Dzieją się u mnie ostatnio tak dobre i wspaniałe rzeczy, że uwierzyć w to wszystko nie mogę..... I chyba dlatego ciągle boję się, że to sen i zaraz się z niego obudzę.... Ale może jednak naprawdę tak rodzi się wspaniała rzeczywistość?? :)
Tak naprawdę w swoim życiu nie mam na co narzekać - a już szczególnie od czasu małżeństwa wciąż staramy się Bogu dziękować, za to co nam daje. Bo mamy pracę (mąż już na czas nie określony, ja lada dzień też mam dostać na czas nieokreślony), mamy gdzie mieszkać i choć nie jest mieszkanie nasze, tylko wujka, to płacimy tyle co za media, a więc póki co żadnego kredytu na głowie... No i powoli jakoś dobrze się wiedzie! :) Naszym największym marzeniem stało się dzieciątko i choć czasem trudno w to wierzyć, staraliśmy się ufać, że pojawi się ono w najodpowiedniejszym momencie.......
I czyżby ten moment się pojawił??? :) 6 grudnia - to nasz dzień, od tego dnia byliśmy razem, tego dnia zaręczyliśmy się i chyba właśnie tego dnia plemniczki mojego męża (śmieję się, że miały na sobie mikołajowe czapeczki) pognały wprost do mojej komórki jajowej! :)
Oczywiście dopiero całkiem niedawno cała prawda wyszła na jaw. 22 grudnia zrobiłam pierwszy test. I co? Wyszły dwie kreski!!! jedna może ciut bledsza, ale bez wątpienia DWIE KRECHY!!! Mąż niedowierzał, następnego dnia więc powtórzyłam inny test i nadal były dwie!!!! :) Szok. Szczególnie, że 22 grudnia zdawałam test na prawo jazdy i zdałam :) Wprawdzie za drugim razem, ale była to przeogromna radość i niedowierzanie, bo stresowałam się tym bardzo. Nie wierzyłam w siebie, w swoje zdolności, a tu - Pan Egzaminator powiedział, że poszło mi bardzo dobrze. I w tej euforii zrobiłam ten pierwszy test - radość tego dnia sprawiła, że tym bardziej wiadomość o ciąży była jak sen. Naprawdę do tej pory trudno mi uwierzyć i w jedno i w drugie :)
Teraz wielki strach czy się uda czy będzie wszystko dobrze, czy szczęśliwie doczekamy urodzin Maleństwa. Szok. Bo przecież dopiero co założyłam blog, by "wypłakać" gdzieś żal z powodu oczekiwania na dwie kreski na teście... A tu nagle, zupełnie nieoczekiwanie... One się pojawiły!!! Niecierpliwość sięgnęła zenitu. Najgorszy i najtrudniejszy pierwszy trymestr. Oby przetrwać z pozytywnym zakończeniem...
Niesamowite z tym 6 grudnia! :)
OdpowiedzUsuńSyn miał być Mikołaj :P:P ale urodziła się Zuzia :D
OdpowiedzUsuń;D Może kolejna pociecha będzie facetem? ;)
Usuń