Nie udało się wrócić. Nie. Czas nadal nie jest moim sprzymierzeńcem. Niejednokrotnie patrzę tylko tęsknie w stronę laptopa. I myślę wtedy, czy kiedyś nadal będzie mi się chciało? Nie wiem... Nie wiem czy kiedyś będzie to miało jakieś znaczenie...
Jest dziś, z którego tak szybko robi się "wczoraj". Za chwilę będzie coś boleć, dolegać. Dom opuszczę dzieci zajęte swoimi sprawami... A mimo, że przychodzi mi na myśl taka świadomość - tak często żyję "by przeżyć do wieczora" niż cieszyć się tym, co jest. Niż łapać te chwile w obiektywie aparatu, niż chłonąć pamięcią to, co jest TYLKO TERAZ.
Bo trudne to, gdy wciąż przygniata Cię nieogarnięcie. Ta /momentami/ trójka dzieci, gdy jest ich ponoć tylko dwoje. Gdy marzenia o ładzie w domu mogą być tylko marzeniami. Gdy choć pracy dużo do zrobienia, codziennie z czymś zamieszanie - to idę tam jednak szczęśliwa - bo tylko tam jestem w stanie panować nad tym co robię; od początku do końca. I każdy początek MA swój koniec.
I tak oto żyję :) Żyjemy :) Wciąż nie idealnie, często z glutem i praktycznie codziennie tak zmęczeni, że padamy zanim zdążymy pomyśleć o czymś więcej. To mnie chyba przeraża najbardziej. Niewyspanie. Kiedy nie ma kiedy zdrzemnąć się w dzień, kiedy w weekend - choćby na zmianę nie można odespać tygodnia - bo M. zaczął kolejne studia podyplomowe. A noce mają tyle pobudek, że organizm już dawno skapitulował.... Dzieci rosną, a my praktycznie codziennie budzimy się we czwórkę; my z M. to już przyjmujemy wręcz akrobatyczne pozycje, żeby znaleźć dla siebie choć trochę miejsca. Z doświadczenia powiem, że miejsca robi się choć trochę więcej, gdy przynajmniej jedna osoba ma głowę, gdzie reszta nogi.... Ale mimo to, czasem czyjaś noga się nie mieści... No i tak pobudki na karmienia i niewygody nie pozwalają się nam wyspać....
A mimo to wszystko udało nam się kupić dom.... Na razie same cegły z oknami i drzwiami, ale nasze.... Może w przeciągu kilka lat uda nam się zdobyć kasę na wykończenie? :) Trudno na razie w to wszystko uwierzyć, że będziemy mieli swoje, że już mamy! Że nikt mi nie zabroni planować koloru ścian i wymarzonej kuchni. Że w końcu /kiedyś/ nie będę już u kogoś, choć nie ukrywam, że dzięki komuś... Że będę miała tylko swój kawałek ziemi, gdzie będę mogła posiać marchewkę.
I będę miała 4x więcej sprzątania!!!!! :P
Własny, tylko swój dom... też na to czekamy:)
OdpowiedzUsuńMi Ciebie czasem brakuje, ale są przecież sprawy ważne i ważniejsze :*
Oooo jak ja Ci zazdroszczę tego własnego domu. :)
OdpowiedzUsuńWłasny dommmmm...mmm...rozmarzyłammmm się ;)
OdpowiedzUsuń