poniedziałek, 23 marca 2015

Alergia i BLW.

Od 6 miesięcy z kawałkiem mam do wyżywienia dwójkę dzieci. Jako, że w niczym nie czuję się matką eksepetką ani tym bardziej matką idealną - karmienie czasem przyprawia mnie o łzy.

Pozioma. Początki były trudne. Z bolącym brzuszkiem. Moja dieta eliminacyjna... I jej alergia od pierwszej marchewki, jabłuszka i ziemniaczka... Bywało raz lepiej raz gorzej, aż w końcu było bardzo dobrze (ostatnia wiosna i wakacje). Potem znowu zaczęło się pogarszać. Z czasów, gdy juz mogła jeść prawie wszystko znów wróciliśy do czasów, gdy nie mam pojęcia co uczula, a momentami wydaje się mi, że uczula ją coś w każdym jej posiłku. Ciągle staram się eliminować. Brakuje mi pomysłów. wciąż uszczupla się pula wspólnych potraw. Gdy już znajdę czas na szukanie jakiś przepisów z internetu dla alergików, to przeraża mnie mnogość nieznanych mi składników....

A potem wszelakiego typu spotkania. Z innymi dziećmi czy dorosłymi. Wciąż na każdym kroku spotyka zakazane jej rzeczy. I wciąż mi jej tak bardzo szkoda, gdy inne dziecko coś je, a ja muszę jej zabraniać i tłumaczyć. Ona nawet jak bawi się w gotowanie, to mówi nagle do mnie czy do lali: "Nie. Ty nie możesz tego, bo to czekolada, wiesz? Będziesz miała od tego czerwone plamki na buzi."

A plamki raz większe, raz mniejsze, choć niby nigdy przerażająco duże. Bo ja nie jestem jej w stanie upilnować, by nigdy gdzieś czegoś nie zjadła. Nie zawsze jestem z nią, nie nosi ze sobą zestawu obiadowego, czegoś na przekąskę słoną czy słodką, A może powinna.. Nie wiem... Chyba wszystko dlatego, że ja próbuję sobie wmówić, że ona jest zdrowa, jak inne dzieci naokoło, a jesli nie jest, to za chwilę będzie. Przecież do 3. lat większość dzieci wyrasta z alergii....


Siedzimy sobie np. na palcu zabaw. Moja siostra poszła do sklepu kupić sobie drożdżówkę, no wie przecież, że Zuz uczulona na produkty mleczne, Na jajka. Więc woła na całe gardło swoją córkę:
- Marysiuuuuu chodź na bułeczkę!
A Zuz przepraszam co? Głucha? Nie wie co to bułka czy jak? Albo to nie ją wołają, więc nie przyjdzie? Oczywiście, że przyleciała. I wzięła parę gryzów... Bo ja nie mam serca powiedziec jej wtedy spadaj stąd to nie dla Ciebie Mała.
A to jest jedna z miliona sytuacji.
Bo przychodzi np. ciocia:
- A wiesz Zuziu, kupiłam pierożki! Ale wiesz Ty ich nie możesz niestety... (to po co mówisz w ogóle??)
- Pierożki? Ja chcę pierożki!

...

Także tego. Dorosłych trzeba by wychowywać.... I uczyć co, gdzie i jak mają mówić...

I tak się zmagam z tą alergią, pocieszam tym, że inni mają ją w znacznie silniejszej wersji albo w ogóle o wiele gorsze choroby.. Ale to moja taka zmora, z którą sobie nie radzę..
I znów pójdziemy do alergologa. Może znowu da Zyrtec i się poprawi... Tylko ile tak na dłuższą metę?

Choć Zuzek naprawdę jest mądrzejsza niż mi się wydaje. Gdy ewidentnie jestem pewna, że czegoś nie może, a ktoś przed podaniem jej tego poprosi, by mnie spytała mówię: nie. Ona wtedy z tak przerażająco smutną miną 2,5 latki powtarza po mnie: nie mogę? Pyta jeszcze kilki razy i odchodzi mówiąc temu dorosłemu, że nie może... I kilka razy się zdarzyło, że łzy mi pociekły ciurkiem. Raz nawet pamiętam przydządzłam jej na szybko takie słodkie naleśniczki z Sinlackiem - bo znalazłam kiedyś przepis.

I ja niby wiem, Śwat poszedł tak do przodu, że aleregik może jeść cuda wianki. Na wyciągnięcie ręki w internecie przepisy, skłądniki do kupienia mimo, że brzmią przerażająco nieznanie. Problem póki co w tym, że bronię się by odwrócić ten jej/nasz sposób żywienia do góry nogami. By nagle w naszej kuchni jedna szafka wzbogaciła się o całkowicie nowe skadniki. Ostatnio choć wpadłam na pomysł, żeby potrawy, których nie może wklikać w internet z dopiskiem dla alergika i  zawsze znajduję czym można zastąpić zakazane jajko czy mleko.. Ba! Mało tego. Ostatnio testujemy jajka przepiórcze i jest wporzo :) Ale np. myślę na gorąco, że chciałabym jakąś zapiekankę makaronową zrobić, ale nawet się nie biorę za jakiś przepis, bo tam na pewno sos beszamelowy albo pomidorowy. I odpada mi na wstępie.

