I znów. Najłatwiej się ocenia jak nie dotyczy. Jak łatwo się wychowuje
cudze dzieci! A teraz mając swoje widzę i czuję aż nadto, że łatwo nie
jest. Bo jak takiemu słodkiemu szkrabowi odmówić czegokolwiek?? Serce
oddasz, samej Ci brakować może, ale dziecku dasz, kupisz.
Zawsze
dziwiłam się swojej mamie, że np. wracając z pracy to nam jakieś
bluzeczki kupi, a sobie nic- w starych chodzi. Nie zależy jej? A teraz
sama widzę, że choć nawet idę z myślą do sklepu, żeby sobie coś kupić,
to w większości przypadków kupie coś dla Małej a nie dla siebie. A jak
wracam z pracy to uwielbiam kupić jej soczek, mus owocowy. Ona tak się
cieszy jak ja wracam i coś dla niej mam...
No i tak dochodzimy do
wszelkiego typu słodyczy i ciastek. Zawsze uważałam, że im później tym
lepiej. Szczególnie u Zuzi - potencjalnie uczulonej na czekoladę, a poza
tym mleko czy jajka. Ale im dziecię starsze tym trudniej zjeść coś,
żeby i ona nie chciała.
Zaczęło się od Wielkanocy. No te święta już
były nierealne, żeby Zuzia nie pojadła słodkiego. A jako, ze pierwsze co
dostała słodkie w pokaźnej ilości była drożdżowa babka - od teraz jak
zobaczy jakieś ciasto mówi, że chce "babki, babki!". Umówmy się, im
mniej tym lepiej, ale jak tu odmówić tej małej, słodkiej, proszącej
istotce?? Każde "nie" wiąże się z płaczem i buntem. Ty wyrodny rodzic
jesz, ale dziecku wymyślasz, że to niedobre, że fu. Żeby nie chciało.
Boziu jakie to durne i nieprawdziwe! I ja widzę jak często się łamię...
Szczególnie, ze i czekolada jej nie szkodzi, i ciasto choć podjadła tu i
tam - a to z jajkiem, a to z serem i też nic jej za bardzo...
Inna
sprawa to życie codzienne i zabawa. No przecież ona taka mała - to i
sprzątnąć można po niej i olać jak wkurzona pyrga czymś o ziemię -
podnieść za nią i po krzyku. To jakoś przychodzi samo z siebie. Wydaje
mi się, ze bardzo trudno łatwo przeoczyć moment kiedy trzeba zacząć
prawdziwie wychowywać. Półtora roku - gnojek za bardzo jeszcze nie mówi,
ALE ROZUMIE PRAKTYCZNIE WSZYSTKO!!!! I choć jeszcze się nie chce, bo łatwiej szybciej zrobić wszystko za nią to czas najwyższy!!!!! Bo ona
doskonale rozumie, że jak chce robić "pisiu, pisiu" to zanim weźmiemy
kartki i kredki "NAJPIERW musimy posprzątać klocki" i jak jej zależy na
rysowaniu to bardzo ładnie ze mną sprząta a potem na dodatek jest z
siebie dumna ;-) "Najpierw". Myślałam, ze to trudny wyraz, ale ona go
doskonale rozumie.
Najgorzej jest z jej buntem - mówią, że
przechodzi go dwulatek. U nas już jakiś czas temu się zaczęło ;-) Jak
nie idzie po jej myśli, potrafi się denerwować i jak ma coś pod ręką do
rzuca tym o ziemię. I co? Można tam niby jakoś nakrzyczeć, powiedzieć -
"tak się nie robi, no no no. Nie krzycz, nie płacz." Ale już z 20-
miesięcznym Bąblem jest mega walka, jak powiesz "podnieś to, co
zrzuciłaś". Czasem stoję z nią chyba z 15 min. I ona stoi obok mnie,
płacze, wie, że nigdzie z nią nie pójdę, nie zrobię, dopóki nie
podniesie, a ona skubana czasem nawet już niby weźmie, ale za chwile
znów rzuci. Bo jak to ktoś każe jej coś poprawiać, co zrobiła źle?
Uparciuch :P W życiu nie pomyślałam, że z takim Maluchem będą już takie
przeboje...
A wychowywać trzeba już i to bardzo stanowczo i konsekwentnie.
Jak
jeszcze można rozpieszczać, tzn. na czym ja się łapię? Siedzi sobie
taki Maluch na kanapie - np. je kaszkę. A ona "lalę daj". I pewnie, że
szybciej i łatwiej przy tym jedzeniu będzie jak podniosę się i tą lalę
jej dam, żeby i ją można było karmić. Ale nagle mnie oświeciło, że uczy
się, że ma rodziców na posyłki. I jak jej powie się; sama sobie weź,
zwlecze się i weźmie i wróci i dalej grzecznie je, czy czyta książeczki,
o które prosiła żeby jej przynieść.
Teraz doskonale czuję i widzę, że trudno nie rozpieścić i wychować... Dobrze, że pojawiło się to drugie..... ;-)
Trzeba być silnym, ale nie zawsze się to udaje, jak się zobaczy skruszoną, smutną minkę. Wiem, siostra zawsze taką robi i mnie wykorzystuje jak przyjeżdżam, a ja nie umiem odmówić, ma 14 lat i umie jeszcze tak wykorzystywać :D Chyba mam słabość do niej... za bardzo :)
OdpowiedzUsuńKiedy patrzę na to jak moja Mama podchodzila do mojego wychowania a jak np wychowują dzieci moje koleżanki to czasem mam wrażenie że to niebo i ziemia Mama nie miała ze mną większych trudności prócz okresu buntu w czasach gimnazjum nie byłam dzieckiem które kladło się w supermarkecie i odstawialo sceny histerii bo chciało nową zabawkę Nie znaczyło nie i nie było dyskusji myślę że wychowanie to też znak czasu
OdpowiedzUsuńJa już teraz zaczęłam się interesować różnymi metodami wychowania i spodobała mi się bardzo jedna zasada dotycząca kar - żeby to nie była kara dla kary, ale konsekwencje: np. rzucasz jedzeniem? ok., nic innego teraz nie dostaniesz, aż do kolejnego posiłku, a nie np. że bajki nie będzie, bo dziecko nie widzi związku między jednym i drugim. I jeśli np. mówimy "nie rzucaj jedzeniem, bo trzeba je szanować "to nie wyrzucajmy tego jedzenia z ziemi do kosza tylko dajmy pieskowi albo kaczkom (ale my nie dziecko - bo nie przestanie rzucać-karmienie to frajda ;) ). Dla mnie to super logiczne i mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńPS
Usuńjakiś kontakt do Ciebie mogę prosić? albo wyślij mi maila (choćby pustego) na 23048.8w@gmail.com