Właściwie dzień jak co dzień. Najpierw walka, żeby się ubrać. Albo przy względnych wiatrach - żeby pomóc się ubierać, bo oto ona chce SAMA. Potem ścielenie łóżka - jedynie przy pomocy Poziomy - w podawaniu sześciu ciężkich poduszek służących za oparcie narożnika, wcześniej trzeba również skorzystać z pomocy przy wkładaniu pościeli. I nie ma, że nie zauważy... Jak samemu ustawisz podsuszki to je ściągnie z rykiem i hasłem, że to ona chciała podawać. I gdzieś w międzyczasie śniadanie. Mojej i jej. I to wszystko w dość dużym napięciu, bo trzeba to zrobić przy dobrym humorze tego młodszego, które trudno w tym czasie trzymać na rękach. I choć on naprawdę jest do rany przyłóż, to ma przecież swoje humorki. /Choć Zuz bije go na głowę!/
Uf... Jest jakaś 9.00. Poranne obowiązki wykonane. Gdzieś w między czasie jakieś karmienia. A od 10.00 można już tą Starszą namawiać na spacer, który koło 11.00. W zależności o której brat zdołał uciąć sobie drzemkę przy cycusiu. Potem w napięciu trzeba w dość krótkim odstępie czasu nakarmić syna, ubrać na dwór córkę (ustalmy, że jest już namówiona i poddaje się czynnościom ubierania), potem samą siebie, na końcu bohatera, który wyraźnie potrzebuje dłuższego snu. i... przy wtórze większego lub mniejszego płaczu, jednego albo dwóch, cała zapocona i znerwicowana wychodzę wreszcie na powietrze.
Spacer często jest staniem w miejscu i marznięciem, bo oto córa zalicza napotkane murki i ani myśli iść dalej. Cóż, plac zabaw o tej porze roku zamiera... No nic. Ja marznę, ale synio śpi, a córcia łapie tlen.
Z godzinę wracam zmarznięta z modlitwą na ustach, żeby udało się go położyć śpiącego w domu, żeby spał jeszcze te dwie godziny jak to ma w swoim zwyczaju, a samemu... zabrać się za obiad przy wtórze starszej marudy. Pocimy się dalej i wymyślamy kreatywną pomoc w kuchni dla dwulatki. Dziś padło na krojenie pieczarek nożem do smarowania masła. Robiła co mogła.. I wszystko byłoby git, jakby Młodszy się nie obudził.... Dziś jednak coś mu przerwało sen, a obiad zrobić trzeba! Dziś szczepienie, więc jak M. wróci z pracy obiad musi już być! Pocę się więc podwójnie. Z niedospaną Marudą i z Małym, Nieśpiącym.
Obiad dla córki z coraz bardziej marudzącym synciem. Bo przecież krótko spał po spacerze, więc nadal chce spać. W chuście mu źle. O raju, jak ją karmić?? Ok. Czasem lubi trochę swobody, kładę, go więc obok na łóżku, zdejmuje porcięta, niech macha nogami, a ja kończę szaleństwo karmienia. Potem szybkie usypianie w chuście z łażeniem po całym domu i z zerkaniem na Zuz.
Niecierpliwie oczekuję godziny powrotu ojca dzieciarni. Że choć trochę odciąży, że wreszcie wezmę Poziomę na ręce, a nie kolejny raz powiem jej: poczekaj teraz nie mogę. Bo odkąd włączyła jej się zazdrość, na ręce do mnie chce nieustannie... Biorę telefon i zastanawiam się czy już dzwonić gdzie on jest?! Już powinien być. Zaraz ze wszystkim nie zdążymy. Niewyspanie Małej coraz bardziej daje się we znaki, ale przecież uśpić w dzień się nie da! Dzwonię. Nie odbiera. Dlaczego nie odbiera??? Nie dość, że go jeszcze nie ma, to jeszcze nie wiem za ile być zamierza. Powoli dostaję szału. Dobra. Trzeba radzić sobie samemu... Myję włosy. Młody w bujaczku, Starsza na kibelku, prawie skacze przez kabel od suszarki, rusza wszystko co nie wolno. A ja przypominam sobie, że kiedyś w łazience bywałam sama... To teraz ubieranie towarzystwa bo przecież jest już tak późno, że jak on wreszcie powróci to trzeba być gotowym! Ten brzęczy, tą przekonywać, że strój, który jej wybrałam jest fajny i wszystko do siebie pasuję i w ogóle świetnie wygląda...
W końcu powrócił. Mąż i ojciec. Oddaję mu syna, kończę dlań obiad i po części dla mnie.. I w pewnym momencie zauważam:
- Ale dziś w końcu, znowu godzinę później wróciłeś.