Jak na wszystko brakuje mi czasu... By zgłębiać internety i szukać jak najprostszych sposobów na trudne póki co zagadnienia obiadowe. Bo jak wymyśleć coś szybko, żebym dała zrobić z dwójką dzieci i żeby jeszcze mój mały alergik mógł to z nami zjeść.
Zbyt często te trzy niewiadome przyprawiają mnie o zdenerwowanie bądź łzy.. Ale to wszystko przecież tylko wina mojego niezorganizowania...........

Nową historią jest syn.  Który - choc wcale tego nie chciałam - jada metodą BLW! Nie wiem jak to dalej będzie, bo nie znam żadnych podstaw eghm naukowych na en temat. Czytałam tylko u innych na blogach jak jadają ich dzieci. I było to dla mnie zbyt niepewne, nowoczesne, niezorganizowane i w ogóle.. Ja matka tradycyjna. Jedno dziecko już wykarmiłam, Wg schematu. I tak miało być po raz drugi.

W BLW zafascynowało mnie jedno, że taki oto 6cio miesięczny maluch. Siedziący, zaintersowany jedzeniem może dostać kawałek a nie papkę i poradzi sobie z tym!

A u nas rewolucja zaczęła się od tego, że zmienił się schemat żywienia niemowląt. Jak przy Zuz miałam czarno na białym co kiedy i w jakich ilościach, nagle przeczytaałam, że Mądrzy Ludzie doszli do wniosku, że nie ma to aż takiego znaczenia... I jakby muszę dać radę sobie sama i zdać się na własną intuicję /to tak w skrócie oczywiście, bo czasu na rozpisywanie moich rozkmin i wiedzy aktualnej nie mam już czasu - bo oto o 6.46 już dwójka nie śpi i "skacze mi po głowie".../.

I tak mu dałam za pierwszym razem papkę z marchewki. Otworzył buzię z zaciekawieniem i radością. Drugi i trzeci dzień nie był już tak zainteresowany... I tu niby jak smai jemy, mamy czasem wrażenie, że wyrwie nam jedzenie z buzi - tak patrzy, a jak sam ma dostać po dwóch łyżeczkach odwraca buzię. Hm. Może jedak nie jest zainteresowany nowymi smakami (a może ja coś oczywiście robię źle?). W każdym bądź razie w swojej krótkiej historii bezmlecznych posiłków więcej zjadł z kawałków jedzenia niż z łyżeczki :) Zaczęłam mu dawać zanim zmiksuję i z każdym dniem je tego więcej :)
Ale o dziwo. Sam mało kieruje sobie do buzi. Lubi łapać w buzię z mojej ręki,
Sam to wcina tylko pałeczkę kukurydzianą, piętkę chleba.. :)

Ale najpiękniejszy jest widok gryzienia przez niego tego co dostanie :) Tym jednym większym i trzema całkiem malutkimi ząbkami!

Ach. I póki co objawów alergii u niego nie obserwuję! Chwała Panu!


2 komentarze:

  1. Antoś wyrósł z alergii na szczęście. Ponad rok to trwało, ale wyrósł. A Adaś miał taki epizod że niemal wszystko go uczulało, ale krotko. Ja bym napiekła bezmlecznych drożdżówek, zamroziła i po jednej wyjmowała dla Poziomej. Miałabyś na jakiś czas, nie musiałabyś codziennie czy nawet co kilka dni robić:) A ciasto francuskie też ją uczula? Paluszki/ krakersy lajkonik dla dzieci też są bez mleka/ jaj/ soi, może by podpasowały? Jeśli nie ma uczulenia na jabłko, to może chipsy jabłkowe? Wyrośnie czy nie wyrośnie, ja bym starała się jej pokazywać, ile ma w tej diecie możliwości, a nie skupiać się na ograniczeniach. Myślę, że ona też by Ci chętnie pomogła w robieniu jakichś ciastek dla siebie. Ale ja chyba w ogóle na tą dietę inaczej patrzyłam, szukałam tego, czego mogę się nauczyć i te sposoby dalej mi tyłek ratują jak jajek zabraknie (mleka do tej pory praktycznie w kuchni nie używam).
    I u mnie też co dziecko to inne. Antek jak był niejadkiem, tak nim został... A Adaś zajada aż mu się odstające uszki trzęsą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko co napisalas na szczescie je. Bo inaczej bym chyba umarla z nieporadnosci gdybym nic jej nie mogla w sklepie kupic. Tylko na dajmy na to 10 znajomych tylko u jednego to ostatnio bylo! Do reszty powinnam przyjsc ze swoim prowiantem. Bo nic na stole nie nadawalo sie dla Zuzi... Ale ogolnie to brak mi zapalu i wiary we wlasne mozliwosci kuchenne. Bo jak cos podlapie to jestem z siebie dumna. Ze cos dla niej wymyslilam nowego.

      A o Karolku tylko napislam ze brak poki co alergii i juz dzis ma po czyms czerwone policzki... Ech... Ciekawe czy to poczatek alergii.......

      Usuń