Jest!!!! Kruszynka jest z nami tu na tym świecie!!!! O 2.30 w nocy, 25 sierpnia, przez cesarskie cięcie urodziła się Zuzanka.
Oczywiście wszystko nagle, ale trochę tak jak czułam, przed czasem - znaczy terminem porodu, i.. jak pójdę do spowiedzi... tak jakoś czułam...
W piatek po południu pojechaliśmy do szpitala, ja trochę przerażona, bo śluz zaczął robić sie brunatny i bałam się czy nei odkleja się łóżysko i czy zaraz nie pojawi się krew!!!
W szpitalu okazało się, że to normalny symptom zbliżającego porodu - ponoć odchodzący czop (e?), ale skoro przyjechałam to mnie zatrzymaja, choc moge leżec jeszcze cały tydzień..... Dodatkowo powiedziałam, że z rana czułam mniej ruchów niż zwykle i że to niby powód zatrzymania nas. Ja wielce niepocieszona, ale co zrobić? W nocy aż sie popłakałam, że musze tam leżeć bez M.
Ale.... juz ta noc okazała się ostatnią z Bąblem w brzuchu! Skurcze (jak się później okazało) jeszcze mało bolecne ale już regularne. Więc ja co - po 2,5 godzinach do Pani położnej. Po kolejnym badaniu zawieźli mnie piętro wyżej, tam położyłam się z informacją, że to jeszcze długo... Musi mnie boleć cąły brzuch.... Podłączyli mnie już pod kolejne KTG i.... za chwile odeszły mi wody!!!! a wtedy skurcze bolały oj bolały, a ja się ruszyć nie mogłam.
Wody były zielone - a to chyba dlatego, że miałam w ciązy jakieś zakażenie bakteryjne - zaczęła więc położna badać co tam i jak tam i wtedy zobaczyła, że Babel leży pupą do wyjścia. No więc..... cesarka!!!
Lekarze którzy przyszli do zabiegu patrzyli na mnie kręcąc głową, że niby nie powiedziałam.... A przeciez on przyjmując mnie - po pierwsze miał moje ostatnie usg przed sobą, a po drugie sam przyjmując mnie też powinien zrobić usg. Ale cóż.
Wtedy dopiero mogłam w biegu zadzwonić po M. Choć ciągle pisałam mu smsy jak rozwija się akcja. Jak przyjechał byłam już na sali. Znieczulenie zewnątrzoponowe. Wszystkiego byłam świadoma - więc się cieszę - choć trochę bolało - znaczy te wszystkie zabiegi po wyjęciu Malca. Dziewczynki!
Jak już wywieźli mnie z sali, jeszcze chwile poleżałam i zaraz nam ją przynieśli. JAKI TO BYŁ ŚMIESZNY GNOMIK!!!!! Myślę sobie: "ojojoj" :))) A Zuzia - już od pierwszego przystawienia zaczęła pięknie ssać!!!!
W szpitalu byliśmy 5 dni. Malutka musiała mieć antybiotyk i kroplówki dwie... :( Miała coś z elektrolitami - musieli jej podawać, bo było jakoś za mało.
Ogólnie wypisali ją już zdrową... I mam nadzieję, że tak będzie. Że będzie przybierać na wadze - bo ślicznie ssie (mam nadzieję, że nie za rzadko - bo i tak muszę ja budzić i czasem przerwa jest dłuższa niż 3 godziny).
Takie mamy małe zmagania... czasem boli brzuszek i jest trochę płaczu, ale z reguły jest bardzo grzeczna. Na razie pojawiają się takie małe wątpliwości - co można jeść - bo niby wszystko, ale tego lepiej nie i tamtego też.... Ech. I czy nie za ciepło ubrana czy nie za lekko. Czy jak raz zjadła, a za chwile nie usypia, dalej płacze, ssie rękę to dalej dawać jeść? Czy jej się nie przekarmi? A co z czkawką? Kichaniem? Tysiące pytań. Jutro przychodzi położna może rozwieje trochę wątpliwości...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz