wtorek, 6 grudnia 2016

Wychowywanie.

Odkąd pojawiły się dzieci w naszym domu, zaczęłam myśleć, że z tym ich wychowaniem jakoś pójdzie. Przecież mamy wartości, według których sami staramy się postępować, uczymy dzieci swoim przykładem... Ale z drugiej strony zawsze w głowie mieliśmy z M. pytania: "Czy my będziemy umieli wychować nasze dzieci na dobrych i mądrych ludzi - ale mądrych nie wiedzą, tylko rozumnych - myślących".


I im one są starsze, szczególnie widać to po 4 - letniej Poziomie,  czuję, że łatwo nie jest. Że czasem brak mi odpowiedzi na jej pytania typu "Dlaczego Krysia/Kasia/Zdzisio może to mieć, a ja nie?" Odpowiedź: "Bo nie mamy pieniędzy" wydaje mi się zbyt głupia, prosta i olewająca dziecko. I przecież nie do końca zawsze prawdziwa. Widzę po prostu, że wcale nie jest łatwo i własny przykład postępowania to naprawdę kropla w morzu... Bo tylko patrzeć, jak zacznie się szkoła i nie ustrzeżesz dziecka przed telefonem, internetem, innym środowiskiem... I nie chodzi przecież o to, by wychowanie polegało na zakazach...

Zawsze ratowałam się tym, że moi rodzice nie robili nic wielkiego, nawet ich osobisty przykład nie zawsze był godny naśladowania...  A jednak... cieszę się, że jestem jaka jestem, że wybierałam w życiu Pana Boga, że coś jest czarne albo białe, nie chciałam i chcę szarości i letniości. Że nie musiałam nikomu ani sobie nic udowadniać np. paląc, upijając się, robiąc na przekór rodzicom, że nie wstydzę się swojej przeszłości. I tego bym chciała dla moich dzieci... By trzymały się wartości, których w dzisiejszych czasach coraz trudniej się trzymać.... A przy okazji być pewnym siebie, a nie klasową ciotą.... Choć mam świadomość, że to nie zależy tylko od wychowania, bo są takie rzeczy, na które wpływu nie mamy. Np. charakter...



Generalnie jak zwykle mam w głowie dużo znaków zapytania... I widzę już skutki, niestety złego wychowania... Bo moja droga Zuz zaczyna się czasem zachowywać jak rozpieszczony jedynak!!! Mam nadzieję, że w porę to zauważyliśmy i naprawiamy ten błąd nie ustępując jej, ale... musimy też stopować innych...  Bo od małego to ona przez wszystkich miała z reguły ustępowane - jej równolatka, z którą najczęściej przebywa - córka mojej siostry, chociaż nieźle zawsze potrafiła nabroić :) to zawsze potrafiła też się podzielić, oddać, ustąpić, zamienić się... I żeby zakończyć płacze to się ustępowało mojej Zuz.... A ona też jakoś jest ulubienicą i mojej siostry i mojej chrzestnej, z którą często przebywa i z reguły dostawała to, co chciała... No i źle!

I widzę to od jakiegoś czasu i nie ustępuję jak zaczyna marudzić, że jej się nie podoba to, tylko tamto, albo chce takie samo jak ona... Najgorzej, że Marysia w takich przepychankach słownych sama ustępuje i się z moją Zuz np. zamienia... Ale mamy sukcesy swojego twardego zdania :) Mamy :) Czasem długo walczy, kończy się piskiem, wyciem, ale na końcu przyjdzie i przeprosi za swoje zachowanie... albo tak jak wczoraj - walczy krótko, "nie za głośno ;-)" i godzi się, że  nie jest tak jak ona chce, tylko dostosowuje się do sytuacji.



Warto więc być konsekwentnym i to mi mój mąż często zarzuca... Że ulegam zbyt często i ona to wykorzystuje... I być może tak jest.... Dopiero uczę się odróżnić brak konsekwencji od słuchania dziecka... Jakoś jestem przewrażliwiona na punkcie stwierdzenia "dzieci i ryby głosu nie mają". Chyba sobie wzięłam za punkt honoru, że będę zawsze słuchać moich dzieci i ich potrzeb....A nie, że musi być tak jak chce dorosły albo jak dorosłemu najwygodniej...



No i co? I wyszło z tego, że czasem ja powiem coś. Zuz na to swoje "ale", a ja, wychodzi na to, że praktycznie zawsze JEJ USTĘPUJĘ. A nie o to chodziło, nie tak miało być... I muszę się teraz jakoś pilnować... Bo jak patrzę na to z boku... to ona do taty nie łasi się tak jak do mnie. I o całkiem niedorzeczną rzecz stoi nade mną i skomli "no plose...." A miłość matki chciałaby dać gwiazdkę z nieba, a czasem ta gwiazdka może wyrządzić więcej krzywdy przecież....

3 komentarze:

  1. Mam ten sam problem. Ustąpić i mieć spokòj, przynajmniej teraz, czy nie dać się i patrzeć jak dzieć zmienia się we wrzaskuna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem może wyrządzić więcej krzywdy, ale czasem nie:) Nie ma też potrzeby z tej żelaznej konsekwencji robić podstawy wychowania. Mała uczy się negocjacji;)Pamiętasz "targi" Abrahama z Panem Bogiem o ilość sprawiedliwych w Sodomie? To też taki wiek, kiedy mały człowiek uczy się o swojej sprawczości. Bardzo polecam Jaspera Juula, np: "Twoje kompetentne dziecko", jeśli znajdziesz trochę czasu na czytanie. U Juula bardzo podoba mi się podkreślanie nie tylko granic dziecka, ale też granic rodzica. Np: jeśli dziecko chce w sklepie lizaka (taki podstawowy przykład), a Ty nie chcesz jej go kupić, to nie musisz. Ale chodzi o to, żeby nie odmawiać z kupna dla samej zasady "bo nie". Trochę się rozpisałam i może niejasno, ale polecam naprawdę. Jeśli nie nawet sama książka, to co poniedziałek jest króciutki tekst Juula na "Dzieci są ważne":)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mówię Antośkowi, że wszystkiego w życiu miec się nie da i nawet nie byłoby dobrze bo nie miałoby się na co czekać i o czym marzyc... I że jesli mogłabym mu coś kupić i wiedziałabym, że to będzie dla niego dobre, to na pewno bym to zrobiła.
    U nas gorszy orzech do zgryzienia to dla mnie relacje między rodzeństwem :o Naprawdę trudno mi zareagować tak jak powinnam, sprawiedliwie, jak ciągle od rana do wieczora słyszę rozdarte pyszczki, dla świętego spokoju każę jednemu oddać drugiemu przedmiot kłótni byle nie słyszeć jęków. I Antek zazwyczaj pokrzywdzony :o

    OdpowiedzUsuń