Mama potrzebowała, by zawieźć ją do szpitala. M. chciał zostawić mi samochód. Ja stchórzyłam. Jak zwykle. I teraz nie mogę się pozbierać, poradzić z tym sobie. Szukam usprawiedliwienia, ale tak naprawdę jakoś tam wszystko udało by się przejść. Z mniejszzm bądź większym stresem. Czuję się okropnie przed M., przed sobą :( Nagle wszystkie moje wady wylazły na wierzch... Więc za co on mnie kocha? Nie mam żadnych pasji, nic co by mnie mogło pochłonąć. Czym bym się mogła pochwalić. Jestem taką biedną szarą myszą, co myśli, że wszyscy są od niej fajniejsi i lepsi. Mają styl, osobowość i radość życia w sobie. I czytam ich blogi, przeglądam zdjęcia i po części pewnie trochę zazdroszczę. Że nie potrafię być kimś. Znać swoją wartość. I patrzeć na nich jak równa na równych.
Siedzę w domu od narodzin dziecka. Jak kura domowa. Ale nawet trudno mnie nazwać kurą domową, bo i domu z tym wszystkim nie umiem prowadzić. Nawet M. ostatnio obiady organizuje :/ A w domu... Walają się wszystkie rzeczy tak, jak często w pośpiechu zostały rzucone... Ja wciąż znajduję tylko czas na te konieczne obowiązki. Te naprawdę konieczne. I wciąż naokoło widzę tyle do zrobienia, widzę tyle złych rzeczy, których nigdy nie chciałabym widzieć w swoim domu. A one są i straszą mnie każdego dnia... Tak. Bo ja nawet nie umiem być dobrą żoną i matką. Choć kiedyś myślałam, że to moje powołanie.. W powołaniu przecież człowiek się sprawdza.
Fb. Okno na świat z wiedzą co u innych, na świecie. Żeby tu się totalnie nie zamknąć w czterech ścianach... Ale czy musi to być? Czy muszę wolną chwilę gdy Zuz śpi zaczynać od tego portalu? A może lepiej wziąć żelazko w dłoń? Z Poziomą naprawdę praktycznie nic się nie da zrobić... Bez niej odpoczywam. Po nocy ciągle nieprzespanej. Ciągle głodna.Bo organizm skądś musi czerpać energię.
Czasem myślę, że wciąż jest coraz gorzej i gorzej. Im ona starsza tym ja gorzej sobie radzę. Tym więcej uczę ją złych nawyków. I wciąż chcę z tym walczyć, ale jak nie wiem...
Jestem beznadziejna w swojej beznadziejności :(
czwartek, 25 kwietnia 2013
sobota, 13 kwietnia 2013
Brak sił.
Choć wszyscy na czele z M. próbują mi wybić z głowy, mówiąc, że to nieprawda... Ja ciągle czuje się złą matką... nieudolną.... Źle wykonującą swoje obowiązki... także jako żona... Wciąż czuję ten brak sił!!!!! Całą swoją energię wykorzystuję na przebywanie z Poziomą. Tak w dzień jak i w nocy... Więc gdy ona śpi to i ja śpię albo odpoczywam... I mimo, że siedzę z nią w domu - nie mam czasu na codzienny obiad i dbanie o porządek...
Czy to się kiedyś skończy? Czy kiedyś wreszcie to ja będę nad tym panować, a nie to nade mną?? czy kiedyś uda mi się coś zaplanować i to wykonać? Czy muszę czekać do 18-tki naszych dzieci. Tej już obecnej i mam nadzieje tych przyszłych...
Chyba to mi najbardziej ciąży... Że to Młoda wyznacza cały rytm dnia, bądź lepiej nazwać - ten totalny bark organizacji... I wciąż się zastanawiam czy jak ona dorasta to jest choć trochę lepiej?
Boję się gdzieś wyjść z nią zbyt daleko od domu - na zbyt długo.... jeszcze bardziej boje się od niej oddalić... I może nie dlatego, że boje się zostawić ja pod czyjąś opieką, a dlatego, że zaraz będzie marudzić czy płakać i tym sprawi kłopot - bo ten ktoś nie będzie wiedział co robić... Póki co jest mama na ukojenie łez... W myślach mam po prostu drobne bądź większe przerażenie tych, którzy oddają mi ją taką płaczącą nie wiadomo czemu... A co zrobią gdy ja wyszłam gdzieś na dłużej...
I tak to właśnie cyckojad trzyma się nie tylko cycka, ale i pępowiny wcale jeszcze nie odciętej...
No właśnie.... i to karmienie.... Te jedynki górne i dolne, które raz mnie dziabią raz nie.... To wprowadzanie nowych pokarmów małemu alergikowi... ta moja ciągła niewiedza i nieopanowanie - co to uczula? Bardzo boje się, że ją skrzywdzę z tym żywieniem... Chciałabym jak najlepiej, a obawiam się, że nie umiem i nie wiem gdzie szukać konkretnej pomocy.... :(
Ta... jakoś to będzie.. No pewnie, że będzie... Tylko czemu JAKOŚ??
Czy to się kiedyś skończy? Czy kiedyś wreszcie to ja będę nad tym panować, a nie to nade mną?? czy kiedyś uda mi się coś zaplanować i to wykonać? Czy muszę czekać do 18-tki naszych dzieci. Tej już obecnej i mam nadzieje tych przyszłych...
Chyba to mi najbardziej ciąży... Że to Młoda wyznacza cały rytm dnia, bądź lepiej nazwać - ten totalny bark organizacji... I wciąż się zastanawiam czy jak ona dorasta to jest choć trochę lepiej?
Boję się gdzieś wyjść z nią zbyt daleko od domu - na zbyt długo.... jeszcze bardziej boje się od niej oddalić... I może nie dlatego, że boje się zostawić ja pod czyjąś opieką, a dlatego, że zaraz będzie marudzić czy płakać i tym sprawi kłopot - bo ten ktoś nie będzie wiedział co robić... Póki co jest mama na ukojenie łez... W myślach mam po prostu drobne bądź większe przerażenie tych, którzy oddają mi ją taką płaczącą nie wiadomo czemu... A co zrobią gdy ja wyszłam gdzieś na dłużej...
I tak to właśnie cyckojad trzyma się nie tylko cycka, ale i pępowiny wcale jeszcze nie odciętej...
No właśnie.... i to karmienie.... Te jedynki górne i dolne, które raz mnie dziabią raz nie.... To wprowadzanie nowych pokarmów małemu alergikowi... ta moja ciągła niewiedza i nieopanowanie - co to uczula? Bardzo boje się, że ją skrzywdzę z tym żywieniem... Chciałabym jak najlepiej, a obawiam się, że nie umiem i nie wiem gdzie szukać konkretnej pomocy.... :(
Ta... jakoś to będzie.. No pewnie, że będzie... Tylko czemu JAKOŚ??
piątek, 12 kwietnia 2013
Nieudolna miłość...
Choć bardzo bym chciała to nie znajduję tego czasu pisać tu wszystko, co czuję... Gdy mała śpi jakoś ciągle brakuje mi sił by się.. hehe wysilić umysłowo.. A gdy w głowie huczą myśli wtedy nie ma jak pisać...
Teraz siedzę i patrze na bawiącą się Poziomkę. Potrwa to pewnie sekundy. Bo zaraz wyciągnie rączki, zamarudzi i będzie ją trzeba wziąć na ręce... O... już się obróciła i zaraz będzie gryźć dywan... Podkąłdam poduszkę..
Chciałam tylko napisac jak bardzo ją kocham... ja bardzo teraz to odczuwam... choć nadal czuję sie głupia i uważam, że nie potrafię podolac jej specjalnym wymaganiom... chociazby w zakresie żywienia..
A teraz.. już biorę marudkę..
Teraz siedzę i patrze na bawiącą się Poziomkę. Potrwa to pewnie sekundy. Bo zaraz wyciągnie rączki, zamarudzi i będzie ją trzeba wziąć na ręce... O... już się obróciła i zaraz będzie gryźć dywan... Podkąłdam poduszkę..
Chciałam tylko napisac jak bardzo ją kocham... ja bardzo teraz to odczuwam... choć nadal czuję sie głupia i uważam, że nie potrafię podolac jej specjalnym wymaganiom... chociazby w zakresie żywienia..
A teraz.. już biorę marudkę..
Subskrybuj:
Posty (Atom)