- No. Tak. Ale tak szczerze to chcesz wiedzieć czemu?
Sama nie wiem czy chcę wiedzieć. Co to zmieni, Ciagle ma pieryliard spraw, A to dziennieki, a to rodzice a to dyrektor. Ale sam zaczyna:
- Wiesz, bo siadłem do komputera i wszedłem na youtube i wiesz. Niektóre piosenki są tak popularne, że maja 5mln odsłon. Czaisz to?!
??????????? Wtf??? Co on do mnie gada? Ja to walczę z nimi dzień cały. Spinam poślady od rana do południa, a on sobie po lekcjach jeszcze na youtube postanowił wejść.
Łzy mi stanęły w oczach i gulę w gardle poczułam mieszając ten sos pieczarkowy z mąką i śmietaną... Jeść mi się odechciało... Męska beztroska po raz kolejny. Tym razem w wydaniu mojego męża. Ojca. Który nieraz jest tylko jak kolejne dziecię me...
Finał mnie nawet zaskoczył:)))
OdpowiedzUsuńMiłości kochana... odpuść trochę sobie. Ja wiem, jak to jest... łatwo powiedzieć... ale ja odpuściłam. Jak nie mam czasu, to nie robię obiadu, albo jeden na dwa dni albo i trzy robię i tylko odgrzewam. Jak nie ma obiadu, to mąż zrobi. Wodę na kaszę i mięso do garnka wsadzić umie chyba. Jak nie mam możliwości, to nie wychodzę na spacer, nic się nie stanie, jak Antoni raz w domu posiedzi. Jak zajmuję się Adasiem, to Antkowi włączam bajki, nie umrze, jak trochę poogląda. Mi dzisiaj od 6:30 do 21 Adaś pospał pół godziny w domu i może troszkę przekimał w wózku jak na rehabilitację jechaliśmy, a on jak nie śpi to non stop musi być na rękach, chusta nie wchodzi w grę bo też się w niej denerwuje, pomijając fakt że nie powinnam. A jak się denerwuje to wyje na cały wieżowiec. Robię to, co muszę, a resztę jak mi się w terminarzu zmieści, bo inaczej bym dostała nerwicy. I tak nieraz nerwy puszczają.
Żonko, ja mam wrażenie, że robię naprawdę tylko to, co podstawowe. I tak już nawet nie pisałam, że w między czasie staram się coś sprzątać, bo Zuz roznosi teraz wszystko i wszędzie. Ale co ma robić jak mama zajmuje się braciszkiem? Także nie wiem kto powinien teraz zyskać miano Pierwszego Bałaganiarza w naszym domu. Ona czy M. :P
OdpowiedzUsuńCo do spaceru, to jeśli nie szaleje mega wiatr albo nie pada, to staram się wyjść. Inaczej Karol na pewno na tyle nie uśnie..
Obiad... dobrze jakby był, ale faktycznie czasem robi sie dopiero jak M. wróci.
Ja Ci powiem, że jestem teraz i tak w stanie o wiele więcej zrobić niż przy Małej Zuz, która była podobna do Adasia. Fakt faktem trochę spała, ale jak nie spała, to ciągle na rękach... Karol przy niej to anioł :)
Także ja jak ja, Ty jak w takiej kombinacji potrafisz zrobić to niezła babka jesteś!!!! :*
Ja jestem w stanie więcej zrobić niż z małym Antośkiem, mimo że teraz stwierdzam, że on był świętym dzieckiem:) Po prostu człowiek przy dwójce się bardziej ogarnięty robi, nie wiem czy też tak czujesz:) U nas koszmarnie dużo czasu zabierają dojazdy to do lekarza, to na rehabilitację, a nieraz dwie wizyty w ciągu dnia mamy, I ćwiczenie w domu... Ale u mnie chyba Antek od Zuzy grzeczniejszy:)
UsuńNiestety my polki wynosimy z domu obraz matki i żony idealnej bo taki był nam wpajany przez lata tylko zapomnimy że dziś ten świat gna dwa razy szybciej a my mamy tylko dwie ręce a nie stety i mężczyźni wynoszą z domu że powinni czekać na gotowe
OdpowiedzUsuńja to chyba mam zły charakter bo bym ten sos zostawiła i poszła poogądać te popularne piosenki na youtube :) zanim spodziewałam się Fasolki to obiad obowiązkowo musiał być tylko dla synka, jak nie ogarniałam to gotowałam nic i to nawet na dwa dni :) z dwójką widzę, że jest jeszcze ciekawiej
OdpowiedzUsuńOj, te łzy bezsilności na youtube'a rozumiem. I podziwiam, że Męża patelnią nie potraktowałaś ;) :*
OdpowiedzUsuń