wtorek, 20 grudnia 2016

Ilona.

Niedawno M. zagadnął do mnie bardzo poważnym tonem, którego dawno u niego nie słyszałam i minę miał też.... taką zwiastującą problemy... Powiedział, że musimy poważnie porozmawiać.
Tia. wiadomo, że nie od razu! Bo dzieci, bo w ferworze zabawy z nimi, bo za chwile trzeba myć, kłaść i usypiać. Przerażona pytam: o czym?! A on mówi, że sam nie wie..  Mówi, że o nas, ale to zbyt poważne, żeby zaczynać teraz.


Za chwilę wysłał mi smsa...

"Czesc, czy chcialbys pojsc ze mna do teatru 14.01. Mam bilety :) Ilona"

Gdy połączyły mi się w mózgu dwie kulki, co on to mi wysłał... Mogłam albo się śmiać.. Nie... nie mogłam. Powiedział przecież wcześniej o rozmowie z taką poważną miną....


Dzieci w końcu zasnęły, ja tym razem - choć na ogół nie mam z tym problemów - nie zasnęłam. Rozmawialiśmy. Otóż Ilona okazała się koleżanką z drugiej, nowej pracy M. Samotna.  Szukająca.... Postanowiła i przeszukać mojego męża?! Może nie wie, że ma żonę?? M. twierdzi, że obrączki nie da się nie zauważyć... No więc dobra. Ma w głębokim jaki kto ma status związku.... Od czasu gdy to wszystko się wydarzyło mam w głowie milion myśli, zdań, które mam ochotę jej powiedzieć.....
No dobra... ale ona to jedna strona medalu... Co miała w głowie, dlaczego napisała, czy ma wiele takich sytuacji, gdy żonaci mężczyźni idą z nią... np. do teatru!!!

Cała historia jednak z innego powodu jest trudna... Że w ogóle taki sms miał znaczenie, a nie mogliśmy z nim przejść do porządku dziennego i olać...
M. ma w pracy trudny czas, a w domu.... trudną żonę... Żonę, którą kocha i często jej to powtarza... Ale żona często zawodzi, zbyt mało się stara? Matkowanie i problemy dnia codziennego sprawiły, że uciekło całkowicie gdzieś z niej beztroskie życie. Na domiar złego - choć może bardziej podświadomie o wierność swojego męża wcale się nie bała...

Dla samej mnie brzmi to jak film.. Że muszę się zmagać z jakąś Iloną... Przez kilka dni ciągle miałam ją w głowie, pojawiały się myśl, że przestanę ufać, gdy M. będzie wracał później niż powinien. Że nie ustrzegę go przed nią, bo z nią pracuje.... Ale ja co? Naglę przez jakąś bezdzietną, wolną z mnóstwem czasu panienkę mam walczyć o M.?! Mam na pokaz pokazywać, że mi zależy, bo tamta laska będzie się może przed nim wdzięczyć?! O nie.. To wbrew mojej godności... Trudno... będę może nic nie wiedzącą zdradzoną, utytłaną w glucie kurą domową.......

Ale w końcu dopadła mnie bezsilność i się rozryczałam.. Powiedziałam w końcu M., że ciągle o tej Ilonie myślę...

I choć nie zrozumiałam tego właśnie w pierwszej naszej rozmowie o niej... M. stwierdził, że o nią bać się nie muszę... Chodzi tylko o to, że szatan wie, kiedy uderzyć, że w życiu nie wiadomo jakie będą sytuacje i jeśli nie będziemy o siebie zabiegać, jeśli nie będziemy mieć czasu na czułość i bycie razem... Trafi się inna... I niby już o tym nieraz gadaliśmy, tylko teraz... Ona naprawdę się pojawiła... I jestem w stanie sobie to wyobrazić, że czytając tego smsa M. poczuł się.... bardziej męski... lub jakkolwiek to inaczej nazwać... Że na serio życie nie musi się kończyć na żonie, która zachowuje się tak, jakby jej nie zależało... I nie winię go za te myśli, są i naturalne i zasłużyłam na nie....

Chciałabym tak sama z siebie, a nie pod wpływem jakiejś Ilony... Ale wyszło jak wyszło.... I jakimś cudem wstąpiło coś we mnie dobrego...  Nagle zaczęły pojawiać się momenty, że potrafiłam na chwilę zapomnieć o dzieciach i być tylko żoną mojego męża i chcieć mu się podobać.... I nie pozwalać o sobie zapomnieć....

Czyli jednak... pozwoliłam sobie na pokazanie tamtej babie, że nie oddam, że to ja jestem lepsza... Obym tylko wyciągnęła odpowiednie wnioski........ Bo Ilona jest tylko symbolem... Napisała smsa, jakiego gro facetów i ich żon właśnie olałoby.... U mnie urosło to do rangi obawiania się o dalsze losy naszego małżeństwa...

Może zbyt pochopnie nie nazywam tego jeszcze pomarańczowym światłem...  Ale dostałam lekcję....




Wisienką na torcie jest fakt, że historia tak naprawdę wcale nie skończona... Ani ja ani M. nie wiemy co ona myśli... Nie wiem też czy już z nią rozmawiał po tym smsie...

Nie chcąc jej skrzywdzić (ale gdzie tu miejsce na sentymenty?!) odpisał jej wtedy: "Ha :) dzięki bardzo, ale nie ma mnie wtedy w ........(mieście naszym znaczy)".
Dla mnie nie byłby to ostateczny sygnał, że nie mam szans u takiego jegomościa... M. twierdzi, że odpowiedź była jednoznaczna...

Dlatego właśnie nie wiem z czym jeszcze przyjdzie mi się zmierzyć.......



5 komentarzy:

  1. Tak to jest, że gdy my zajęte jesteśmy domem i dziećmi i przestajemy zauważać własnego męża i kołtuna na własnej głowie, to pojawia się taka Ilona, ktòra nie ma bynajmniej kołtuna i domu na głowie, a nasz mąż jawi się jej jako òsmy cud świata, bo wysłucha, pocieszy i do teatru zabierze. A taka żona to tylko o kłopotach, że dzieci chore, do sklepu trzeba iść, rachunki zapłacić, w ogòle szara rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to to :/

      Dlatego trzeba znaleźć gdzieś złoty środek... Między byciem kołtunem, a "piękną Iloną"... :)

      Usuń
  2. Przepraszam bardzo, ale Twój mąż powinien jej stanowczo napisać, że Nie wybierze się z nią do teatru ani jutro ani kiedy indziej bo ma żonę. I tyle. I panna może ryczeć, płakać, skakać z okna? Co was obchodzi jakaś obca baba?
    No chyba, że nie obca...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą! Na szczęście póki co nie trzeba już nic prostować... :)

      Usuń
  3. Właśnie, popieram koleżankę. Powinien napisać stanowczo, a to, że napisał że nie bo nie ma go wtedy w mieście, daje jej sygnał, że może napisać innym razem i akurat będzie w mieście..

    OdpowiedzUsuń