Jakieś półtora roku temu podjęliśmy decyzję, że jesteśmy gotowi dzielić naszą miłość.. Z jednej strony bałam się myśli, że noszę w sobie kruszynkę, że nasze życie zmieni się diametralnie, ale z drugiej chciałam być odpowiedzialna za swoje - nasze... czyny... Chyba nigdy nie zapomnę tego kwietniowego, porannego dnia... Tak, to chyba był kwiecień.. Gdy szłam do pracy i świeciło takie wiosenne, jeszcze rześkie słońce... Wiedziałam, że wczoraj wieczorem daliśmy szansę począć się naszej kruszynce, ale tak naprawdę chyba bałam się tego co zrobiliśmy...
Gdy się jednak okazało, że nie jestem w ciąży - z jednej strony poczułam jakby ulgę, ale z drugiej zastanawiałam się jak to możliwe... Przecież w nocy miałam owulację... Ale.. Przecież równie to bywa, w tym temacie nigdy nie ma 100% pewności.... Jak nie teraz to innym razem!
Chyba jeszcze kilka miesięcy mimo wszystko uważaliśmy, ale potem już tak prawdziwie podjęliśmy decyzję, że staramy się o dzidziusia... I co? I tak to minął rok z kawałkiem, a my dalej... staramy się... Czasem jestem pełna nadziei, czasem totalnie załamana... Może tu uda mi się zostawić trochę swoich zmartwień..
A blog stanie się w końcu, tylko wspomnieniami, które jednak warto pamiętać... Bo przecież tyle nas kosztowało oczekiwanie...
Bo przecież w końcu się uda!!! Prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz