czwartek, 21 sierpnia 2014

"Jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć" 1 Kor. 15,26

15 sierpnia o 4.00 zadzwonił telefon. Tato. Mówi drżącym głosem, że dzwonili z hospicjum, że mama w ciężkim stanie, że walczą o jej życie. Ona tam chciała, choć nam ten pomysł się nie podobał, jednak uważałam, że jej wola jest najważniejsza, po wielu perturbacjach o których nie miałam i nie mam kiedy napisać w końcu tam trafiła. Nikt nie sądził, że tak szybko otrzymamy taki telefon... Jednak jak dzień wcześniej byłam u mamy była na morfinie, spała włąściwie cały dzień, ciężko oddychała i budziła się tylko, żeby.... zajęczeć z bólu.. Wyszłąm wtedy bardzo poddenerwowana, wszystko było nie tak. A potem w nocy ten telefon...
Przyjęłam to bardzo spokojnie, wiedziałam, że trzeba się modlić o spokojną śmierć, bo mama tak bardzo skarżyła się na kuszenie szatana. Czekałam... by nie musiała już cierpieć. M. ubrał się i pojechał zawieźć tatę i młodszą siostrę do hospicjum. Ja zostałam z Zuz. Wzięłam różaniec w dłoń, pobiegłam do pokoju Małej by nie być samą i zaczęłam mówić różaniec. Część chwalebną. Gdy skończyłam nzaraz niedługo zadzwonił M., że mama zmarła jakieś 10 min temu. Właściwie tuż przed ich przyjazdem... W święto Wniebowzięcia Maryi Panny, w czasie, gdy tą tajemnicę odmawiałam. To wtedy poleciało kilka łez...
M. jeszcze trochę nie wracał, czułam się wtedy bardzo samotna.... Ale załątwiali tam jeszcze wszystkie sprawy, a potem przyjechali wszyscy... Tato, siostra młodsza, która najmocniej to przeżywała, bo chyba nie dopuszczała do siebie ciągle tej sytuacji.... i starsza siostra z mężem i córeczką.. Tego dnia byliśmy razem... Świeciło piękne słońce, a mama już nie cierpiała.. W kościele, drugie czytanie kończyło się właśnie tak...., że JAKO OSTATNI WRÓG ZOSTANIE POKONANA ŚMIERĆ. I to właśnie zdanie towarzyszy mi ciągle.. i było na klepsydrze i na pamiątkowym obrazku, którzy każdy mógł dostać w dniu pogrzebu....

Pogrzeb był wczoraj. Pomimo ostatnich pochmurnych i deszczowych dni wczoraj też świeciło piękne słońce. Dziś znów leje deszcz...

Wierzę, że mama jest teraz szczęśliwa. Nic już jej nie boli i nie cierpi. I chyba to sprawia, że czuję wielki pokój, choć to pewnie też dzięki modlitwie wielu osób. Inaczej już bym pewnie leżała na podtrzymaniu ciąży.. Poza tym ciągle to do mnie nie dociera.. To, że jej tu już nigdy z nami nie będzie, że tyle nas ominęło i jeszcze ominie....

Chciałabym napisać więcej, inaczej... Ale nie mam tego czasu, nie jest mi to dane... Teraz piszę tylko dlatego, że ja mam połowe ekranu, a na drugiej połowie Zuz ogląda filmiki.....

6 komentarzy:

  1. Wzruszyłam się. Smutno mi, ale tak nie do końca... Bo tak jak napisałaś Twoja Mama już nie cierpi i na pewno otacza Was opieką z Góry.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem co czujesz mój Tata zmarł na raka nie długo będzie 2 lata a ja ciągle mam wrażenie że umarł wczoraj...

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurczę... :( trzymaj się jakoś, pamiętam w modlitwie.

    OdpowiedzUsuń