia.. A w tym roku, teraz wszystkie 4 jesteśmy w ciąży! Jedna po dwóch poronieniach, tym razem już na wylocie - maj. Potem ja i mama tej jednej już niuni - połowa września i ta od tych leków - początek października.
Szok, ale i radość, a potem taka chwila zastanowienia - owszem, teraz jest super, wreszcie nikt nikogo nie będzie zanudzał tematami o ginekologu i wszystkim związanym z dzieckiem, ale za rok... chyba nie wyjdą te comiesięczne spotkania... Tak małe dzieci nie dadzą dam się spotkać (bo choroba, bo coś tam), a nawet jak się spotkamy to będą wprowadzały taki chaos, bo jedno płacze, bo to marudne, bo śpiące... Nikt nie ma tyle pokoi, żeby każda mama miała komfort, a dziecko ciszę :D A te nasze comiesięczne spotkania to 4 godziny wyjęte z życiorysu...
I niby Wspólnota nam potrzebna i niby trzyma nas w ryzach i stawia do pionu, ale czy za rok to wszystko się nie rozpadnie? W tej całej radości to mnie zasmuciło...  No, ale może za dwa lata wrócimy i oby kontakty towarzyskie się nie urwały, ale temu raczej się nie damy :D

Dzieci niech się rodzą całe i zdrowe, bo to najważniejsze. Na początku będzie niezła jazda bez trzymanki, ale potem, za lat kilka... Jak te dzieci podrosną... Może wtedy będzie już normalniej? Dzieci będą się ze sobą bawić, a my dorośli siądziemy sobie przy stole z kawą i ciastem. W spokoju. I z jednej strony nie chcę, żeby czas szybko zleciał. A z drugiej strony nie wiedziałam, że z malutkimi dziećmi tak trudno prowadzić życie towarzyskie, bo jak nie jedno chore to drugie, albo nie spało dziś i jest bardzo marudne, albo człowiek po prostu nieogarnięty (to często) i syf w domu, że strach kogokolwiek zaprosić oprócz najbliższej rodziny...

Taaak, bo te najmniejsze Maluchy to na zdjęciach najfajniejsze :D

4 komentarze:

  1. To chyba jakiś ogólny wysyp, bo w moim otoczeniu też dużo dzieciaczków się szykuje, z naszym włącznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To tylko u mnie taka bida z dzieciakami, że znajomi coś się nie spieszą? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję i będę częściej wpadać :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    czekamynacud.blog.pl

    OdpowiedzUsuń