Bo karmię nadal i sama się sobie dziwię i sama
w to nie dowierzam. Twierdziłam przecież,
że takiego biegającego bąka to już nie będę potrafić karmić, że będzie mnie to
irytować i źle będę się z tym czuć. I co? I właściwie tak jest.... Nie będę ściemniać
- nie karmię wcale przede wszystkim dlatego, że wiem, że to dla Lolka najlepsze
co mogę dać... Składa się na to po prostu wiele rożnych czynników...
Po pierwsze, to od jakiegoś pewnie pół roku,
karmię go albo rano przed wstaniem albo po przyjściu z pracy. W domu. Czasem
pyta: "Ciciusia moziemy? Tak?" (Czemu w liczbie mnogiej? Zapewne
dlatego, że uczy się przecież mówić i od Poziomy, która niejednokrotnie prosi o
coś dla nich dwoje :P) No i wtedy generalnie nie daję się a i on nie nalega.
Wie, że dostanie rano. No nie jestem już matką, która daje na każde żądanie i
faktycznie nie wyobrażam sobie karmienia go gdzieś. I na szczęście nie chce
gdzieś ;-) I są okresy, że zapomina rankiem, po pracy tez często wcale nie
chce... Ale ogólnie karmię... Bo pracuję godzinę krócej!!! :) I jest to godzina
tak idealna do powrotu z pracy, do odebrania potem Zuz z przedszkola, to jako
takiego pogodzenia jednego samochodu i dwóch potrzebujących rodziców do
dostania się i powrotu z pracy wspólnie, że jak pomyślę, że mam pracować do
15.30... To wiem, że wtedy wszystko by się rypło! :P Cały plan, który teraz
dosyć dość dobrze działa. I jesteśmy w domu po 15.00. A potem to takie kory, że ja zawijałabym do domu chyba na
17.00. Autobusem...
I ten pierwszy powód sprawia, że nie muszę się
zastanawiać czy będę potrafiła któregoś dnia powiedzieć mu - już nie synu. (Już
nigdy nie.) Bo po kilku anginach z antybiotykiem dla karmiących, teraz ostatnio
już to olałam i po prostu przez 10 dni go nie karmiłam. Przeżył bez większego
szemrania. A potem bez bólu wrócił. Bo już miałam kilka granicznych terminów,
ale jakoś... Ciągle karmię, bo coś... I niby pije już mm, ale nieregularnie, a
to HA, a to zwykłe i raz mam wrażenie, że OK, a innym razem wydaje mi się, że
jednak nie trawi tego mleka jak powinien... Niby nie jest alergikiem, ale jakoś
o skazę białkową go podejrzewam... No i to tez powód, żeby mojego mleka tak całkiem
mu nie zabrać...
Ale tak sobie myślę, że jak zajdę w ciążę, to
wtedy się pożegnamy. Dla mojego odpoczynku, bo tandemu na pewno nie będzie! O
nie :) A z drugiej strony, gdzieś ta może jednak prolaktyna blokuje, że zaciążyć
nie mogę... ;)
No na razie jest jak jest. Ogólnie karmienie
mnie już męczy. Podziwiam matki, które karmią dwójkę, które karmią
3-4-5-latki... Ja już nie karmię z przyjemnością. Karmię, bo tak wychodzi :) I
stety niestety na moich zasadach.... Wkurza mnie ciągłe wkładanie rąk za
dekolt, samemu rozbieranie mnie, żeby dostać się do mlekopoju... No i chyba przez to, że wybrał sobie jednak
naładowanie się mleczkiem rano i jak mówię "nie" to z reguły nie
odpuszcza i dąży do swojego, to wstaje po 5.00. Żeby zdążyć przed wstaniem mamy
do pracy... A dziś np. to była 3.30 w nocy.... Więc budzi się w nocy, budzi
mnie w nocy. Pobudka po 5.00 niezależnie od dnia tygodnia... A to oczywiście
kwadratura koła.... Bo przecież, gdybym z nim walczyła i to ja twardo postawiła
na swoim, to ssałby tylko po moim powrocie z pracy. Ale kto ma siłę walczyć o
3.00 czy o 5.00....
Przez niezmienne noce w kratkę o 20.00 jestem z
reguły dętka. Nie mam życia bez dzieci. Bo wieczory, gdy one śpią to śpię i ja.
A i tak jestem rano niewyspana a w weekend z reguły zła jak osa... Zanim zapomnę,
że przecież niby mogłam, miałam szansę! A jednak... nie mogłam się wyspać...
My już jakiś czas temu się pożegnaliśmy z kp. Karmiłam dokładnie tyle ile chciałam, czyli skorygowane 18 miesięcy. Dla mnie było to już bardzo męczące, nie dawało mi radości, a i moje zdrowie zaczęło się sypać i widziałam że jestem po prostu przemęczona.
OdpowiedzUsuńLubiłam karmić. Ostatnio z mleczkiem mamy pożegnał się mòj 2-latek. Ogòlnie dramatu nie było, tylko czuję że coś się skończyło, co dobre było.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń